Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 1 grudnia 2020

Pierwszy rok w Polsce.

Moja Kiddo udała się na coroczne Spa, kalendarz pokazuje 01. Grudnia więc śmiało można uznać ten sezon za zakończony. Pod względem nakręconych kilometrów nie był jakiś nadzyczajny ale też i nie najgorszy. Zaliczyłem w sumie 39 wycieczek więc o dziesięć więcej niż w najbardziej obfitującym w wypady 2018 roku. Niestety zabrakło takiej dłuższej, kilkutygodniowej wyprawy. Zabrakło tych przygotowań i emocji związanych z takim wyjazdem. Przeprowadzka, nowa praca a na to wszystko jeszcze się wirus nałożył. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej. Póki co, trochę statystyki.

                             

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Krótka wycieczka na Podlasie

W branży w której pracuję czyli w lotnictwie, wszelkie wiadomości o niecodziennych wypadkach rozchodzą się jak pożar na sawannie. Nic więc dziwnego, że kiedy zostało opublikowane to słynne zdjęcie, wywołało to całą falę komentarzy. Wydarzyło się to gdzieś nad Podlasiem ale ponieważ mieszkałem wówczas jeszcze w Niemczech mogło to być równie dobrze i w Sudanie. Tak samo daleko. Zaciekawiła mnie jednak ta historia i postanowiłem, że kiedy będzie okazja zbadam ten tajemniczy region. Życie tak się potoczyło, że po 31 latach wróciłem do Polski. Z grubsza zbadałem okolicę no a kiedy trafiły się trzy dni wolne postanowiłem wcielić w życie stary plan eksploracji Podlasia. Czasu niby mało ale z drugiej strony kto wie co mnie tam spotka...Różne dziwne historie słyszałem o tym miejscu...Że dzicy z łuków strzelają to już wiedziałem ale widziałem też na zdjęciach tubylców z dzidami, dzieci okutane w jakieś niedzwiedzie (?) skóry, krzesające w jaskini ogień za pomocą patyczków...Na wszelki wypadek żegnam się z córką i mówię jej aby mnie nie szukała jeżeli nie wrócę. Po co jeszcze ona ma ryzykować życie ? Ja już stary jestem to mi wszystko jedno. Aha no i to zdjecie. Objegło cały Świat ale może ktoś kto nie siedzi w lotnictwie nie widział.


niedziela, 5 lipca 2020

Sobotnie 500

Co prawda branża lotnicza bardzo powoli budzi się za snu ale ja na brak pracy narzekać nie mogę. Do tego jeszcze plan zajęć jakiś taki mało udany więc kiedy już mam dwa dni wolne, to pomimo tego, że lista "sprawy do załatwienia" robi się coraz dłuższa, zostawiam wszystko i ruszam na dalsze poszukiwania zamiennika dla Colmar. Błąkając się ostatnio po Borach Tucholskich widziałem drogowskaz; Toruń. Coś tam słyszałem i byłem nawet w dzieciństwie no ale to było bardzo dawno temu więc trzeba sprawdzić czy Piernik Syty będzie w stanie zastąpić perłę Alzacji.
Pobudka oczywiście z rozpędu o szóstej rano. W drodze do czajnika odpalam


a potem już z kubkiem kawy w dłoni próbuję zsynchronizować zmysły, co nie jest łatwe o tej porze i delektuję się dzwiękami płynącymi z głośników. Swoją drogą gdy chłopcy nagrywali tę płytę w Pazdzierniku 1968 roku, żaden z nich nie miał dwudziestu lat a basista Andy Fraser miał dopiero 16. Jedna z ważniejszych w historii.
Zapowiada się długi dzień więc po szybkim śniadaniu, kiedy wybrzmiały ostatnie nutki "Over the Green Hills (Pt.2) " ruszam w drogę.

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Niedziela na Kaszubach

Wczorajszy wypad, chociaż bardzo udany, nie spełnił oczekiwań. Wciąż poszukuję zamiennika dla mojego ukochanego Colmar. Tak powiedzmy z trzysta pięćdziesiąt kilometrów od domu, żeby okolica była atrakcyjna i miasteczko ciekawe aby można było z przyjemnością pójść wieczorem na kolację.
Polanica spełnia te warunki no ale to prawie siedemset kilometrów...
Bardzo zachwalano mi Chojnice ale niestety nie spełniły pokrywanych w nich nadziei. No cóż, Colmar to bardzo wysoko zawieszona poprzeczka. 


wtorek, 19 maja 2020

Poniedziałek na Żuławach

Przestałem już zwracać uwagę na prognozę pogody. Nigdy się nie sprawdza więc nie ma co sobie głowy zawracać. Mam jeden dzień wolny, wypadało by wykorzystać ale oczywiście od rana leje. No więc jedna kawa, druga, śniadanie, jeszcze jedna kawa...Ciągle leje. Synek, który mieszka na Żuławach zaproponował kilka ciekawych miejsc i tras więc sporządziłem odpowiedni plan wycieczki z której jednak dziś najwyrazniej nic nie będzie...Niespodziewanie o jedenastej ktoś się w końcu opamiętał i zakręcił kran więc w te pędy zakładam wdzianko i zbiegam do garażu po moją Kiddo. Po chwili jestem już w drodze. Na początek Wyspa Sobieszewska.


poniedziałek, 11 maja 2020

Zamek w Szymbarku

Wczoraj nakręciłem 350 kilometrów a plan na dzisiaj jest jeszcze bardziej ambitny. O sto więcej. Zrywam się o szóstej rano. Pogoda ma też być lepsza i mam nadzieję, że się to sprawdzi. Nauczyłem się tu z dużą ostrożnością podchodzić do pogodynki. Póki co cieszy widok za oknem.


W Krzywym Domku

Pierwszy dzień w tym roku w którym nie trzeba będzie zakładać kufajki i walonek. Nareszcie się doczekałem. Jednak póki co jest szósta rano i chociaż za oknem już dawno wstał piękny dzień, to jednak nie jest to pora na wyrywanie się z pieleszy. To dopiero obietnica ciepłego dnia. Tradycyjnie zaczynam więc od kawy a w drodze do studni odpalam Johna Mellencampa. Jakoś mało w Polsce znany. O Springsteenie każdy słyszał a Mellencamp nikomu nic nie mówi. Ktoś kiedyś powiedział, że tam gdzie dorastał Boss było widać światła Manhattanu. Tam gdzie dorastał John Mellencamp nie było prądu...


Oczywiście zanim zrobi się ciepło będzie południe więc zakładam  termiczną bieliznę i parę minut po ósmej ruszam w drogę.

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Tam gdzie rosną pomarańcze

Powoli zaczyna mi się jednak wydawać, że ten pomysł z powrotem do Gdańska, to delikatnie mówiąc, nie był najmądrzejszy. Niestety za nic nie mogę sobie przypomnieć kto mnie do tak głupiego kroku namówił wiec nawet nie mam kogo zbesztać. Prawdę mówiąc przez ostatnie kilka miesięcy właściwie nie wychodziłem z domu ale też i nie było po co. Trochę już miałem sam do siebie żal, że dziadzieję i popadam w całkowite lenistwo ale na szczeście wirus i wszelkie ograniczenia dostarczyły znakomitej wymówki i poprawiły ogólny nastrój. Teraz już z czystym sumieniem mogłem się oddać dalszej lekturze i słuchaniu muzyki. No i nie trzeba wystawiać nosa za próg, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak...wystarczy sprawdzić kwietniowe temparatury w Stuttgarcie.


Tutaj 12 stopni uchodzi za upał. W zeszłym roku o tej porze miałem już nakręcone dobrze ponad cztery tysiące kilometrów...W końcu doszedłem jednak do wniosku, że prędzej się końca sezonu doczekam niż jakiś normalnych temperatur więc kiedy padło hasło : Niedziela, trochę słońca i te nieszczęsne 12 stopni, postanawiam ruszyć na zwiedzanie okolicy.

wtorek, 17 marca 2020

Kaszubski Hogwart

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to jednak nie był najmądrzejszy pomysł z tym powrotem do Gdańska...Po pierwsze, artykuły pierwszej potrzeby są trudno dostępne a jak już to w jakiś orbitalnych cenach. Na przykład nowa płyta Ozzy Osbourne'a na winylu kosztuje w Empiku 200 zł. Serio ??? Za pół ceny ściągnę z Niemiec. Tak nawiasem...co za debil wymyślił te regały na CD ? Trzeba się tarzać po ziemi, żeby coś znalezć. Empik chce oszczędzać na czyszczeniu podłóg czy jak ? 
Z używanymi winylami nie jest lepiej...Zaszedłem do sklepu zwanego Muzyczna Piwnica. Na pięć gwiazdek dostała 4,7 więc powinno być to winylowe Eldorado. Powinno...Sklep jest wielkości mojej łazienki, trudno sie obrócić a jeszcze trudniej coś wybrać. Wpada mi w ręce King Crimson, Discipline. 


Nie jest to jakaś masówka leżąca w każdym karmniku jak Alan Parsons Project czy The Hooters ale też i nie jakiś rarytas. Mało sympatyczny pan obwieszcza : 250 zł. U mnie w Stuttgartcie kosztuje 15 Euro co już jest drogo bo w Berlinie na luzaku za dychę dostanę. Nawet na Allegro jest za 100 zł. Chyba gdzieś po drodze na Przymorze nieopatrznie przeszedłem przez portal i znalazłem się w równoległej rzeczywistości...
Pan mi robił remont kuchni więc przez kilka dni byłem skazany na suchy prowiant. Kubek Knorra kosztuje więcej niż w Niemczech a zawartości jest o połowę mniej. Zawsze myślałem, że to miejskie legendy i polska paranoja... 
No a jak porównuję prognozę pogody...Filderstadt :


i Gdańsk


to już wiem, że chyba jednak coś spaprałem....