Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 17 kwietnia 2018

Meersburg


Wczoraj przejechałem ponad czterysta kilometrów, jutro znów trzeba wstać o czwartej rano, co tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem ? Pięknie bo już o szóstej rano. Bez budzika ! To ranne wstawanie to jakiś zupełny obłęd. Jak sobie pomyślę, że przez ostatnie dziewięć lat to o tej porze spać chodziłem...
W sumie, już tradycyjnie, pierwsza wycieczka w roku to Blaubeuren i magiczne jeziorko Blautopf ale w końcu ile można ? Wybór pada na więc na Meersburg nad Jeziorem Bodeńskim. Trzysta kilometrów to tak akurat.
No ale jest jeszcze ciemna noc więc najpierw muzyka. Warren Haynes "Ashes and Dust". Nie jest to to do czego nas przyzwyczaił z Gov't Mule i Allman Bros. ale jak wszystko za co się wezmie, znakomite. Doskonała płyta. Na każdą porę dnia.
Dzwiękowe kulisy zorganizowane więc pora na kawę i jakiś plan. Tu ponownie uciekam się do pomocy Kurviger.de. Wczoraj byłem zadowolony, zobaczymy jak dziś poprowadzi. Tak to wymyślił :


   Po kolejnych kawach i śniadaniu ( trzeba przyznać, że przez to wczesne wstawanie jakoś więcej czasu mam ) ruszam po kolejne wrażenia.

Pogoda niestety mało wycieczkowa. Nastrój jak w "Balladzie o chorej wyobrazni" : chmurno,  durno, nieprzyjemnie. No i w łapki powoli zaczyna być zimno...Nie poddaję się jednak i stanowczo odmawiam włączenia ogrzewania. Na szczęście kurviger.de znów zaplanował ciekawą trasę.


Rzeczywistości jednak nie da się długo oszukiwać. Przydałoby się zrobić mały postój, jakąś gorącą kawę wypić...We Francji, w niedzielny poranek łatwo odszukać boulangerie. Wystarczy podążać za zapachem bagietek...No ale w Niemczech wszystko na głucho zamknięte. Przeleciałem przez kilka wiosek i żywego ducha nie widziałem o kawie nawet nie wspominając. W końcu wreszcie w kolejnej, jeszcze uśpionej, wiosce jest otwarta piekarnia. No i jak to w Niemczech, jest piekarnia jest i kawa. Bo we Francji są co prawda bagietki ale o kawę już trudniej...


Docieram do Pfullendorf i wygląda na to, że mają ładne stare miasto, które będę musiał dokładniej zbadać. Dzisiaj nie mam jednak na to zbytnio czasu.


Pomimo zimna jazda sprawia dużą radość. Kurviger.de zostało moim nowym faworytem.



Na przystanku autobusowym, w szczerym polu, samotny rowerek. Ciekawy jestem jaka historia się za tym kryje ? Opuszczony ? Zapomniany ? Czy tylko zaparkowany czeka na powrót swojego
właściciela ?


Docieram w końcu nad Jezioro Bodeńskie. Tu pogoda też bez rewelacji...


Powsadzali palmy i od tego ma mi się zrobić cieplej ? Meersburg to nie Alicante. Jest takie polskie przysłowie o dobrych chęciach i kręceniu bata...No ale trzeba przyznać, że widok robi wrażenie. Gdyby jeszcze tylko trochę słońca...


Stary Zamek.


Główna ulica Dolnego Miasta.


I sławna promenada. Będzie z 200 metrów...


Skoro jest Stary Zamek to oczywiście obok musi być Nowy.



Na końcu mola Magiczna Kolumna. Wygląda znajomo...po chwili już wiem dlaczego. Jej autorem jest Peter Lenk. Ten od Imperii na molo przy wejściu do portu w Konstanz.
Tak pan Lenk przedstawił Annette von Droste Hulshoff uchodzącą za najważniejszą niemiecką poetkę.


Tym którzy pamiętają banknot 20 markowy ostatniej serii może się wydać znajoma chociaż trzeba przyznać, że Wilhelm Stiehl na swoim obrazie z 1820 roku przedstawił ją atrakcyjniej...


Resztę przedstawionych postaci musisz sobie drogi czytelniku poguglać.


Widok fascynujący tylko pogoda ni jak nie chce się poprawić.



Kręcę się jeszcze trochę po dolnej częsci miasta


pstrykając to i owo






Wypadało by ruszyć na zwiedzanie Górnego Miasta zwłaszcza, że jest to starsza część Meersburga no ale czas mnie zaczyna powoli gonić. Trudno, następnym razem. A ten następny czas będzie na pewno ale pod warunkiem, że nastepny dzień też będę miał wolny i będzie mi obojętne o której wrócę do domu.
Po drodze trzeba jeszcze napoić Kiddo. Ledwo zacząłem tankować, przy następnym saturatorze pojawia się inny Transalp. No i tu się zaczyna długa rozmowa. O Trampkach, że to najlepszy motocykl ever i dlaczego o ITT i o wszystkim innym. Oczywiście nie przyszło nam do głowy żeby ruszyć motory sprzed podajników ale na szczęście jakoś nikt nie chciał tankować. We Francji jest to lepiej zorganizowane bo można zatankować, odjechać od saturatora na parking i wtedy dopiero zapłacić.
Zagadaliśmy się więc teraz to już naprawdę zaczynam się spieszyć a szkoda bo dobrze się gadało. No nic, jak kolega dostanie urlop to widzimy się na ITT.
Na zakończenie jeszcze krótka wizyta w barokowym kościele pielgrzymkowym w Birnau.


Odkładam zwiedzanie na tzw. następny raz. Za to podziwiam widok. Kościół jest naprawdę pieknie położony.


Do domu docieram coś po osiemnastej. Trzeba motor odstawić do garażu i przyholować Superbobika, jakąś szamkę na jutro przygotować i o dziewiątej lulu. Skoro już była wspomniana " Ballada o chorej wyobrazni " to na zakończenie z tej samej bajki :


To ranne wstawanie mnie dobija..." Odkręcę kurek lub kupię sznurek ".
Chociaż jest i promyk nadziei : " Nie patrz na całokształt krzywo, chodz zrobimy jakieś piwo "
O i to jest jakiś pomysł. Coś tam powinienem jeszcze mieć w lodówce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz