Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 2 grudnia 2018

Greta van Zeppelin czyli kilka słów na zakończenie sezonu

Pierwszy Grudzień. Pogoda jak wiosną. Słońce i jakieś dziesięć stopni. W sumie można by się jeszcze gdzieś wybrać ale ponieważ następne dni zapowiadają się już mało wiosennie odstawiam moja Kiddo do warsztatu na przegląd i tym samym oficjalnie uznaję mój sezon motocyklowy 2018 za zamknięty.
Wypada jakieś podsumowanie skreślić. Odpalam najnowszy nabytek czyli Greta van Fleet i zaczynam zbierać wspomnienia. A tak nawiasem...Greta van Fleet zwana też Greta van Zeppelin...Wielki hype. Ktoś napisał : Led Zeppelin naszych czasów. No właśnie...Jakie czasy taki Led Zeppelin...Płyta w sumie całkiem niezła chociaż ...Począwszy od dzwięku, przez kompozycje, cuichy i ruchy na scenie to absolutna zżynka z LZ bo trudno to już nazywać inspiracją. Młodzież jest zafascynowana...Leśne dziadki, jak ja, mają wyższe standarty..ale w sumie dobrze, że taki zespół się pojawił. Może coś z nich będzie...

sobota, 10 listopada 2018

Listopadowe kilometry

No cóż...nie da się ukryć, że Listopad to jednak mało motocyklowy miesiąc. Nic więc dziwnego, że co poniektórzy odstawili już motocykle na zimowe legowiska. Inni znowu zamienili motocykle na rowery...Jeszcze innych trafiły strzały z łuku wrednego synka Venus i Marsa i nie myślą już o niczym innym tylko o miłości. No cóż...są tylko trzy wieczne rzeczy na świecie a miłość jest jedną z nich więc trudno się dziwić. ( Dla wyjaśnienia, dwie pozostałe to wieczne pióro i wietrzna pogoda...) Znam nawet takich co odhaczyli wszystkie punkty...Ja natomiast nie mam najmniejszego zamiaru zaakceptować końca sezonu. Jak powiedział Generał Pierre Cambronne : "Le Garde meurt, mais elle ne se rend pas." Trzeba przyznać, że sam Generał zawsze zaprzeczał aby miał kiedykolwiek coś takiego powiedzieć ale przecież legenda jest o wiele bardziej ekscytująca od prawdy...Tak czy owak mam trzy (!!!) dni wolne, pogoda ma być całkiem całkiem a więc w drogę.

poniedziałek, 15 października 2018

W Dolinie Dunaju

Piętnasty Pazdziernika i wygląda na to, że lato się definitywnie kończy. Ma to być ostatni słoneczny i ciepły dzień. Coś tam się może jeszcze trafi ale będę musiał mieć dużo szczęścia aby zgrać to z wolnym dniem...Ostatnie trzy dni w pracy były wyjątkowo udane no ale to nic dziwnego przy zmianach od 14.30 do 00.00 zwłaszcza, że tak naprawdę od dwudziestej pierwszej niewiele się dzieje. Tylko night-stops więc nie mam za wiele do roboty. Jadę na pozycję, sprawdzam czy wszystko jest przygotowane i czekam na samolot. Potem witam się z załogą, krótkie ple, ple i to by było na tyle.
Niestety, żeby nie było za różowo, dostałem plan lekcji na przyszły rok z zadaniem zaplanowania sobie urlopu. Wszystkiego razem dwadzieścia sześć dni i połowę z tego muszę wykorzystać pomiędzy początkiem Listopada a końcem Kwietnia. Po co mi urlop w zimie ? Chyba najwyższa pora poszukać innej pracy... 
No ale tym będę się pózniej martwił. Póki co trzeba wykorzystać, jak już wspomniałem, zapewne ostatni, słoneczny dzień. 

niedziela, 7 października 2018

Z wizytą w Czarnym Lesie

Po tygodniowym pobycie w Gdańsku wracam w Piątek wieczorem do Stuttgartu. Zrzucam cały majdan i jadę do garażu po moją Kiddo. Jutro ma być ponad dwadzieścia stopni no a że w Poniedziałek znów do fabryki i to na 04.45 trzeba tę Sobotę wykorzystać. Niestety nie mam już pomysłów na jednodniowe wypady, zwłaszcza jesienne gdy krótki dzień mocno ogranicza zasięg...Po raz kolejny po zakupy do Francjii ? Ile w końcu można...Pozostaje tylko Czarny Las. Pora odwiedzić stare kąty, które jakoś zaniedbałem w tym roku.

piątek, 21 września 2018

Zamek Fleckenstein

Jest co prawda dziewiętnasty Września ale pogodę zapowiadają zupełnie lipcową. Cały dzień słońce i trzydzieści stopni. Trzeba koniecznie wykorzystać. Znów mam tylko jeden dzień wolny...no i co tu począć ?  Chciałem ruszyć na południe do Bawarii ale to ponad czterysta kilometrów w obie strony a jak jeszcze doliczyć zwiedzanie to dnia zabraknie. Pozostaje plan B czyli Francja.

niedziela, 9 września 2018

Niedzielna wycieczka dookoła komina

Jak zwykle po pięciu dniach wstawania o czwartej rano, kiedy już mam wolny dzień też budzę się jeszcze przed świtem. 05.15. Od czego by tu zacząć ? W sumie to przecież środek nocy. To raczej pora na coś spokojnego...Stacey Kent, Monk, Coltrane albo może Bryan Ferry ? Przeglądam moje zasoby i w międzyczasie przypominam sobie słowa Lemmy'ego 

piątek, 31 sierpnia 2018

Nad Jeziorem Bodeńskim

Jedyny pozytywny aspekt porannych zmian, zaczynających się o piątej rano jest taki, że jak już mam potem wolny dzień to się budzę z samego świtu bez budzika. Niestety, lato się nieodwołalnie kończy. Wącham przez okno to poranne powietrze i już wiem, że przed siódmą trzydzieści nie ma co ruszać w drogę. Słońce bardzo powoli budzi się ze snu, ja zresztą podobnie więc na początek trzeba coś z przytupem. Wybór pada na absolutnie rewelacyjną płytę z jeszcze bardziej rewelacyjną okładką.


niedziela, 19 sierpnia 2018

...a wyszło jak zwykle.




" Ty jesteś zupełnie nienormalny !!! " wykrzyknęła, całkowicie zdenerwowana, moja żona. ( Dzisiaj to poważna pani, bywająca na salonach więc nie będę jej tu teraz proletariackiego języka wypominał ale użyła o wiele dosadniejszego określenia. ) Zerwała się kanapy na której z wielkim wysiłkiem intelektualnym, zmagała się z najnowszym wydaniem "Wróżki" i z salonu ewakuowała się do kuchni.
Byłem zupełnie zaskoczony tym nieuzasadnionym atakiem werbalnej agresji. I to z jakiego powodu ? Że chciałem sobie posłuchać nowo nabytej płyty ?


Trzeba jednak przyznać, że jakieś dziesięć minut wytrzymała...Wydaje mi sie jednak, że to była bardziej zasługa pisma, którym była tak pochłonieta, że całkowicie przeciążony nadmiarem informacji umysł nie rejestrował już bodzców dzwiękowych. Oczywiście wszystko skończyło sie tak jak się skończyć musiało czyli rozwodem.
Przypomniała mi się ta sytuacja gdy właśnie od " No pussyfooting" rozpocząłem o szóstej rano Sobotni poranek. Nie próbujcie tego w domu. No chyba, że ktoś mieszka sam...

wtorek, 7 sierpnia 2018

Złodziej książek czyli krótka wycieczka do Colmar albo jak zdemaskowałem kolejnego kosmitę

Takie zdanie wyczytałem : " Z psychopatologicznego punktu widzenia istotne jest, że urojenia paranoiczne są osądami, które są możliwe do zaistnienia w przeciwieństwie do urojeń paranoidalnych. Urojenia paranoiczne są usystematyzowane, a w wyrażonych urojeniowo treściach występuje spójność." No na takiej zasadzie to każdy ma takie urojenia i tak na dobrą sprawę każdego też można w kaftan ubrać. I być może, niektórzy z was, po przeczytaniu tej relacji pomyślą, że ja na takie urojenia cierpię ale nic bardziej mylnego. Pamietacie jak w zeszłym roku na ITT zdemaskowałem kosmitę podającego się za człowieka i to w dodatku Polaka ? Już wtedy się dziwiłem, że tylko ja to odkryłem... Ciekawe co teraz powiecie ? Okazało się, że jest ich wsród nas więcej. W każdym razie zdemaskowałem kolejnego. Jak ? Zaraz wam opowiem. Najlepiej będzie jak zacznę od poczatku.

sobota, 28 lipca 2018

Krótka wycieczka w Alpy



Tydzień urlopu to nie jest jakaś wielka rewelacja, no ale w tym roku to raczej wszystko na co mogę liczyć. Trzeba się więc cieszyć z tego co jest. Przynajmniej w Piątek mam ranną zmianę więc po pracy mogę spokojnie ściągnąć moją Kiddo z garażu, zatankować, zapakować  tak, że w Sobotę z samego rana mogę ruszać w drogę. Mam do dyspozycji osiem dni...Długo zastanawiałem się gdzie by tu pojechać ? Prowansja raczej odpada, byłem tam już wiele razy no i w Lipcu będzie tam nie do wytrzymania. Cevennes też już kilka razy objechany. Do La Rochelle można by się było wybrać ale w taki upał ? W Alpach powinno być nieco chłodniej....a więc Alpy. Byłem co prawda w zeszłym roku ale zawsze znajdzie się coś nowego do zobaczenia. Oczywiście na początek trzeba się przebić przez Czarny Las. 


sobota, 16 czerwca 2018

Cytadela w Bitche

Dzisiejszą relację rozpoczniemy muzycznie. Golgota. Ukrzyżowany Jezus, resztkami sił, wzywa do siebie Piotra. "Mój Pan mnie wzywa ! Jestem, jestem" woła Piotr i idzie w kierunku krzyża ale drogę zastepuje mu strażnik, obcina mu rękę i spycha w dół. Jezus ponownie go wzywa do siebie. " Piotrze, Piotrze ! " Piotr odpowiada:
" jestem, mój Panie" i ponownie wspina się na górę ale po drodze znów napotyka tego samego strażnika, który tym razem obcina mu mieczem nie tylko drugą rękę ale i obie nogi. I ponownie spycha go w dół. Jezus jednak ponownie go wzywa do siebie. " Piotrze, Piotrze gdzie jesteś ? " więc Piotr jak tylko może, turla się pod górę tym razem już nie niepokojony przez strażników. Dociera do ukrzyżowanego Jezusa i resztkami sił pyta :" Jak mogę Tobie służyć mój Panie ? ". Na co Jezus odpowiada : " Piotrze, widać stąd Twój dom".
To stary angielski dowcip z lat siedemdziesiątych. A co ma wspólnego z muzyką ? Ano to, że Andy Latimer i reszta zespołu Camel byli nim tak zafascynowani, że nazwali tak swoją kolejną płytę i dobrali do tego odpowiednią okładkę. Trochę było z tego powodu szumu...

 
Płyta jest, wbrew powszechnej opinii, całkiem niezła i od niej zaczynam dzień.

poniedziałek, 4 czerwca 2018

ITT 2018




Przyznam szczerze, że nie byłem zachwycony pomysłem organizowania tegorocznego ITT w Holandii. Do przejechania mam pięćset kilometrów. Za mało żeby rozkładać na dwa dni ( zresztą i tak urlop mam dopiero od Czwartku ) a na jednorazowy przeskok trochę dużo. Chciałbym tam dotrzeć na plus minus siedemnastą więc przynajmniej część trzeba będzie zaliczyć autostradą a do tej mam awersję po mojej zeszłorocznej przygodzie...Jeszcze na dokładkę zamiast wcześniej wyjść z pracy wychodzę godzinę pózniej. Do domu docieram o pierwszej w nocy więc zapowiada się krótka noc...

niedziela, 27 maja 2018

Dwa Bunkry

Przez ostatnie kilka dni było dosyć ponuro, jak nie deszcz to burze. No a jak burze to oczywiście opóznienia w ruchu lotniczym. I odwołane loty. Dobrą stroną mojej nowej pracy jest to, że w przeciwieństwie do poprzedniej nie mam teraz w takich przypadkach urwania głowy tylko siedzę sobie w kantynie, popijając kawę i popalając papierosy, czekając aż się sytuacja pogodowa uspokoi.
Na Wochenende za to zapowiadają trzydziestostopniowe upały no a że tak miło się składa, że mam wolne trzeba to wykorzystać. Plan jest w sumie prosty, kontynuacja eksploracji Linii Maginota w połączeniu z zakupami Nektaru czyli Napoju Bogów czyli Leffe Ruby. Mój Master of Puppets czyli główny koordynator zwalnia mnie w Piątek godzinę wczesniej do domu więć mam jeszcze czas na sprowadzenie Kiddo z garażu i następnego dnia już o ósmej, po śniadaniu i dwóch kawach, jestem w drodze. Dzień zapowiada się rzeczywiście obiecująco.


poniedziałek, 21 maja 2018

Deszcz

Szósta rano, lotnisko w Stuttgarcie. Leje jak z cebra. Za dziesięć minut ma odlecieć samolot do Dubrovnika. Wszystko idzie gładko, pasażerowie już na pokładzie, bagaże załadowane...No właśnie, bagaże. Ma być 63 a jest 64. Pytam głównego ładowacza : " słuchaj, może się pomyliłeś ?" Ten jednak idzie w zaparte. 64 i basta. Dzwonię do panienki z bramki. Są trzy bagaże stand-by, które zostają. No ale ja na pozycji mam tylko dwa więc już wiem w czym problem. Trzeci stand-by jest bez stendbajowej banderoli. Panienka podaje mi numer bagażu, chłopcy szukają, szukają i nic. Trudno, idę do cockpitu i melduję kapitanowi, że mamy o jeden bagaż za dużo. Ten jednak wielkiego wyboru nie ma. Od czasu zamachu w Lockerbie, bagaż bez pasażera nie ma prawa lecieć. Nie pozostaje nic innego jak identyfikacja bagażu przez pasażerów. Wykładamy więc bagaże na wagoniki, ( niby to nie moja robota ale loaderów jest tylko dwóch więc nie mam wyboru ), niestety nie wszystkie się mieszczą więc część stoi na płycie lotniska. Wciąż leje jak z cebra. Pasażerowie dwójkami wysiadają z samolotu i wskazują swoje bagaże. Oczywiście nie są szczęśliwi, że ich torby i walizki stoją w ulewnym deszczu...W końcu ostatni pasażer wskazuje swój bagaż. Zostaje jedna, samotna walizka. Sprawdzamy nazwisko na banderoli no i oczywiście pasażera nie ma na pokładzie. Jak przypuszczałem, stand-by bez odpowiedniej banderoli. Całe szczęście, że to był Dash 8/400 a nie Airbus 320...Koniec końców samolot odlatuje z godzinnym opóznieniem a ja i moich dwóch loaderów jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. A to był dopiero początek....Tak zaczął się mój dzień w pracy, który trwał 10 godzin i 45 minut. Dłużej nie wolno nam pracować....Jest mi jednak wszystko obojętne. Jutro mam wolne...Miała być Francja, muzeum i zakupy ale Francuzi mają święto więc jadę spędzić czas w towarzystwie zwierzątek.

piątek, 11 maja 2018

Wyprawa po Nektar

Nektar to w mitologii greckiej napój Bogów. Według Homera było to czerwone wino ale moim zdaniem to było raczej Leffe Ruby. Też czerwone tylko, że nie wino a piwo. Chodzi już za mną od dłuższego czasu. Mam jeden dzień wolnu, który właściwie powinienem przeznaczyć na sprawy gospodarcze. Pranie poukładać bo już od dwóch dni przekładam je z miejsca na miejsce, odkurzyc, zmyć podłogę... Kawalerska gospodarka ma jednak tę zaletę, że czy zrobię to dziś czy jutro czy za tydzień to i tak wszystko jedno. Nikomu nie przeszkadza. Odkładam więc wszystko na tzw. pózniej zrywam się o wpół do siódmej i już o ósmej jestem w drodze. Oczywiście do Francji. Na zakupy.

środa, 9 maja 2018

Obernai

Wczorajszy dzień był wyjątkowo udany a że dzisiaj pogoda ma być jeszcze lepsza, ponownie wybieram się do północnej Alzacji. Gmeram trochę w internecie w poszukiwaniu godnego celu i wybór pada na położone o jakieś 25 kilometrów na południowy-zachód od Strasbourga Obernai. Jest zaliczane do piękniejszych miasteczek w regionie więc wypada zobaczyć. Poza tym nie cel jest ważny a droga. Kurviger.de tak zaplanował trasę :


wtorek, 8 maja 2018

Wissembourg

Powoli zaczyna mi brakować pomysłów na jednodniowe wycieczki a niestety zanosi się na to, że bedzie to rok właśnie takich wypadów. Mam w końcu dwa dni pod rząd wolne i chociaż właściwie przynajmniej jeden z nich powinien być tzw. gospodarczy postanawiam wykorzystać oba na motocyklową turystykę. Trzeba w końcu zobaczyć coś innego niż lotnisko i samoloty. W sumie można by było gdzieś po drodze zanocować i wydłużyć zasięg, dochodzę jednak do wniosku, że w ten sposób dwa dni za szybko miną. Tak więc dwa jednodniowe wypady. Na pierwszy ogień idzie alzacki Wissembourg.


środa, 25 kwietnia 2018

Meersburg po raz drugi

Nareszcie skończyło się wstawanie w środku nocy. Przynajmniej na kilka dni...Pozaliczałem wszelkie możliwe egzaminy i mam dwa dni wolne. Oczywiście pierwszego dnia deszcz, burze i wiatr ale jestem tak wykończony, że bez żalu zalegam cały dzień w wyrku czytając książkę. Po tym jak Stephen Ambrose opublikował  " Komapanię Braci "  Major Richard "Dick" Winters stwierdził, że wiele historii zostało, siłą rzeczy, nie opowiedzianych  i postanowił je dopisać. Po pierwszej porannej kawie, kiedy mózg zaczął już jako tako funkcjonować, odpalam Pink Floyd " Ummagumma" i zagłębiam się we wspomnieniach trzeciego dowódcy Easy Company. 

Następny dzień zapowiada się za to słonecznie i bez upałów. Przez ostatnie dni mieliśmy tutaj prawdziwe lato. 28 do 30 stopni. Będzie dobry dzie do jazdy. Tylko dokąd by tu się wybrać ? W końcu postanawiam udać się ponownie do Meersburga. Co prawda byłem tam kilka dni temu ale trasa mi się bardzo podobała no i kilka rzeczy został do zobaczenia. Z automatu budzę się o szóstej i po porannych kawach i szybkim śniadaniu już o ósmej jestem w drodze.

wtorek, 17 kwietnia 2018

Meersburg


Wczoraj przejechałem ponad czterysta kilometrów, jutro znów trzeba wstać o czwartej rano, co tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem ? Pięknie bo już o szóstej rano. Bez budzika ! To ranne wstawanie to jakiś zupełny obłęd. Jak sobie pomyślę, że przez ostatnie dziewięć lat to o tej porze spać chodziłem...
W sumie, już tradycyjnie, pierwsza wycieczka w roku to Blaubeuren i magiczne jeziorko Blautopf ale w końcu ile można ? Wybór pada na więc na Meersburg nad Jeziorem Bodeńskim. Trzysta kilometrów to tak akurat.
No ale jest jeszcze ciemna noc więc najpierw muzyka. Warren Haynes "Ashes and Dust". Nie jest to to do czego nas przyzwyczaił z Gov't Mule i Allman Bros. ale jak wszystko za co się wezmie, znakomite. Doskonała płyta. Na każdą porę dnia.
Dzwiękowe kulisy zorganizowane więc pora na kawę i jakiś plan. Tu ponownie uciekam się do pomocy Kurviger.de. Wczoraj byłem zadowolony, zobaczymy jak dziś poprowadzi. Tak to wymyślił :


   Po kolejnych kawach i śniadaniu ( trzeba przyznać, że przez to wczesne wstawanie jakoś więcej czasu mam ) ruszam po kolejne wrażenia.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Annweiler am Trifels

31. Grudnia rozstałem się po dziewięciu latach z Germanwings chociaż tak naprawdę to oni się z nami wszystkimi rozstali. Outsourcing...Proponowano mi co prawda pracę w Monachium ale nie chciało mi się przeprowadzać. Zwłaszcza, że termin był krótki a ja już byłem spakowany na kolejną turę po Francji. Zanim znalazłem nową pracę minęły dwa miesiące i muszę przynać, że bycie bezrobotnym to bardzo miłe zajęcie. W sam raz zgodne z moimi uzdolnieniami. Gdyby to jeszcze lato było...Niestety, trzeba coś do garnka włożyć no i motor zatankować. Przez dziewięć lat widziałem samoloty jako kolorowe paski na monitorze a teraz mam je na żywo. No i nie muszę się z pasażerami użerać...Żeby jednak nie było za dobrze, tak jak do tej pory mogłem spać jak człowiek do jedenastej teraz muszę wstawać o czwartej rano...To nie jest normalne, żeby iść spać jak jest jasno na dworze a wstawać gdy jeszcze ciemno...Co prawda, wracam do domu o czternastej i zawsze się dziwię, że dzień jest taki długi ale z drugiej strony cały czas na autopilocie. Eh, do bani takie życie. No i ponieważ dopiero zacząłem pracę to raczej z urlopu i większej wyprawy w tym roku też raczej nic nie będzie. Dobrze, że chociaż na ITT dostałem cztery dni wolne.
No ale póki co mam  wolny weekend, pogoda zapowiada się całkiem obiecująco więc pora na rozpoczęcie sezonu. Nie bardzo mam jednak pomysł gdzie by tu jechać. Sprawdzam na początek Colmar ale w moim zaprzyjaznionym Ibis Budget nie ma miejsc. Trudno, Colmar zaliczę w Maju
( oczywiście o ile będę miał dwa wolne dni pod rząd ).
Zaplanowałem już wstepnie trasę na ITT. Korzystałem z Kurviger.de i wyszło pięćset kilometrów. Zakosami. Może być problem obskoczyć jednego dnia. Postanawiam wybrać się na zwiady.