Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 16 lipca 2016

Ostatni dzień

Już o ósmej rano żegnam się z kolesiem prowadzącym kemping. Do przyszłego roku. Oboje mamy nadzieję, że kemping jednak nie zostanie zlikwidowany. Drogę do domu zaplanowałem trochę dookoła. Postanowiłem przejechać przez Wogezy, zahaczyć o Colmar, przeprawić się promem przez Ren i dalej przez Schwarzwald do domu. Zgrabnie omijam wiecznie zakorkowane Besancon i przez  Baume-les-Dames, Lure i Col de la Schlucht



docieram do Colmar.
Ponieważ jednak miasto znam na pamięć a i tak będę tu za dwa tygodnie, robię tylko jakieś szybkie zakupy w sklepie o wdzięcznej nazwie: Cora. To taki większy spożywczak...Większego jeszcze w Europie nie widziałem. W każdym razie większy niż oba terminale lotniska w Stuttgarcie razem wzięte. Potem to już tylko przeprawa przez Ren, Schwarzwald


jeszcze tradycyjna kawa i ciasteczko na zakończenie wyprawy


i o wpół do ósmej docieram do domu. Prawie dwanaście godzin i to właściwie bez przerw. Zdecydowanie najdłuższy dzień w mojej krótkiej karierze motocyklisty.
Pora na jakieś podsumowanie. 5000 tysięcy kilometrów i wyprawa zdecydowanie inna od poprzednich. Boczne drogi piątej kategorii odsnieżania ( o ile wogóle są odsnieżane ), zupełne odludzia. W niektórych miejscach było tak cicho i spokojnie, że miałem wyrzuty sumienia odpalając motor. Mało a właściwie zadnego zwiedzania.
Magiczne miejsca :




 i nowe znajomośći



Królewskie jedzenie


i równie królewskie napitki.


Po raz kolejny znakomicie się sprawdził mój nowy nabytek, sakwy 21 Brothers. Jestem naprawdę nimi zachwycony i gorąco polecam. Ja w każdym razie do kufrów już raczej nie wrócę.
No i już tradycyjnie na zakończenie. Główna bohaterka tej opowieści. Taki mój Stevensonowski osiołek ale nie sprawiający żadnych kłopotów. Właściwie to już wszyscy wiedzą ale tak na wszelki wypadek :
Panie i Panowie, nie jakieś tam beemki, kateemki czy inne wynalazki tylko Honda XL 600 V Transalp. Rocznik 1991.


 The Best Bike Ever Made.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz