Kiddo

Kiddo
w drodze....

poniedziałek, 31 października 2016

Podsumowanie sezonu 2016

Za oknem piękny, jesienny dzień. wprost idealny na jakiś wypad wkoło komina. Niestety, byłem zmuszony odstawić moją Kiddo na zimowe legowisko. No ale za tydzień i tak lecę na parę dni do Gdańska a jak wrócę to bedzie już połowa Listopada, trzeba się więc pogodzić z faktem, że ten sezon, przynajmniej dla mnie, się zakończył. Można się pokusić o jakieś małe podsumowanie połączone z fotograficznym best of. Jaki był ten sezon ? Przede wszystkim krótki. Zrobiłem w sumie 13.700 kilometrów ale jakoś się nie najezdziłem...Zacząłem w sumie całkiem niezle bo już 3 Kwietnia. Tradycyjnie pierwsza jazda to wizyta w Blaubeuren.


Potem niestety była długa przerwa. Pogoda nie sprzyjała motocyklowym eskapadom. Poza krótkim wypadem na drugą stronę lasu po Canona do 18 Maja nic się nie wydarzyło. Za to właśnie osiemnastego ruszyłem po pierwszą wielką przygodę 2016: ITT nad Balatonem. Przejazd przez Austrię był fascynujący. Krajobrazy zapierające dech w piersiach i tak naprawdę trzeba by się zatrzymywać co parę metrów na zrobienie kolejnych zdjęć. Niezapomniane wrażenia z pokazów na Zamku Hohenwerfen






i to zdjęcie:


Mój absolutny faworyt na liście Best of 2016.
ITT u Węgrów było wspaniałe towarzysko, natomiast organizacyjnie...powiedzmy dyplomatycznie,że nie byłem zachwycony. Droga powrotna również dostarczyła wielu wspaniałych wrażeń


ale moje wspaniałe plany odwiedzenia bajecznego zamku Neuschwanstein  zostały znów pokrzyżowane przez pogodę a ostatnie 400 kilometrów pokonałem pod wodą. I tak jak zaczęło padać 24 Maja tak padało przez miesiąc. Powodzie, zalane miasteczka i wioski. Setki jak nie tysiące ludzkich nieszczęść i tragedii. No i oczywiście nie ma pieniędzy na pomoc dla nich bo jest do nakarmienia i utrzymania milion nielegalnych imigrantów...
Do tego taka pogoda nie oznacza nic dobrego w mojej branży...Resztkami sił dotrwałem do urlopu.
Moja tegoroczna Tour de France prowadziła przez Vercors, Cevennes i Jurę francuską. Jak zwykle we Francji wspaniałe miejsca


nowe znajomości


piękna architektura


i inne różne różności





Szybko taki urlop mija...Potem oczywiście praca, praca. Jak już mam wolne to pogoda paskudna. W Lipcu raptem dwie wycieczki. Pierwsza pod tytułem : Trzy Klasztory


druga: Colmar z plecaczkiem. Zupełnie nietypowa jak dla mnie wyprawa...



Potem były jeszcze trzy skromne wycieczki. Na początek Hohschwarzwald, Titisee i wodospady


Wspaniałe krajobrazy. Niestety pogoda niespecjalna a i pomysł aby jechać nad Titisee w Wochenende nie okazał się najszczęśliwszy.
Potem było jeszcze jakieś kręcenie się dookoła domu i zupełnie nieudana wyprawa do mocno przereklamowanego Rothenburg


I tak jakoś z trudem dotrwałem do Września gdy przyszła pora na długo planowaną drugą część przygód Grubaska i Kózki. Oczywiście Prowansja.





Droga powrotna przez Auvergne.



Trochę już zwiedzałem te okolice podczas mojej Tour de France ale ja lubię odwiedzać stare kąty...Niestety ostatnie dni znów pod wodą. Potem znów przez miesiąc nic poza jedną szybką rundą wkoło komina i ostatnia wycieczka 2016. Oczywiście Colmar.




To była wyjątkowo udana wycieczka tyle, że niestety na tym się mój sezon zakończył...Smutno, że to już koniec...Kolejny sezon minął a znów tak wiele ich przed sobą nie mam. Ile razy odpalam moją Kiddo zawsze żałuję, że tak pózno się zabrałem za motocyklowe wojaże...Pozostaje tylko przez następne miesiące żyć wspomnieniami i planami na przyszły rok. A w planach... na początek oczywiście ITT. Tym razem na Kaszubach. Powiem szczerze, że nie jestem zachwycony perspektywą przebijania się przez Polskę motorem ale tak wspaniałej imprezy w takim miejscu nie można odpuścić. Przy okazji znów bedę mógł odwiedzić stare kąty. Potem Pireneje, od Atlantyku po Morze Śródziemne
a w drodze powrotnej oczywiście Prowansja a może i dam radę zahaczyć o Owernię. No i na zakończenie, trzecia część przygód Grubaska i Kózki ale tym razem bez zakrętów...
Na zakończenie podziękowania dla 21Brothers. Sakwy są rewelacyjne. Dobrze się je pakuje, bez problemu wyciąga z nich co potrzeba no i w tym roku przejechałem z nimi setki kilometrów w ulewnym deszczu i torby się nie poddały. Dawno już nie dokonałem tak udanego zakupu.
No i tradycyjnie, na koniec. Największe podziękowania należą się niemej bohaterce wszystkich moich motocyklowych przygód. Niemej bo nigdy nie marudzi, nie kaprysi i w ogóle nie stwarza żadnych problemów za to dostarcza wiele radości. Ma już ćwierć wieku i przekroczyła właśnie 100.000 kilometrów a wciąż bryka jak kózka. Wszyscy to wiedzą ale nie zawadzi przypomnieć...Panie i Panowie, żadne tam Tygryski, Tenerki, Beemki, Kateemki czy inne wynalazki tylko
Honda Transalp XL 600 V


The best Bike ever made.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz