Kiddo

Kiddo
w drodze....

poniedziałek, 31 października 2016

Podsumowanie sezonu 2016

Za oknem piękny, jesienny dzień. wprost idealny na jakiś wypad wkoło komina. Niestety, byłem zmuszony odstawić moją Kiddo na zimowe legowisko. No ale za tydzień i tak lecę na parę dni do Gdańska a jak wrócę to bedzie już połowa Listopada, trzeba się więc pogodzić z faktem, że ten sezon, przynajmniej dla mnie, się zakończył. Można się pokusić o jakieś małe podsumowanie połączone z fotograficznym best of. Jaki był ten sezon ? Przede wszystkim krótki. Zrobiłem w sumie 13.700 kilometrów ale jakoś się nie najezdziłem...Zacząłem w sumie całkiem niezle bo już 3 Kwietnia. Tradycyjnie pierwsza jazda to wizyta w Blaubeuren.

sobota, 29 października 2016

Ostatnia wycieczka 2016 czyli po drugiej stronie Czarnego Lasu.

Wymówili nam umowę o garaż...Musimy się z Hilim ewakuować w tempie ekspresowym. Na szczęscie nie trzymaliśmy tam za wielu gratów więc szybko się uporaliśmy z oczyszczeniem no ale co dalej ? Garaży do wynajęcia jak na lekarstwo a tu zima zła nadciąga. Mnie od biedy by wystarczyło miejsce w podziemnym garażu ale Hili się boi o swojego Grubaska więc trzeba bedzie jednak szukać samodzielnego garażu i to blisko domu. Trudno będzie...W zaprzyjaznionym warsztacie mają taką halę gdzie można odstawić motor na przezimowanie a że i tak należy mu się inspekcja plus parę rzeczy do wymiany temat się właściwie rozwiązał. Jedyny problem to, że jak oddam motor to odbiorę go dopiero na wiosnę. Nie można sobie od tak wpaść, zrobić rundę wkoło komina i ponownie odstawić. A jak będzie w Styczniu 15 stopni ? Trudno, coś za coś. Do tego nalegają aby odstawić motor jeszcze w tym tygodniu...Trzeba się więc wybrać na jakąś ostatnią wycieczkę zanim bedę musiał się rozstać z moją Kiddo na kilka miesięcy. Od kiedy wróciliśmy z Hilim z Prowansji w połowie Września zrobiłem tylko jedną rundę wkoło komina i to wszystko. Ponad miesiąc... Pogoda była jak do tej pory mocno niespacerowa...Nie wprawia mnie to w najlepszy nastrój. Do tego w pracy też nic dobrego się nie dzieje. Jak nie awarie, to opóznienia albo jedno i drugie a jak już wszystko o dziwo funkcjonuje to ktoś z załogi musi zachorować. No a ja, biedny Miś muszę to wszystko brać na siebie. Jestem zmęczony, tracę cierpliwość...najwyższa pora zmienić miejsce pracy. Tak się na szczęście złożyło, że mam cztery dni wolne. Teraz tylko musi dopisać pogoda.

czwartek, 13 października 2016

Mrożone paluszki czyli jesienna wycieczka

Od kiedy miesiąc temu wróciłem z Francji nie udało mi się odpalić motocykla. Zimno, pochmurno, deszcz i tak dzień za dniem. Wyjątkowo mało udany ten sezon. Pózno się zaczął i najwyrazniej szybko się skończy...Mam jeden dzień wolny i o dziwo świeci słońce chociaż zimno jest potwornie, Nic to, budzę się po dziewiątej, szybka kawa i w drogę. Nie może być zgody na to, że to już koniec...Oczywiście zabieram ze sobą wszelkie możliwe klamoty, łącznie z zimowymi spodniami. Początek jest bardzo obiecujący. Piękny, chociaż mocno chłodny, jesienny dzień.


niedziela, 25 września 2016

Grubasek i Kózka po raz drugi czyli Prowansja revisited albo wyprawa po drób. Część 3

Kura nadal pozostaje w centrum zainteresowania. Dochodzimy z Hilim do wniosku, że nie ma jej co wozić i, że o wiele prościej będzie wysłać ją pocztą. Mam trochę obawy czy dojdzie w całości ale Pierre wyciąga gdzieś ze swojego skarbca odpowiedni karton, pakujemy na dokładkę stertę gazet i w ten sposób kura jest gotowa do podróży. Po porannej kawie ruszamy na miasto. Ja w poszukiwaniu poczty a Hili sklepu z zielem prowansalskim. Pocztę znajdujemy bardzo szybko i po chwili kura jest już w drodze. ( Dotrze do Stuttgartu przed nami. ) Z zielem jest już trochę gorzej. Wszędzie można kupić takie małe porcje w ozdobnych opakowaniach na pamiątkę ale nie wielkie worki jakich szuka mój przyjaciel. Podejrzewam, że ludzie po prostu tutaj tego nie używają i to tylko taki bajer dla turystów. Kręcimy się trochę po mieście i wracamy na kemping. Ponieważ na dziś w planie jest tylko popołudniowa wizyta w Cucuron a wczorajsza ceremonia powitalna obfitowała i mocno się przeciągnęła, Hili zalega na krzesełkach a ja jako, że jestem wygodny rozkładam materacyk pod drzewkiem. Jest ciepło ale nie upalnie, powiewa lekki wiaterek więc okoliczności sprzyjające drzemce.

sobota, 24 września 2016

Grubasek i Kózka po raz drugi czyli Prowansja revisited albo wyprawa po drób. Część 2

Następnego dnia zrywamy się wcześnie, zwijamy majdan i w drogę. Zjemy coś po drodze. Byle jak najszybciej opuścić ten kombinat. Do St.Tropez to tylko kilka kilometrów więc po chwili docieramy na miejsce. Parking du Nouveal Port jest dla motocykli za darmo a stąd do centrum jest tylko kilka kroków więc skwapliwie korzystamy z tej możliwości. Stary Port bardzo mnie rozczarowywuje. Pięknie wygląda na pocztówkach, małe łodzie rybackie przy nabrzeżu, jakieś łódki żaglowe a w tle domy przy Quai Gabriel Peri i Quai Suffren. W rzeczywistości w porcie cumują olbrzymie jachty które są wyższe niż budynki w tle i całkowicie wszystko zasłaniają.



czwartek, 22 września 2016

Grubasek i Kózka po raz drugi czyli Prowansja revisited albo wyprawa po drób. Część 1

Rok temu mocno się zapierałem, że już nigdy więcej no ale trudno przyjacielowi odmówić...Ponownie wybieramy się w dwa, mocno nierówne motocykle, na wyprawę do Francji. Plan wyprawy jest bardzo prosty : Prowansja. Potem się zobaczy. Jedyne co koniecznie chcemy zobaczyć to St.Tropez. Dwa lata temu byłem już na rogatkach ale korek i upał skutecznie mnie zniechęciły do odwiedzenia tego owianego sławą miasta.
Dla mnie drugim ważnym punktem programu jest nabycie kury...na szczęście tylko porcelanowej. Podczas mojej pierwszej wizyty w Prowansji pstryknąłem zdjęcie jakiegoś sklepu z różnymi różnościami no i taka porcelanowa kura załapała się na fotkę...Ewa, z którą znamy się jeszcze z podstawówki, buduje właśnie wymarzony dom. Wszystko jeszcze daleko w polu ale już zbiera wszelkie możliwe ciekawostki i starocie, żeby od razu ten wymarzony dom zagracić. Polecenie jest jasne i proste: " Chcę taką kurę". Oczywiście nie moge odmówić ale stawiam warunek, że tylko w pakiecie z ogrodowym krasnalem. Jakoś nie wyczułem entuzjazmu...No i nie pamiętam gdzie tę kurę pstryknąłem...
Zazwyczaj jeżdżę sam a taka wyprawa we dwójkę ma zupełnie inną dynamikę. Między innymi nie robię tylu zdjęć co zazwyczaj. Nie jest to wielkim problemem, bo większość miejsc już i tak, przynajmniej raz, odwiedziłem ale historia bedzie uboższa. Postaram się jednak ją w miarę interesująco opowiedzieć.


środa, 17 sierpnia 2016

Wtorkowa wycieczka

Ta wycieczka wyjątkowo nie miała szczęścia....Od początku wszystko było przeciwko niej. Nie chciało mi się jechać. Jeden dzień wolny to niewiele, zwłaszcza, że w domu tyle do zrobienia. No i za trzy dni Wochenende, które mam wolne więc tak czy owak bedzie okazja, żeby się gdzieś wybrać.  Z pracy zamiast wyjść o 23.00 wychodzę dwie godziny pózniej więc z wstawania rano raczej nic nie będzie...Sprawdzam jeszcze prognozę pogody i tu wielkie rozczarowanie : Sobota, Niedziela chmury i deszcz. Tak to jest z planami. Nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. No nic...nastawiam budzik na siódmą z myślą, że jak mi się uda wstać to jednak gdzieś się wybiorę. Tzn. plan już mam. Ponieważ zawsze jeżdzę do Schwarzwald lub Schwaebisch Alb czyli z grubsza Południe / Zachód tym razem postanawiam wybrać się w nowe rejony : Północ / Wschód . Byłem tam raz czy dwa i jakoś nie byłem zachwycony ale to już dawno temu było...no i pora zobaczyć coś innego. Cel na dziś: Rothenburg ob der Tauber.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Krótki raport z wycieczki dookoła komina

Wczoraj zrobiłem pięćset kilometrów przez Schwarzwald, wróciłem do domu lekko zmęczony więc plan na Niedzielę czyli na dzisiaj był prosty. Robić to w czym jestem najlepszy i co najbardziej lubię czyli nic. Wyspać się, zjeść śniadanko, jakiś film obejrzeć. Motor odstawić do garażu, muzyki posłuchać i chałupę trochę ogarnąć. Na początku wszystko idzie jak po maśle. Budzę się w normie czyli o 10. Po porannej kawie pora na jakieś śniadanie, a że znów nie chce mi się po bułki jechać, tradycyjna polska jajecznica na boczku i cebuli zostaje zawnięta w meksykańskie tortille. Nie tak oryginalne jak wczorajsze frutti di mare ale tamte były zgapione a ta potrawa to moja inwencja. Po tak smakowitym śniadaniu oczywiście przychodzi czas na kolejną kawę a przy okazji oglądam zdjęcia z poprzedniego dnia. No i znów przychodzi ochota gdzieś pojechać. Postanawiam, że do garażu pojadę trochę okrężną drogą.

Hochschwarzwald

Wolny weekend połączony z ładną pogodą....Trzeba wykorzystać taką okazję. W planie była dwudniowa tura po południowym Schwarzwaldzie ale trochę przesadziłem z wydatkami we Francji więc trzeba plany dopasować do zasobów finansowych. Trochę daleko ten południowy lub inaczej wysoki Schwarzwald jak na jednodniową wycieczkę. Postanawiam, że po prostu ruszę w drogę i zobaczymy co z tego wyniknie. Na szczęście udaje mi się ściągnąć motor dzień wcześniej z garażu. Zatankowany do pełna jest gotowy na nowe przygody i nie będę musiał tracić czasu rano. 

środa, 27 lipca 2016

Colmar inaczej

Jak to jednak trzeba uważać co się mówi a zwłaszcza co się obiecuje...i komu. Czasem coś się palnie ale w domyśle powinno być dla obiecanego jasne, że to tylko taki zwrot grzecznościowy i powinien mieć na tyle rozsądku aby się na taką obietnicę nie powoływać. Każdy facet to rozumie. Tylko nie kobieta...I ja to w moim wieku, po dwóch rozwodach, Myszkach, Kózkach i innych Rudych F-kach doskonale wiem. Tyle, że stary jestem i zapominam....No ale od początku. Mam koleżankę w pracy, Hatem, która ktoregoś razu gdy pokazywałem zdjęcia z moich wycieczek zadeklarowała chęć uczestnictwa. Był już koniec Pazdziernika,właściwie po sezonie, więc coś tam o przyszłym roku wspomniałem. Ponieważ pracujemy razem na popołudniowo - wieczornych zmianach, właściwie nigdy się nie zdarza abyśmy mieli razem wolne myślałem, że sprawa umrze śmiercią naturalną..Nadszedł kolejny sezon i zostałem pociągnięty za tzw. konsekwencje. Zrobiliśmy całodzienną wycieczkę po Schwarzwaldzie i było całkiem fajnie, zwłaszcza, że wydawało się, że temat został zamknięty...No ale dziewczynie się spodobało i ponownie wyraziła chęć uczestnictwa tyle, że tym razem może jakaś dłuższa wycieczka. Na przykład Colmar. Jasne nie ma sprawy. W tym roku już nie damy rady bo plan zajęć nie pozwala ale w przyszłym roku to na pewno uda nam się tak wykombinować abyśmy mieli oboje razem dwa wolne dni. Znowu miałem nadzieję, że sprawa zostanie zapomniana. Tymczasem zaczął się nowy sezon i znów zostałem pociągnięty za konsekwencje....

