Kiddo

Kiddo
w drodze....

piątek, 21 września 2018

Zamek Fleckenstein

Jest co prawda dziewiętnasty Września ale pogodę zapowiadają zupełnie lipcową. Cały dzień słońce i trzydzieści stopni. Trzeba koniecznie wykorzystać. Znów mam tylko jeden dzień wolny...no i co tu począć ?  Chciałem ruszyć na południe do Bawarii ale to ponad czterysta kilometrów w obie strony a jak jeszcze doliczyć zwiedzanie to dnia zabraknie. Pozostaje plan B czyli Francja.

Jak zwykle po serii porannych zmian rozpoczynających się o 04.45 w mój wolny dzień  też się budzę w środku nocy. 05.45.Pogodę zapowiadają może i lipcową ale jak pamiętam to w Lipcu o tej porze świeci już słońce a dziś za oknem Starless and Bible Black. A właśnie..."Starless". Ostatni utwór na płycie "Red" King Crimson. Ta sama liga co "Child in Time", "Stairway to Heaven" czy " July Morning" a chociaż te trzy na przemian zajmują zawsze pierwsze miejsce we wszelkiej maści plebiscytach na najlepszy utwór wszechczasów ( czasami pojawia się jeszcze " Bohemian Rhapsody")
to " Starless" jakoś nie...a jest moim zdaniem najlepszy. Posłuchajcie przy okazji. No ale że nie jest to utwór na rozpoczęcie dnia odpalam Velvet Revolver i oczywiście zaczynam od kawy. Przed siódmą trzydzieści nie ma się co w drogę wyrywać bo chociaż w ciągu dnia ma być te trzydzieści stopni to z rana jest na dworze bardzo rześko...Pomimo zapowiadanego pieknego dnia nie da się ukryć, że lato się kończy.
Po kolejnych kawach i śniadaniu ruszam w drogę. Oczywiście najpierw muszę się przebić przez Czarny Las i chociaż obeszło się bez termicznej bielizny ( po co ją zakładać skoro ma być trzydzieści stopni ? ) to bez zimowych rękawiczek już nie. Po francuskiej stronie jest oczywiście zupełnie inaczej...
Plan na dzisiaj to głownie pożegnanie miejsc odzwiedzanych już w tym roku wielokrotnie. Zaczynam od kazamaty w Hatten 



Wszystko już było ale nie mogę sobie odmówić kilku pstryków.



Następny przystanek to Hoffen





i zaraz potem Hunspach, należąca oczywiście do Związku Najpiękniejszych Francuskich Wsi czyli Les Plus Beaux Villages de France. Nic dziwnego. W obu wioskach są znakomicie zachowane domy z muru pruskiego.




Warto zwrócić uwagę na te wypukłe szybki w oknach. To po to aby przechodnie do środka nie zaglądali.




Można też pozaglądać na podwórka. I co ważniejsze porobić zdjęcia. W Niemczech zaraz byłaby awantura...



Co chwilę można tu spotkać ślady Linii Maginota.


W końcu docieram do właściwego celu mojej dzisiejszej wycieczki, Zamku Fleckenstein. Zamek istniał w tym miejscu już w 1165 roku a jego nazwa pochodzi od rodziny w której posiadaniu był aż do 1720 roku. Zamek jest zbudowany na olbrzymiej wapiennej skale. Długa na sto metrów i wysoka na trzydzieści.


Tak zapewne kiedyś wyglądał.


Dziś pozostały już tylko ruiny. Można się jednak cieszyć widokiem na okolicę.




Mam taką teorię, że to co jest położone tak , że trzeba się wspinać nie jest warte oglądania z bliska. Podobnie jest z Zamkiem Fleckstein. Z daleka prezentuje się o wiele bardziej spektakularnie. Mogłem od razu zrobić zdjęcie z daleka a nie gramolić się pod górę w upale.
Ostatnio często rozmawiam z L. L. to była kiedyś zapalona motocyklistka ale te czasy już minęły. Teraz rower, basen, siłownia...ogólnie fitness. Byłaby zachwycona. W przeciwieństwie do mnie. Nie po to wydałem tyle pieniędzy na prawo jazdy i motocykl żeby teraz gramolić się pod górę na piechotę. 


Wolę podziwiać okoliczności przyrody z siedzenia mojej Kiddo. Jak na przykład takie florystyczne układy :







Alzacja jaką znamy i kochamy. Potem już tylko szybki przelot przez Schwarzwald gdzie też znajdzie się zawsze coś ciekawego do pstryknięcia.


Ruiny Klasztoru Allerheiligen.


Na zakończenie jeszcze tradycyjna kawa i ciasteczko


i po 12 godzinach w drodze i 440 kilometrach docieram do domu. Bardzo udany dzień. Niestety jutro znów do fabryki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz