Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 5 lipca 2020

Sobotnie 500

Co prawda branża lotnicza bardzo powoli budzi się za snu ale ja na brak pracy narzekać nie mogę. Do tego jeszcze plan zajęć jakiś taki mało udany więc kiedy już mam dwa dni wolne, to pomimo tego, że lista "sprawy do załatwienia" robi się coraz dłuższa, zostawiam wszystko i ruszam na dalsze poszukiwania zamiennika dla Colmar. Błąkając się ostatnio po Borach Tucholskich widziałem drogowskaz; Toruń. Coś tam słyszałem i byłem nawet w dzieciństwie no ale to było bardzo dawno temu więc trzeba sprawdzić czy Piernik Syty będzie w stanie zastąpić perłę Alzacji.
Pobudka oczywiście z rozpędu o szóstej rano. W drodze do czajnika odpalam


a potem już z kubkiem kawy w dłoni próbuję zsynchronizować zmysły, co nie jest łatwe o tej porze i delektuję się dzwiękami płynącymi z głośników. Swoją drogą gdy chłopcy nagrywali tę płytę w Pazdzierniku 1968 roku, żaden z nich nie miał dwudziestu lat a basista Andy Fraser miał dopiero 16. Jedna z ważniejszych w historii.
Zapowiada się długi dzień więc po szybkim śniadaniu, kiedy wybrzmiały ostatnie nutki "Over the Green Hills (Pt.2) " ruszam w drogę.

Oczywiście najpierw trzeba się przebić przez miasto i okoliczne przyległości. Wojewódzka Triple 2 czyli 222 na kolana nie powala ale ponieważ jest sobotni poranek i ruch na drodze niewielki wszystko idzie całkiem sprawnie. Po kilkudziesięciu kilometrach zaczynają się Bory Tucholskie i już jest wspaniale. Czas mam dobry więc mogę sobie nawet pozwolić na krótki postój nad Jeziorem Kałębie zwanym też Morzem Kociewskim jako, że jest to największe jezioro w tym regionie.


Są tu gdzieś nawet ruiny zamku krzyżackiego. Te jednak zostawiam na inną okazję bo dzisiaj w planie jest miasto pierników a droga jeszcze daleka.
Za Świeciem przekraczam Mississippi, mijam położone na wzgórzu Miasto Zakochanych czyli Chełmno i już po chwili ( no, po dłuższej chwili ) docieram do celu mojej dzisiejszej wycieczki.
Motocykl parkuje niedaleko od Rynku Nowomiejskiego i od niego też rozpoczynam zwiedzanie.



Odbywa się tu właśnie Pchli Targ. Taki w wersji mini.



Sympatyczne miejsce i pierwszy punkt dla Torunia. Trzeba zobaczyć co ma jeszcze do zaoferowania. Musi się bardzo postarać aby móc zająć miejsce Colmar...


Toruńska Piernikarka.


Wspaniale odnowione fasady kamienic. Oczywiście najpiękniejsze są te secesyjne.



Wystarczy skręcić w lewo i po paru krokach docieram do ruin krzyżackiego zamku.


Wybudowany w połowie XIV wieku i zburzony na polecenie rady miejskiej w 1454 roku po tym jak komtur Albrecht Kelb poddał zamek członkom Związku Pruskiego.



W 1746 roku w Toruniu dwa razy widziano smoka. W kancelarii miejskiej spisano nawet zeznania i sporządzono protokół.


Wspaniałe, bogato zdobione sztukaterią, kamienice.




Osiołek cieszy się wielką popularnością i trzeba trochę poczekać aby zrobić mu zdjęcie bez dzieci i dorosłych robiacych sobie przy nim pstryki.


Wybudowana w XIII wieku i wielokrotnie przebudowywana, Kamienica pod Gwiazdą.


Oczywiście wszędzie pierniki. Nic dziwnego. Przecież to Piernik Syty.


Co mi się w Toruniu podoba to to, że jest tu cała masa smaczków pod obiektyw. Prawie jak w Colmar. Kolejne punkty dla tego miasta. Witraże.






Propagowane jest też czytelnictwo.



Czasami jednak jak widać z marnym skutkiem...


Co chwilę coś się pcha przed obiektyw.



Pomnik gen. bryg. Elżbiety Zawackiej "Zo". Członkini AK i jedynej kobiety wśród cichociemnych. Oczywicie po wojnie, komuniści odpowiednio ją wynagrodzili za jej bohaterstwo. Pomnik znajduje się przed siedzibą fundacji noszącej jej imię.


 Zupełnie jak w Alzacji. Toruń nadal punktuje.


Gdyby ktoś zapomniał z czego słynie miasto, zostanie mu to szybko przypomniane.


Filuś. Pamięci Zbigniewa Lengrena. Autora przygód profesora Filutka i jego pieska.




Flisak i żabki zasłuchane w jego muzyce. Niestety fontanna nie działała...




Wybudowana jako baszta obronna, na piaszczysto-gliniastym podłożu w drugiej połowie XIII wieku, Krzywa Wieża szybko zaczęła się zapadać aż osiadła na bardziej solidnym gruncie. Teraz ma 1.46 metra odchylenia od pionu.




 Posiedziałem trochę na Wisłą i mogę znów przekroczyć mury miasta.


Najwyrazniej ktoś jest wielkim fanem Jima Morrisona i The Doors


Z czego słynie Toruń ?






Obleciałem całe miasto jak chiński turysta a po drodze zdążyłem zgłodnieć więc kiedy dostrzegłem taki szyld:


postanowiłem zatrzymać się na popas. Pierogi z pieca, każdy z innym nadzieniem. Niestety dałem plamę bo nie miałem przy sobie żadnej gotówki i nie dałem miłej pani napiwku. Co za wstyd.


Porcja jak widać była solidna więc mocno ociężałym krokiem, kieruję się do mojej Kiddo. Po drodze pstrykam jeszcze to i owo.



Pora się pożegnać z Piernik Syty. Dwie godziny tu spędzone to za mało aby przyznać mu zaszczytny tytuł " Moje polskie Colmar" ale myślę, że trzeba dać  mu szansę. Następnym razem będzie wizyta z noclegiem, żeby móc poświęcić więcej czasu na zbadanie tematu. Ten następny raz to za dwa tygodnie. O ile dożyję bo jak wynika z planu właściwie nie będę wychodził przez ten czas z pracy.
Do domu jeszcze kawał drogi a że trasę zaplanowałem trochę dookoła, trzeba się zbierać. Oczywiście to jeszcze nie koniec atrakcji na dzisiaj. Bory Tucholskie. Tu można odpocząć od miasta, od ruchu na ulicach i krajowych drogach.


Można też zawrzeć nowe znajomości.



Po przejechaniu pięciuset kilometrów i dwunastu godzinach docieram do domu. Pogoda na jutro nie zapowiada się obiecująco więc będzie można odpocząć a Toruń zdobył tyle punktów, że wygrał ponowne odwiedziny. Teraz tylko jakoś trzeba będzie te dwa tygodnie przetrzymać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz