Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 22 grudnia 2019

Podsumowanie sezonu 2019

Najwyższa pora w jakiś sposób podsumować ten  bogaty w wydarzenia sezon. Ponad szesnaście tysięcy nakręconych kilometrów, to chyba nie tak zle jak na wciąż początkujacego motocyklistę. Wszystko zaczęło się dwudziestego pierwszego Marca, tradycyjną wycieczką do Blaubeuren.


sobota, 9 listopada 2019

Powrót

"Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień." Te słowa zna zapewne każdy z was. Mnie mięło tylko trzydzieści jeden ale też jak jeden dzień. Trochę było kombinowania z tym powrotem do Polski. Po długich konsultacjach z człowiekiem odpowiedzialnym za organizację całej imprezy czyli z synkiem, postanawiam najpierw pojechać motocyklem a potem wypożyczyć auto i wrócić po cały kram. Pogoda nie jest zbyt zachęcająca do motocyklowych wypraw ale przecież śnieg jeszcze nie pada...Czekam na jakieś słoneczne okienko a w międzyczasie domykam ostatnie sprawy. Kiedy opuszczałem Polskę miałem ze sobą jedynie plecak, teraz jest tego trochę więcej. Niewiele więcej, to prawda ale do plecaka się już nie zmieści. No i te wszystkie papierkowe, urzędowe sprawy. Jak się pózniej okaże, nie wszystko zostało doprowadzone do końca...
Trafia się w końcu jakiś w miarę ciepły i suchy dzień. Zostawiam za sobą ( bez żalu) wspaniały widok z okna i ostatnie trzydzieści jeden lat. Pora ruszać w drogę.


środa, 11 września 2019

Sentymentalna wycieczka albo okrągła rocznica.Szósta.

Dokładnie sześć lat temu, 10 Września 2013 ze świeżym jeszcze prawem jazdy i dopiero co kupioną Kiddo, wybrałem się na pierwszą samodzielną wyprawę. Do Starsbourga. To tylko 160 kilometrów i dzisiaj jeżdżę tam na płytowe zakupy ale wtedy było to wielkie przeżycie. Oczywiście zarezerwowałem sobie hotel no bo raz, że daleko a dwa, że chciałem mieć czas aby bez pośpiechu zobaczyć miasto. Oczywiście od samego rana padało. Dzisiaj pewno nawet bym nie zwrócił uwagi ale wtedy to był poważny problem. Jakoś po trzydziestu kilometrach przestało więc pomyślałem, że jak do Freudenstadt, które jest mniej więcej w połowie drogi nie zacznie znowu to będę jechał dalej a jak nie to wrócę. Oczywiście jak tylko minąłem półmetek lunęło na całego. Na szczęście trafił się taki drewniany domek ze stolikiem, ławeczką a co najważniejsze z daszkiem. Rozebrałem się do bielizny, pozakładałem co miałem i jakoś w tych strugach deszczu dotarłem do celu. W Strasbourgu, kiedy ruszyłem na zwiedzanie, świeciło już słońce. 



poniedziałek, 2 września 2019

Niemieckie ostatki

Gdzieś na początku Sierpnia przychodzi SMS. " Dobra wiadomość. Z przyjemnością zawiadamiamy, że kończąca się 03.09.2019 pana umowa o pracę, została przedłużona. Prosimy o podpisanie itd." No to nijak nie jest dla mnie dobra wiadomość. Ja potrzebuję pisma gdzie będzie napisane :" Z przykrością zawiadamiamy, że umowa  o pracę nie zostanie przedłużona" Nic więc nie podpisuję i czekam na szefa, który jest na urlopie. Zanim się w końcu złapaliśmy, zrobił się koniec miesiąca...
Zachwycony moim pomysłem jakoś nie jest. "No ale 03.09 to już w przyszłym tygodniu !" Ponieważ plan zajęć na Wrzesień jest już dawno gotowy aby nie wprowadzać zamiesznia zgadzam się jeszcze ten miesiąc przepracować. Podpisałem co było do podpisania i klamka zapadła. Po 31 latach, prawie co do dnia, wracam do Polski. Właściwie to udaję się na emigrację jako, że większą część życia spędziłem w kraju poetów i myślicieli. Mam teraz miesiąc na spakowanie się. Wyjazd w tę stronę był o wiele łatwiejszy. 300DM w kieszeni, jakieś ciuchy w plecaku i to wszystko. Teraz oprócz 25 metrów płyt CD,  6 metrów winyli i 3 czy 4 metrów DVD mam jakieś umowy, które trzeba rozwiązać, ubezpieczenia z których trzeba zrezygnować, mieszkanie zdać, wymeldować się...Straszne zawracanie głowy. No ale pozbędę się takiego widoku z kuchni


niedziela, 11 sierpnia 2019

Bregenz

Już dawno nosiłem się z zamiarem ponownego odwiedzenia austriackiego Bregenz. Ciekawy jestem jak wygląda tegoroczna scenografia w operze na wodzie. Specjaliści od chmurek i deszczu, chociaż wiedzą, że nadciąga klimatyczna apokalipsa i są w stanie przewidzieć jaki będzie klimat za sto lat, jakoś dziwnie nie są w stanie przewidzieć pogody na najbliższe dwa dni. Jeszcze wczoraj była mowa o końcu świata i ulewach a dziś...słonecznie. Trzeba korzystać. Zrywam się o szóstej rano, kawa, śniadanie i już o ósmej jestem w drodze. Podobnie jak wczoraj o tej porze jest raczej chłodnawo. No i tak jak wczoraj drogi prawie puste. Zatrzymuję się na chwilę rozprostować nogi i rozchuchać paluszki a przy okazji obserwuję zmagania kilku zapaleńców z balonem.


Sankt Martin

Właściwie to miałem się już pakować...Plan był taki, że wracam we Wrześniu do Wielkiego Imperium Lechickiego, trochę się ogarnę, zaaklimatyzuję i jeszcze zdążę kilka rund po okolicy zaliczyć. Niestety...jak to zwykle z planami bywa, ten też nie wytrzymał zderzenia z rzeczywistością. Będę musiał jeszcze przepracować do końca Pazdziernika. Tak więc zamiast pakowania, pożegnań ciąg dalszy. Problem jest jedynie taki, że już zupełnie nie mam pomysłów na jednodniowe wypady. W sukurs przychodzi prognoza pogody. Nadciąga koniec świata i jedynie w sąsiednim Pfalz można będzie przeżyć Sobotę. Kiedyś, zupełnie przypadkiem, obejrzałem w telewizji reportaż z tego regionu. Sankt Martin to podobno jedna z najpiękniejszych wiosek w Niemczech. Jest okazja aby to zweryfikować. Tak to mniej więcej wyglądało :


czwartek, 4 lipca 2019

Puy en Velay

Turystyka we Francji jest znakomicie zorganizowana. W każdym miasteczku jest Office de Tourisme gdzie można się zaopatrzyć w broszury i mapy z naniesionymi okolicznymi atrakcjami. No i pierwsze co wczoraj zrobiłem po przybyciu do Langeac, jeszcze zanim udałem się na kemping, zatrzymałem się przy takim biurze turystycznym i pobrałem mapkę okolicy. Jak już wspomniałem, przynajmniej jak dla mnie, lepiej się nadaje do eksploracji niż nawigacja. Pani mi jeszcze doradza co warto zobaczyć i gdzie pojechać. Znam już trochę okolicę z poprzednich wizyt ale zawsze można się dowiedzieć czegoś nowego. Odpowiednio też koryguję moje plany. Jedno jest jednak pewne. Główną atrakcją jest dolina rzeki Allier czyli Gorges de l'Allier

Lot

Opuszczam, nie wiedzieć czemu tak przeze mnie ulubione Florac i ruszam dalej na zachód. Cel na dziś to odległe o jakieś 300 kilometrów Cahors. Tak to mniej więcej wygląda :

Gorges du Tarn

Następnego ranka słońce pozawala na siebie długo czekać i zanim się wychyli zza górki, paraduję w polarku i czapeczce. Nie muszę się za bardzo spieszyć. Na dzisiaj jest zaplanowana jedynie rekreacyjna wycieczka doliną rzeki Tarn. Podczas gdy przerzedzają się poranne chmury i mgły, ja mogę się delektować kawą i widokiem. No i absolutnym spokojem, ponieważ kemping zupełnie pustoszeje.  Nie żeby wczoraj były tu jakieś tłumy ale teraz zostaje na nim zupełnie sam.