czwartek, 21 lipca 2016

Trzy klasztory

Czerwiec nie rozpieszczał za to teraz temperatury jak w Hiszpanii. Ponieważ ostatnie pięć dni w pracy zupełnie mnie wykończyło postanawiam wykorzystać mój wolny dzień i uciec od tego całego chaosu. Mam co prawda co robić w domu ale jak wiadomo, robota nie zając, nie ucieknie. Jakieś prania, sprzątania, prasowanie.... Poza tym na jutro zapowiadają najgorętszy dzień lata - 38 stopni więc jedyna ucieczka przed tym upałem  to wybrać się do Schwarzwaldu bo tam jest zawsze jednak trochę chłodniej. We Wtorek wieczorem, po pracy jadę do garażu po moją Kiddo, żeby na drugi dzień nie tracić czasu. Następnego dnia zrywam się o siódmej rano, kawa jakieś drobne śniadanko i o dziewiątej jestem już w drodze.

sobota, 16 lipca 2016

Ostatni dzień

Już o ósmej rano żegnam się z kolesiem prowadzącym kemping. Do przyszłego roku. Oboje mamy nadzieję, że kemping jednak nie zostanie zlikwidowany. Drogę do domu zaplanowałem trochę dookoła. Postanowiłem przejechać przez Wogezy, zahaczyć o Colmar, przeprawić się promem przez Ren i dalej przez Schwarzwald do domu. Zgrabnie omijam wiecznie zakorkowane Besancon i przez  Baume-les-Dames, Lure i Col de la Schlucht



docieram do Colmar.

Jura francuska

Śmiałem się wieczorem z moich Szwajcarów, że tu takie tropikalne temperatury a oni do Portugalii jadą. Tam już zupełnie nie będzie szło wytrzymać. Rano żałowałem, że sam do Portugalii nie jadę. W nocy zrobiło się potwornie zimno. Moj letni spiwór nie dał już rady. Obudziłem się z tego zimna ale nie chciało mi się ubierać więc się tylko kurtką nakryłem i jakoś przespałem resztę nocy. Przy porannej kawie razem narzekamy na tą przykrą niespodzinkę jaką nam natura sprawiła. Potem ja zwijam majdan a oni chcą jeszcze do miasta skoczyć więc się żegnamy i na do widzenia Heidi wręcza mi kartkę z ich adresem i serdecznie zaprasza w odwiedziny gdybym był w okolicy. No w tym roku to już raczej nie dam rady...Tak więc znów każdy w swoją stronę, oni do Portugalii a ja powoli w stronę domu. Chcę się jednak zatrzymać, tym razem na dłużej, w Quingey i zbadać dokładniej Jurę a właściwie jej francuską część. Zawsze tylko przejeżdżam przez nią więc pora dokładniej zapoznać się z tematem.

czwartek, 14 lipca 2016

Willys i dziewczyna

Możecie być pewni, że w każdym francuskim miasteczku znajdziecie dwie rzeczy. Pomnik mieszkańców poległych na frontach I i II Wojny Światowej i Office de Tourisme. W Langeac nie jest inaczej. Jedyny problem, to to, że ludzie pracujący w tych punktach informacji turystycznej strasznie sobie biora do serca to co robią. Jest to bardzo fajne pod warunkiem, że to Ty jesteś obsługiwany a nie jak czekasz na swoją kolej...Po dłuższej chwili oczekiwania pobieram mapke okolicy z karmnika plus parę prospektów i ruszam w drogę. Mapka a właściwie mapa okazuje się rewelacyjna. Z jednej strony taka pseudo topograficzna z zaznaczonymi co bardziej malowniczymi trasami i miejscami wartymi zobaczenia a z drugiej niezła mapa drogowa regionu. Zawsze jestem pod wrażeniem jak to wszystko jest we Francji zorganizowane.Tak uzbrojony ruszam sprawdzić czy trasa polecona mi poprzedniego wieczoru przez Francuza na dobitej AT jest warta zobaczenia. Chociaż...wszystko jest warte zobaczenia.

La Vallee du Lot

Następnym regionem Francji, który mam zamiar zbadać podczas tegorocznej wyprawy to dolina rzeki Lot. Żeby wszystko zobaczyć i zwiedzić trzeba by było poświęcić jej osobną wyprawę więc tym razem tylko część. Od Cahors do Espalion. Nawet na tym odcinku trudno wszystko zobaczyć i zwiedzić. Opuszczam więc paskudny ale gościnny Florac i ruszam w drogę.


Cevennes część 2

Na dzisiaj mam w planie odwiedzenie La Couvertoirade.To miasteczko, zamieszkane obecnie przez około 200 osób, należało do Templariuszy i jest jednym wielkim zabytkiem. Oczywiście należy do Związku Najpiękniejszych Wiosek Francji, Plus Beaux Villages de France. Potem się zobaczy gdzie droga poprowadzi. Na początek oczywiście przez góry.



środa, 13 lipca 2016

Cevennes część 1

W zeszłym roku przez Florac jedynie przejeżdżałem zatrzymując się tylko na szybką kawę. Teraz mam okazje i czas bliżej się przyjrzeć tematowi. Florac jest pięknie położone w samym sercu Cevennes i właściwie powinno być perłą regionu i magnesem dla turystów. Powinno...Miejscowi dzielą sie najwyrazniej na dwie grupy. Pierwsza to jacyś pseudo hippies, obowiązkowo w jezuskach, pachnący Patchouli i konsumujący zdrowe kanapki w barze ze zdrową szamką. Druga to lumpenproletariat i tradycyjna menelnia. Ponieważ nie trawię ludzi w jezuskach spożywających  zdrową żywność wyszukuję sobie bar dla normalnych i w nim bedę rezydentem przez najbliższe cztery wieczory. Co jest fajne we Francji to to , że właśnie w takich barach Chez Alex, Chez Christine itd. zawsze dają najlepszą szamkę i tanio. Jeżeli będziecie się kiedyś włóczyć po Francji to omijajcie wszelkie restauracje a poszukajcie takiego Chez.... dla miejscowych. No i po trzech wieczorach i kilkunastu Pastis traktują mnie jak swojego tak, że nawet szef mi drinka stawia.

Z Die do Florac

Opuszczam Die i Vercors. Jak już wspomniałem trochę żałuję, że nie zostałem o dzień dłużej. Tyle jeszcze zostało do zobaczenia. Z drugiej strony...Jadąc w zeszłym roku z Prowansji do Perigord przejechałem przez Cevennes i tak mi się tam spodobało, że postanowiłem dokładniej zbadać temat i w tym roku jest to mój głowny cel. Może z Vercors będzie podobnie.  Niestety nie można zobaczyć wszystkiego a we Francji za każdym zakrętem czekają albo wspaniałe widoki i zabytki albo malownicze miasteczka i wioski.

Vercors

Jakoś pogoda w tym roku nie rozpieszcza...Ani jednej wycieczki nie zrobiłem od mojego powrotu z ITT a to już miesiąc minął. Ciągle deszcz, burze i oczywiście raczej mało tropikalne temperatury. No właśnie, burze. Wyjątkowo silne, pioruny i tornada a to w mojej branży oznacza tylko problemy. Po miesiącu takiej zabawy mam już serdecznie dosyć. Chyba najwyższa pora zmienić pracę chociaż wygląda na to, że za rok i tak bedę bezrobotny...racjonalizacja.Wielka strata to nie będzie. To i tak już nie ta sama firma. Mam nadzieję, że nas przynajmniej na początku lata zwolnią. Zrobię sobie dłuższe wakacje a potem będę się martwił co dalej. Wreszcie nadchodzi długo oczekiwana, wielkopomna chwila : urlop. Zaczynam od wizyty w Gdańsku. Trzeba się z dziećmi zobaczyć, sprawdzić jak tam sobie maluchy radzą. No i Mamę odwiedzić. Po tygodniu, w Sobotę, wracam do Stuttgartu. Mogę się pakować i następnego dnia ruszać po nowe przygody.



czwartek, 26 maja 2016

ITT 2016 częśc czwarta.

W Niedzielę rano, po kolejnym dziurkowanym śniadaniu szybko się żegnamy jako, że niektórzy mają spore trasy do pokonania. Jedynie Daniel i Herr Flik się obijają no ale oni mają jeszcze tydzień urlopu przed sobą a z tego co wiem nie do końca wiedzą gdzie pojadą. Daniel miał jeszce jedno oko zamknięte jak się z nim żegnałem...Mnie znów też tak nie goni. Mam trzy dni do dyspozycji więc na 1000 kilometrów to wystarczająco. Koniec końców trzeba jednak zaakceptować fakt, że ITT 2016 przeszedł do historii i zebrać się w drogę. Bez większych przygód i wrażeń estetycznych docieram do


ITT część trzecia

W Sobotę wyjazdy są zaplanowane pół godziny pózniej, na 9.30 bo o dziewiątej jest robione grupowe zdjęcie wszystkich uczestników. Pewno nic z niego nie wyszło bo było robione pod słońce...Po kolejnym, dziurkowanym, śniadaniu i zbiorowym portrecie sam też biorę aparat aby uwiecznić ten poranek. Spotykam gotową do drogi parę z Rumunii.


ITT 2016 część druga

Znowu pobudka z samego rana. Tak już będzie do końca tej wyprawy. To przecież boot camp a nie urlop. No ale szkoda dnia. Pora ruszać po nowe przygody. Wciągam hotelowe śniadanie i ruszam w drogę. Znowu trochę autostrady a potem to już


ITT 2016 część pierwsza

Taki M. na przykład....wozi ze sobą olbrzymi namiot, który ma przedsionek większy od części mieszkalnej. Po co? No, żeby było gdzie motor na noc zaparkować...Nie może jednak z tego przenośnego garażu skorzystać bo niejaki Herr Flik wstawia tam swój namiot. Ponieważ jednak namiot, który wozi ze sobą M. jest naprawdę duży, ów wyżej zapodany Herr Flik organizuje jakieś warzywo doniczkowe co nadaje całości niewątpliwie domowego ciepła.


Jak widać, nie jest jednak do końca usatysfakcjonowany...Niestety, mocno ograniczony czas nie pozwolił na erupcję wulkanu kreatywności.
Być może komuś postronnemu takie akrobacje dekoracyjne mogą się wydać przynajmniej dziwne ale jeżeli wziąć pod uwagę, że na przykład taki J. w czasie jazdy motocyklem słucha północnokoreańskich pieśni na cześć Kim Ir Sena ( czy jak się tam ten ichni Fuehrer nazywa ) bo jak twierdzi to go uspokaja, to wszystko do siebie zaczyna pasować jak części w jigsaw puzzle. Przejechałem w sumie 2300 kilometrów z czego 400 w ulewnym deszczu aby spędzić w takim towarzystwie dwa dni. Relacja z mojego ITT 2016.

czwartek, 5 maja 2016

Vatertag

 Już od dawna chodzi za mną lustrzanka. W sumie jestem zadowolony z mojego S3 ale czasem chciałoby się coś więcej. Poza tym nie wiem czy lustrzanka się sprawdzi podczas wypraw motocyklowych. Telefon wyciągam z kieszeni , pstryk i jadę dalej. Z lustrzanką to już większa zabawa...Doszedłem do wniosku, że nie ma co za bardzo inwestować. Kupię używkę i zobaczymy. Jak się sprawdzi to dobrze, jak nie to bedzie na inne okazje. Znalazłem Canona EOS 500D za 250 euronów. Po wymianie maili stanęło na 200. Do odebrania w Schwarzwaldzie co mnie bardzo cieszy. Czwartek mam wolne, zapowiadają słońce więc połączę przyjemne z pożytecznym.  W zeszłym roku o tej porze miałem już 2000 kilometrów nakręcone a w tym póki co 300...No i 5 Maja to Vatertag czyli Dzień Ojca więc zrobię sobie prezent.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Otwarcie sezonu



Oszołomy nie umieją przepowiedzieć pogody na następny dzień a opowiadają bajki o globalnym ociepleniu i o tym jaki bedzie klimat za 30 lat. I znajdują się tacy, którzy w takie bzdury wierzą. Od tygodnia zapowiadano piękną pogodę na weekend. Słońce i 20 stopni. No w Hiszpanii chyba... Sobota przywitała chmurami a do 20 stopni było bardzo ale to bardzo daleko....Niedziela wygląda lepiej chociaż słońce chowa się za warstwą chmur. Coś tam jednak się przebija i jest w miarę ciepło wiec pora na pierwszą wycieczkę w tym sezonie.