Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 7 sierpnia 2018

Złodziej książek czyli krótka wycieczka do Colmar albo jak zdemaskowałem kolejnego kosmitę

Takie zdanie wyczytałem : " Z psychopatologicznego punktu widzenia istotne jest, że urojenia paranoiczne są osądami, które są możliwe do zaistnienia w przeciwieństwie do urojeń paranoidalnych. Urojenia paranoiczne są usystematyzowane, a w wyrażonych urojeniowo treściach występuje spójność." No na takiej zasadzie to każdy ma takie urojenia i tak na dobrą sprawę każdego też można w kaftan ubrać. I być może, niektórzy z was, po przeczytaniu tej relacji pomyślą, że ja na takie urojenia cierpię ale nic bardziej mylnego. Pamietacie jak w zeszłym roku na ITT zdemaskowałem kosmitę podającego się za człowieka i to w dodatku Polaka ? Już wtedy się dziwiłem, że tylko ja to odkryłem... Ciekawe co teraz powiecie ? Okazało się, że jest ich wsród nas więcej. W każdym razie zdemaskowałem kolejnego. Jak ? Zaraz wam opowiem. Najlepiej będzie jak zacznę od poczatku.


Najpierw był tygodniowy pobyt w szpitalu gdzie nie bardzo mogłem się ruszać. Gorączka, ogólne wycięczenie organizmu no i ciągle jakieś kroplówki. A to płyny z witaminami a to antybiotyk. Potem dwa tygodnie w domu, też w sumie cały czas przykuty do łóżka. Mam jeszcze tydzień zwolnienia i najwyższa pora zacząć się mentalnie przygotowywać na powrót do codziennego kieratu a wiadomo co najlepiej działa. Trzeba aktywować moją Kiddo i gdzieś się wybrać. Najpierw planuję trzydniowy wypad. Zawsze chciałem zobaczyć


no ale zapowiadają burze więc odpada. Poza tym właściwie nie mam jeszcze ochoty na trzydniowy wypad. Najlepiej gdzieś tak na jedną noc...Wybór w sumie jest tak naprawdę niewielki. Przeglądam zeszłoroczne impresje z Colmar


no i co tu się oszukiwać. To bije wszystkie zamki na głowę a więc Colmar. Niestety mój ulubiony Ibis Budget podniósł ceny prawie o 100%. Jeszcze w zeszłym roku za noc płaciłem 50 Euro a teraz wołają już 100. Tak więc problem na jak długo jechać sam się rozwiązał... Colmar, jedna noc a po drodze Mont Sainte-Odile. Jest to góra w Alzacji, która ma 760 metrów a na jej szczycie znajduje się klasztor Hohenburg. Oczywiście zanim tam dotrę muszę się przebić przez Czarny Las. Zrywam się więc z samego rana i już o 07.30 jestem w drodze.
Jak zwykle pierwsze kilometry, dopóki mózg nie przejdzie w stan stand-by, upływają w filozoficznym nastroju. Ostatnio często rozmawiam z L. Wczoraj wieczorem też. O tym i owym a między innymi o marzeniach, które się zapewne nigdy nie spełnią. A tak konkretnie to jak by to było, pozbyć się wszystkiego, odpalić motor i ruszyć w drogę ? Bez stresu, bez poganiania po prostu przed siebie. Chyba brakuje nam odwagi...Z drugiej strony jeden z największych filozofów naszych czasów powiedział : " Jesli nie jesteś za gruby ani za chudy, nie masz rodziny na utrzymaniu, nie jesteś Tutsi ani Hutu te sprawy, musisz sobie odpowiedzieć na jedno zajebiście ale to zajebiście ważne pytanie: co chcesz robić w życiu - i zacząć to robić". Co ciekawe on zaczął to robić. Wyjechał do Australii i śmiga na desce. Jednak wiem, że zarówno ja jak i L. znajdziemy tysiąc i dwa powody dla których dla nas jest to nie do zrobienia.
W końcu, jak zwykle, przeciążony myśleniem mózg przechodzi w stan spoczynku i pozostaje tylko cieszyć się jazdą i widokami.




Przekraczam Ren, mijam niedawno odwiedzone Obernai i już wkrótce widać klasztor.


Wschodnie stoki Wogezów to teren uprawy winogron. Alzacja a przynajmniej ta jej część słynie z produkcji win.



Jakąś dziwną trasę zaplanowałem i przebijam się kilometrami jakąś mocno zapomnianą drogą ( a co za tym idzie, w mocno opłakanym stanie, dziura na dziurze, wyrwy, odłamki skał ) przez alzacką dżunglę.
W końcu szczęśliwie docieram do Klasztoru noszącego imię Świętej Otylii z Hohenburga.




Legenda o Św. Otyli jest bardzo ciekawa ale za długa aby ją tutaj przytaczać. Musisz sobie czytelniku, oczywiście jeżeli jesteś zainteresowany, sam sobie wyguglać. Ja za to opowiem inną historię.
W Sierpniu 2000 roku z biblioteki klasztornej zaczęły w tajemniczy sposób znikać książki.Wielu podejrzewało Ojca Alain'a Donius'a, bibliotekarza. Zmieniono zamki, opieczętowano okna, nawet postawiono straż. Nic to jednak nie dało i książki wciąż znikały. Nie było żadnych śladów włamania ale bibliteka robiła się coraz bardziej pusta i biedny Donius bał się, że któregoś dnia zastanie tylko puste półki. Czasami znikała jedna książka czasami dziesięć. Ponownie zmieniono zamki potem jeszcze raz...W końcu zaczęto podejrzewać, że istnieje jakieś sekretne przejście. Zerwano podłogi, zbadano ściany i sufit...bez rezultatu. W końcu zupełnym przypadkiem jeden z biorących w tej całej akcji policjantów oparł się o regał z ksiązkami...ukryty mechanizm zaskoczył, regał się obrócił i już wszystko stało się jasne. Ukryte pomieszczenie a za nim przejście. Reszta była już prosta. Zainstalowano kamerę i jeszcze tej samej nocy, po dwóch latach od odkrycia faktu, że książki znikają złapano złodzieja. Był nim 32 letni Stanislas Gosse były oficer marynarki i nauczyciel z pobliskiego Strasbourga. Informacje o tajemnym przejściu wyszukał w publicznych archiwach. Zanim go złapano, zdążył ukraść 1100 pozycji, niektóre nawet z XV wieku. Groziło mu za to wszystko pięć lat więzienia ale ponieważ nie sprzedawał tych książek i manuskryptów tylko je sobie w zaciszu domowym studiował a niektóre zaczął nawet odnawiać skończyło się na grzywnie 17.000 Euro i pracach społecznych. Pomagał zakonnikom katalogować i restaurować książki.






Zaliczywszy główny punkt programu ruszam dalej. Trochę się kręcę po Wogezach czego o mały włos nie przypłacam życiem. Winkle zachęcają do jazdy i chociaż  Alpy to to może nie są ale i tak raz po raz butami  szoruję po asfalcie...Niestety paski bituminowe powodują, że moja Kiddo zaczyna wpadać w niekontrolowane poślizgi w zakrętach. No i to by było na tyle. Trzeba zwolnić...


Zjeżdzam z gór na bardziej przyjazne tereny.


Wspominałem już, że ta część Alzacji słynie z produkcji win ?



No a reszta to już Alzacja jaką znamy i kochamy.





Historię Shermana '' Renard" już opisywałem
http://kiddoontheroad.blogspot.com/2017/10/ostatnia-mapka-przed-odwykiem-czyli.html
ale nie mogę sobie odmówić zrobienia zdjęcia.


W końcu docieram do Colmar. Jest co prawda dopiero szesnasta ale jestem już w drodze od samego rana a poza tym upał jest trudny do wytrzymania więc najwyższa pora na jakiś prysznic i krótki odpoczynek. No i trzeba ruszyć na miasto, zobaczyć co się w ciągu ostatnich miesięcy zmieniło. No i zdążyć do FNAC'a. Nie da się ukryć, że winyle były ważnym argumentem przemawiającym tą wycieczką. Oczywiście na początek karuzela. Mało zdjęć bo juz setki razy obstrykane, jak zresztą wszystko w Colmar. Impresje.




Jest już osiemnasta a upał dalej mocno trzyma.




Tego motywu oczywiście nie może zabraknąć.



To też jeden z moich ulubionych motywów. Zawsze się zastanawiam jak taka rzezba się tu znalazła ? Kościół Św. Marcina.







Dalej znajomymi uliczkami



pstrykając to i owo


docieram do FNAC'a. Niestety nie ma żadnych ciekawych winyli do nabycia a w każdym razie takich, które by się opłacało wlec ze sobą. Kupuję za to dwa CD za w sumie 10 Euro. Diana Krall i potrójna Ana Popovic.