Do Cevennes

Niestety, w południowych Alpach Francuskich też nie udało mi się natrafić na ślad Valadilene. Co prawda wieść niesie, że jest położone w środkowych ale tam już byłem trzy razy i też nie udało mi się trafić na ślad. Miałem więc nadzieje, że może jednak tym razem...
Oprócz tego, jestem poważnie rozczarowany postępowaniem świstaków. Jak to możliwe, że tak miłe istoty mogą się okazać tak wredne i podstępne ? Z drugiej strony właściwie powinienem się był tego spodziewać. Miałem kiedyś taką żonę... 
Zostawiam krainę, której symbolem są te niegodziwce i ruszam tam gdzie symbolem są osiołki. Do Cevennes.
Tak to ( mniej więcej ) wygląda.

W poszukiwaniu Valadilene

Gdzieś we Francji znajduje się miasteczko a właściwie wioska, Valadilene. Rodzinna miejscowość  genialnego wynalazcy i konstruktora zabawek, Hansa Voralberga. Problem w tym, że nikt nie wie gdzie...Zrobiłem po Francji dziesiątki tysięcy kilometrów i nic. Nawet nie spotkałem nikogo kto by coś na ten temat wiedział...Zupełnie jak z Yeti. Wszyscy słyszeli a nikt nie widział. Wydaje się jednak najbardziej prawdopodobne, że Valadilene jest położone gdzieś we Francuskich Alpach a że właśnie się wybieram po raz kolejny w te okolice to może tym razem szczęście mi dopisze ?
Ostatniego dnia przedurlopem koledzy są na tyle mili, że puszczają mnie wcześniej do domu. Mogę się więc spokojnie przygotować do podróży. Tym razem nie muszę już zabierać mojego śpiwora na syberyjskie mrozy więc nie będę jechał obładowany jak ostatnio do Vercors.
Do porannej kawy odpalam jeszcze Stacey Kent, no bo co innego można o wpół do piątej ? Ani się obejrzałem jak zrobiła się siódma a ja już rączo zmierzałem w kierunku kraju serów.
Przygodę z Francją rozpoczynam jak zwykle od Quingey. Żeby jednak po raz kolejny nie powtarzać oklepanej już trasy, wybieram jazdę trochę dookoła. Na początek krótka wizyta w Szwajcarii.


czwartek, 30 maja 2019

Vercors- 2

Dawno minęły dobre czasy gdy miałem po trzy tygodnie urlopu do dyspozycji. Jeszcze się dobrze nie rozkręciłem a tu trzeba wracać. Mam na dotarcie do domu trzy dni i pierwszy etap prowadzi z Saint- Nazaire-en-Royans w Vercors do Saint-Laurent-du-Pont w Massif de la Chartreuse. Trochę okrężną drogą...



Vercors - 1

Chociaż wczoraj wieczorem już się spakowałem, jakoś nadal nie mam właściwie ochoty ruszać w drogę. Może właśnie dlatego wszystko przygotowałem, wiedząc podświadomie, że jak tego nie zrobię to zostanę w domu i spędzę kilka kolejnych dni gapiąc się w sufit ? Ranek jest taki sobie. Nie ma jakiegoś wielkiego upału więc bielizna termiczna będzie jak najbardziej wskazana ale przynajmniej nie pada a to już duże osiągnięcie. Ponieważ jednak obiecane globalne ocieplenie wbrew apokaliptycznym zapowiedziom nie chce przyjść, jestem zmuszony zapakować cieplejszy śpiwór. Taki co to do 1,5 stopnia komfort obiecuje. Za tym luksusem idzie jednak zwiększona objętość....Sam śpiwór zajmuje pół sakwy. Zapakowany jestem jakbym na miesiąc się w drogę wybierał...Do Quingey, które jest już tradycyjnie pierwszym i ostatnim punktem każdej wyprawy do Francji to niecałe czterysta kilometrów, nie ma się co za bardzo wyrywać. Zaczynam dzień od kawy a po drodze do dzbanka odpalam Stacey Kent. Tak akurat na szóstą rano. Do wpół do dziewiątej udaje mi się jakoś ogarnąć...Można ruszać po kolejne przygody.

środa, 22 maja 2019

Zamiast wstępu.

Jakoś nie mam ostatnimi czasy szczęścia do Francji. Ostatnie dłuższe wycieczki zawsze były związane z czymś mało przyjemnym. Najpierw zmarł Wajdek co zepsuło mi nastrój nie tylko na czas pobytu w Carcassonne i Prowansji ale na wiele miesięcy. W zeszłym roku wycieczka w Alpy zakończyła się w szpitalu i kilkutygodniowym dochodzeniem do zdrowia. W tym roku oczywiście nie mogło być inaczej...Ponieważ noszę się z myślą o powrocie do Polski zaplanowałem sobie przedostatnią rundę po Francji na koniec Maja licząc na to, że pogoda dopisze. Niestety ani ona ani życie nie liczą się z naszymi planami.

niedziela, 31 marca 2019

Dookoła komina czyli starszego pana refleksje nad całokształtem.


A miało być tak pięknie...taki wspaniały plan miałem na dzisiaj...Zalegać w wyrku i oddawać się lekturze. Czyli bardzo aktywny dzień się zapowiadał. No ale jak już otworzyłem oczy, żal mi się zrobiło pieknego dnia. Zwłaszcza, że dostałem plan zajęć na Kwiecień i już widzę, że sobie nie pojeżdżę...No nic, poranna kawa a do tego z czarnej płyty mocno niedoceniany :

  
no i trzeba jakąś trasę na dzisiaj wymyśleć. Korzystam z tego, że jest Niedziela więc ruch na drogach będzie niewielki i postanawiam się wybrać w rejony w które nikt normalny się w tygodniu nie wypuszcza. Na zachód od Stuttgartu.

sobota, 30 marca 2019

Pożegnania ciąg dalszy

Pożegnania z moją przybraną ojczyzną ciąg dalszy. Wybrałem się do doliny rzeki Neckar no i przy okazji zahaczyłem o Heidelberg. Nie lubię jezdzić na północ od Stuttgartu bo albo trzeba się przebijać przez miasto albo ominąć ten cały bałagan baaardzo szerokim łukiem. Wybrałem ( a właściwie to Kurviger.de wybrał dla mnie ) wariant pośredni. No i jakoś już po sześciedzięciu kilometrach, podczas których była i autostrada i wioski i jakieś tereny przemysłowe, zrobiło się zupełnie ciekawie. Oczywiście byłoby o wiele przyjemniej gdyby to już było lato i zamiast szarych badyli była zieleń. 

 

sobota, 23 marca 2019

Ładne lato mamy tej wiosny...

Wczorajsza wyprawa do Allgau była co prawda bardzo udana ale ledwo liznąłem tego ciekawego regionu. Trochę to jednak daleko...Dzisiaj więc nie będzie żadnych eksperymentów związanych z poznawaniem kraju przed udaniem się na emigrację. Stare i sprawdzone. Francja. No a jak Francja to Leffe. No i już jest plan. Dzisiaj nie ma obijania się. Słuchania muzyki, zastanawiania się nad stanem świata...Szybka kawa jeszcze szybsze śniadanie i w drogę. Na początek odwiedzam Zavelstein. Znane jest z tego, że o tej porze roku kwitnie tu "Crocus neglectus" czyli dziki krokus. Właściwie jego miejscem jest basen Morza Śródziemnego ale jakimś cudem dotarł i do Czarnego Lasu. Pogoda jest naprawdę wspaniała no a że to Sobota spacerowiczów nie brakuje chociaż to jeszcze młoda godzina. 


piątek, 22 marca 2019

Otwarcie sezonu 2019 czyli o emigracji słów kilka

Od czego by tu zacząć...? Kiedy w 1988 roku uciekałem z Polski mój ojciec mówił : po co synek wyjeżdżasz ? Za dziesięć lat śladu po komunie nie będzie. No w 1988 roku na to nie wyglądało...no i jeżeli nawet to dla 26 latka dziesięć lat to wieczność...Czmychnąłem do Berlina Zachodniego...Zebrała się tam spora gromada takich jak ja no i wszyscy mieliśmy ten sam nocny koszmar. Sniło nam się, że jesteśmy ponownie w Polsce i nie możemy wyjechać. Gdyby ktoś mi wówczas powiedział, że po 32 latach udam się ponownie na emigrację tyle, że w odwrotną stronę to bym go nawet nie wyśmiał...W międzyczasie z Berlina Zachodniego zostało tylko wspomnienie, Niemcy z Eldorado zamieniły się w kraj taniej siły roboczej no i przyszła też pora na jakąś zmianę w życiu. Do tego, szczerze mówiąc, znudziło już mi się tu mieszkać. Umowę o pracę mam do początku Września i nie mam zamiaru ponownie jej przedłużać. Wygląda więc na to, że ten sezon będzie ostatnim w Niemczech. No a skoro tak, trzeba się trochę rozejrzeć po okolicy bo jak do tej pory to tylko Francja i Francja. Na początek pada na Allgau. Jest to region w południowej Szwabii, który nie ma jednak określonych granic geograficznych. Z grubsza wygląda to tak ( z Wikipedii ) :