Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 24 września 2017

Dookoła komina

Jeden dzień wolny to nie jest zbyt wiele i jak zwykle nie bardzo wiem co z nim zrobić. Trzeba by trochę izbę ogarnąć, jakieś zakupy zrobić no i do Urzędu Pracy też muszę się wybrać jeszcze w tym miesiącu. W przeciwnym razie, gdybym nie znalazł nowej pracy od 01.01.18 mogą mi wstrzymać wypłatę świadczeń na trzy miesiące. No ale ma być ładny, jesienny dzień a w przyszłym tygodniu, w czwartek też mam wolne więc Arbeitsamt może poczekać. Zwłaszcza, że zapowiadają deszcz. Akurat pogoda na taką wizytę. Pozostaje tylko problem, gdzie jechać ? Zrobiłem kiedyś taką listę miejsc, które można odwiedzedzić w czasie jednodniowych wypadów. Tym razem pada na kaplicę Św.Barbary w Karlsbad.

czwartek, 21 września 2017

Mieszane uczucia - część piąta.

Jak się okazało na kolację był befsztyk plus pieczarki w sosie wyczarowanym przez Pierra no i oczywiście jego sławne frytki. Pierre jest Belgiem a jak wiadomo frytki właśnie stamtąd pochodzą. Potem jeszcze była degustacja pastis ale nie na tyle intensywna, żeby się znów rano nie zerwać. Podobnie jak wczoraj tak i dzisiaj o ósmej rano jest przejmująco zimno. Znów podwójny polarek.
Szybko jednak robi się cieplej więc po śniadaniu i obligatoryjnych kawach mogę ruszać. Plan na dziś to odległe od Apt o 50 kilometrów Aix-en-Provence


Mieszane uczucia - część czwarta

Budzę się rano, wystawiam nos z namiotu...i prawie mi zamarzł. Potwornie zimno. Niby świeci słońce ale muszę na siebie założyć dwa polarki. Ponieważ nigdzie mi się nie spieszy wskakuję na powrót do cieplutkiego śpiwora. Nawet jeszcze nie ma ósmej więc moge się oddać lekturze. Po jakimś czasie robi się już cieplej więc mogę opuścić przytulne wyrko. Idę do Pierra po pain au chocolat czyli takie krosanty z czekoladą w środku ale kawę robię już sobie sam bo ta jego nie bardzo mi smakuje. Nie chciałem tu przyjeżdżać ale nie da się ukryć, że po kilku dniach deszu i dzwonienia zębami to miła odmiana.


Mieszane uczucia - część trzecia.

Ponieważ przezorny zawsze ubezpieczony, przygotowałem się i na tą ewentualność i wgrałem sobie trasę do Navitela. Zachwycony jednak nie jestem. Od kilku lat jestem w Luberon dwa razy do roku a ostatnio byłem tam dwa miesiące temu. Naprawdę nie chce mi się tam jechać. Cała ta wyprawa jakaś taka bez sensu. Cieszyłem się na Pireneje...No ale w deszczu, przy dziesięciu stopniach to raczej mało zabawne a patrząc na mapę pogodową, cała Francja na szaro albo czarno i tylko Prowansja jest oznaczona słoneczkiem.
Jedyne co to to, że z Carcassonne rozstaję się bez żalu. Zimno i mokro. Mało gościnnie. Może za jakiś czas. Warto byłoby dokładniej zbadać ziemię i historię Katarów.
Plan na dzisiaj :



Mieszane uczucia - część druga

Oczywiście zaczynam od kempingu. Camping de la Cite jest co prawda nie najgorszy ale 48 Euro za dwie noce ? Za te pieniądze u Pierra w Luberon cały tydzień bym siedział...Rozbijam obozowisko a że nie mam już ochoty na jazdę idę do miasta spacerkiem. Długim spacerkiem. To jakieś 25 minut. Po drodze mam okazję podziwiać Cite de Carcassonne


Potężna twierdza z długą i bogatą historią ale jak większość twierdz położona na wzgórzu. Mam dosyć spacerów więc postanawiam, że podjadę sobie jutro motorkiem a póki co kieruję się do położonej po drugiej stronie rzeki Aude nowszej części miasta.

środa, 20 września 2017

Mieszane uczucia - część pierwsza.

Prognoza pogody dla Francji nie jest zbyt obiecująca a i jakoś nie mam nastroju na wyprawę ale wiem, że jak nie pojadę to bedę żałował. Długo....To głupie uczucie, zawsze ruszam z radością na spotkanie nowych przygód ale tym razem to tak na prawdę z przymusu.
Ponieważ pierwszy przystanek we Francji to jak zwykle Quingey nie ma potrzeby zrywania się o brzasku. To co prawda prawie 400 kilometrów ale bez żadnych górskich wygibasów. Przez Niemcy to Bundesstarasse, potem trochę autostradą a potem to już tylko drogi departamentalne. Po Francji się super jezdzi bo ruch na tych właśnie drogach jest niewielki, żeby nie powiedzieć żaden a jazda o wiele przyjemniejsza niż Route National o autostradach już nie wspominając. Tak czy owak, ponieważ pokonywałem tę trasę już wiele razy wiem, że na jej pokonanie potrzebuję siedem do ośmiu godzin więc mogę spokojnie zjeść śniadanie, wypić jedną kawę, drugą i gdzieś koło dziesiątej ruszam w drogę.
Już po kilku kilometrach klepię się z uznaniem po plecach za to, że założyłem na siebie bieliznę termiczną i zapakowałem większą ilość ciepłych wdzianek. Pogodaj nie jest, jak mówiła Chmurka, zachęcająca do spacerów. ( a może to był Wicherek ? )


wtorek, 5 września 2017

in memory of - prolog

Miała być kolejna odsłona przygód Grubaska i Kózki ale niestety mój przyjaciel ma zapalenie migdałków. Kto przechodził ten wie, że to mało zabawne...Tak więc, planowaną od roku, kolejną wspólną wyprawę  diabli wzięli. Trudno jadę sam. Może to i nawet lepiej bo jakoś nie mam ochoty na towarzystwo. W pracy totalny Armagedon a świadomość, że od 01 Stycznia 2018 i tak nas wszystkich zwalniają ( outsourcing ) też nie działa motywująco. Sobota to już był zupełny dramat. 49 odwołanych lotów. To już nie jest praca tylko walka z chaosem. Niedziela nie była lepsza. Poniedziałek i Wtorek melduję się chory. Nie mam już siły.