Nachodziłem się co w tym upale sprawia średnią radość. Pora odwiedzić moją ulubioną Jupiler Cafe, posmakować Leffe Ruby i narodowej potrawy.


Potem jeszcze oczywiście spacer. Znów pstrykając to i owo...

















Dobrze, że już było zamknięte bo bardzo chciałem kupić taki kieliszek do wina a trzeba przyznać, że cena jest zaporowa...


Ponownie zahaczam o Jupiler Cafe gdzie na zakończenie dnia jeszcze raz delektuję się półlitrowym Leffe Ruby i wracam do hotelu. No i tu historia się zapętla a koniec zbliża się do początku...
Ostatnio często rozmawiam z L. Tego wieczoru też... O tym i owym aż w końcu rozmowa schodzi na kino. Pada hasło: Maklakiewicz. Kult,
- widziałaś " Rekopis znaleziony w Saragossie" ?
- Nie.
- Jak to nie ?
- No nie.
-To przecież najlepszy polski fim wszechczasów. A wiesz chociaż jak się nazywał J23 ?
-Nie wiem kto to jest/był J23.
-A wiesz przynajmniej jaki numer boczny miał '' Rudy" ?
Tu pada odpowiedz ale po dłuższej przerwie i też jakoś tak bez przekonania. Widać, że na szybkiego wyguglane.
No i zacząłem powoli nabierać podejrzeń. L. nie wie kto to J23 ? Znajomość "Czterech pancernych i psa" też kuleje. To po prostu niemożliwe aby ktoś wychowany w Polsce tego nie wiedział. Te dwa seriale lecą praktycznie w pętli od 60 lat. Właściwie to żaden Polak już nie musi ich oglądać aby znać szczegóły. Ma to po prostu zapisane w kodzie genetycznym jak wszystkie inne informacje. Kolor oczu, włosów, charakter, J23-Hans Kloss itd.
L. próbuje jeszcze nieudolnie ucieczki do przodu :
- "Jak jesteś taki kozak to mi powiedz jak się nazywał polski olimpijczyk, który zdobył medal w jezdziectwie na Olimpiadzie w 1980 roku ?"
No o co tu chodzi teraz ? Jakie to porównanie ? Olimpijczyk z 1980 roku ? Kogo to interesuje i jak to się ma do takich postaci jak Marusia, Gustlik, czy Hans Kloss ? To tak jakby błysk zapałki do światła latarni morskiej porównywać. Zaczynam się powoli zastanawiać....Wygląda na to, że L. jakby nie do końca jest tą osobą za którą się podaje. W pierwszej chwili już chcę dzwonić do Straży Granicznej, że się nielegalna za polską obywatelkę podaje. Po chwili dochodzę jednak do wniosku, że L. w sumie nie wygląda ani na Pakistankę, Afgankę czy jakąś inną nielegalną z Murzynii.  W dodatku całkiem sprawnie posługuje się językiem polskim. Nawet k...potrafiła użyć no ale to z drugiej strony żadna sztuka bo k...pasuje w każdym miejscu zdania. Coś tu się nie zgadza...I nagle przychodzi olśnienie. To Wojcio zapewne po zeszłorocznej wpadce wysłał raport z ostrzeżeniem. Szybko taktykę zmienili cwaniaczki. Tym razem nie przysłali dwu i pół metrowego gościa tylko kobietę i to atrakcyjną. Muszą mieć statek-matkę gdzieś niedaleko albo się teleportują...tak czy owak, tym razem bardziej się postarali z kamuflażem i szkolenie jakieś widać zrobili ale chyba nie bardzo wiedzą jak się za to zabrać i w sumie parę zdań wystarczyło aby cała mistyfikacja wyszła na jaw. Chyba się tym zajmę profesjonalnie. Będę jak Dean Winchester w Supernatural tyle, że ja będę demaskował kosmitów.
Będę miał się nad czym zastanawiać w drodze powrotnej...
Ta prowadzi ponownie przez Czarny Las.




Niestety, rekreacyjna jazda zamienia się wkrótce na wyścig z burzą. Pioruny walą po okolicy, co chwila pada deszcz no a ja oczywiście zostawiłem moje heavy-duty przeciwdeszczówki w domu...Przez dwa miesiące kropli deszczu, klęska suszy, rolnicy wyrywają sobie włosy z głowy a jak się tylko na dwa dni wybrałem na wycieczkę to leje...Tak czy owak wyścig wygrywam. Docieram w miarę suchy do domu a przed sobą mam jeszcze trzy dni rekonwalescencji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz