Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 16 lipca 2016

Jura francuska

Śmiałem się wieczorem z moich Szwajcarów, że tu takie tropikalne temperatury a oni do Portugalii jadą. Tam już zupełnie nie będzie szło wytrzymać. Rano żałowałem, że sam do Portugalii nie jadę. W nocy zrobiło się potwornie zimno. Moj letni spiwór nie dał już rady. Obudziłem się z tego zimna ale nie chciało mi się ubierać więc się tylko kurtką nakryłem i jakoś przespałem resztę nocy. Przy porannej kawie razem narzekamy na tą przykrą niespodzinkę jaką nam natura sprawiła. Potem ja zwijam majdan a oni chcą jeszcze do miasta skoczyć więc się żegnamy i na do widzenia Heidi wręcza mi kartkę z ich adresem i serdecznie zaprasza w odwiedziny gdybym był w okolicy. No w tym roku to już raczej nie dam rady...Tak więc znów każdy w swoją stronę, oni do Portugalii a ja powoli w stronę domu. Chcę się jednak zatrzymać, tym razem na dłużej, w Quingey i zbadać dokładniej Jurę a właściwie jej francuską część. Zawsze tylko przejeżdżam przez nią więc pora dokładniej zapoznać się z tematem.
Z Feurs do Quingey jest coś ponad 300 kilometrów więc mam po drodze czas na zwiedzanie. A jak zwykle we Francji jest co oglądać. Na początek, super drogą na Loarą, docieram do Chateau de La Roche. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1260 roku. Położone na 30 metrowej skale bardziej ucierpiało przez wieki od powodzi niż od działań zbrojnych. W końcu zamieniło się w zupełną ruinę. Na początku XX wieku kupił ja przemysłowiec z Roanne, który odbudował zamek w stylu gotyckim z przeznaczeniem na rezydencję. W latach trzydziestych postanowiono wybudować tamę a zamek miał być zatopiny. Znów popadł w ruinę aż w końcu został kupiony za symbolicznego franka przez gminę. Kiedy w końcu wybudowano tamę w  1984, Chateau było jedynym ocalałym budynkiem. W 1996 zostało w całości odrestaurowane. Tak wyglądało kiedyś :


a tak wygląda teraz :


Dalej w drodze do Quingey też jest wiele atrakcji. Pocztówkowe klimaty :


a w La Clayette kolejne Chateau. Niestety nie można zwiedzać bo tu ludzie mieszkają. Zamek jest w posiadaniu rodziny La Clayette. Nieprzerwanie od 1736 roku.


Zwiedzam jeszcze przez chwilę samo La Clayette


i ruszam dalej w drogę. Zatrzymuję się jeszcze na kawę w dobrze mi znanym już Poligny



i krótko pózniej docieram na zaprzyjazniony kemping w Quingey. Tu wszystko po staremu tylko ludzi przybyło. Rozmawiam trochę z kolesiem który ten plac prowadzi. Trochę się obawia czy jeszcze tu będą w przyszłym roku bo już w tym były problemy. Najwyrazniej komuś w gminie ten kemping przeszkadza...Z drugiej strony ludzie, którzy sie tu rozbijają to w większości kamperzy a ci wożą ze sobą wszystko więc nie wydają na miejcu w restauracjach tylko gotują sami. Tak naprawdę Quingey wiele z nich nie ma. Ja oczywiście rozbijam namiot i idę do zaprzyjaznionego baru coś się napić no i zjeść. Stek jest jak zwykle znakomity i jak zwykle porcja trochę mała...


Następnego dnia, idę sobie spacerkiem po bagietki i coś tam jeszcze. Wracam na kemping, zjadam spokojnie śniadanie i ruszam badać okolicę. Na początek Salins-les-Bains.



Położone pomiędzy dwoma wzgorzami na krórych znajdują się forty, Belin i Saint-Andre swoją nazwę zawdzięcza słonym zródłom. Produkcja soli spożywczej była też głowną gałęzią miejscowego przemysłu.
Przychodzi pora na piękne widoki.


i interesujące drogi.



Odwiedzam Nozeroy



Zamierzam spojrzeć na mapę co tu dalej i z rozpaczą stwierdzam, że jak Hilary, gdzieś posiałem okulary i niestety nie mam ich na nosie...Już wiem co się stało. Położyłem na bagażniku z zamiarem włożenia ich do mojej odblaskowej kamizelki. Zamiar miałem....ale o nich zapomniałem i gdzieś po drodze spadły. Zatrzymuję się w Champagnole i w E.Leclerc kupuję gotowca. Jako prowizorka wystarczy. Klnąc ile wlezie ruszam dalej. Następne na mojej drodze Chateau-Chalon. Oczywiście należy do związku Plus Beaux villages de France.


Stąd już niedaleko do Baume-les-Messieurs



Oczywiście też należy do związku Plus Beaux....
No a chwilę pózniej trafiam na coś takiego :




Wycieczkę kończę w Ornans



skąd można już doliną La Loue wrócić do Quingey.


Następne dwa dni to również kręcenie się wkoło komina. Najpierw trochę Route des Lacs


Potem wizyta w Saint Claude.


Tak jak Thiers jest stolicą noży, tak Saint Claude jest słynne z produkcji fajek. Tylko, że niestety noże mają się dobrze, fajki niestety nie...Ale pomnik fajki jest.


Zaglądam do Morez które ominałem w mojej drodze do Vercors. Poza fontanną nie doszukałem się niczego specjalnie ciekawego.


Widoki są oczywiście ciekawe.


Wieczorem łapię się na koncert w Quingey. Jeden z gorszych zespołów jakie w życiu słyszłałem....


Niedziela zaczyna się znów od F... i K...Zostawiłem na noc w łazieńce przenośny akumulatorek, żeby się przez noć naładował. No i ktoś sobie pobrał. Skutkiem tego mój S3 nie ma skąd pobrać prądu więc nici ze zdjęć. Na następną wyprawę muszę sobie kupić ładowarkę do gniazdka w motocyklu. Same straty mam w tej Jurze. Ostatnią rundę we Francji rozpoczynam wizytą w Fort Belin w Salins-les-Bains. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu absolutny zakaz wstępu. Wejść niby można, nie ma żadnych zasieków ale jest tyle znaków zakazu i tablic informacyjnych, że lata spędzone w Niemczech biorą górę nad polską naturą i odpuszczam. Jakoś nie mam ochoty na dyskusje z francuską Gendarmerie. Nie słyną z poczucia humoru. Pozostaje tylko podziwiać widoki.




Ruszam w stronę Pontalier i dalej Szwajcarii. Trochę bez planu a trochę by zobaczyć pochodzące jeszcze z XI wieku Chateau de Joux.


Ponieważ mamy i tak zamiar zahaczyć o te okolice we Wrześniu w drodze do Prowansji odpuszczam sobie zwiedzanie. Hili na 100 procent będzie chciał zwiedzić więc fort może na mnie te dwa miesiące poczekać. Odwiedzam Syam i pochodzące z 1818 Chateau.


I wracam do Quingey, po drodze ciesząc się jeszcze francuskimi klimatami.


Na zakończenie dnia idę do zaprzyjaznionego baru na steka i Pastis. No i oczywiście na wielki finał. Francja - Portugalia. Nie jestem fanem piłki nożnej, szczerze mówiąc wogóle nie jestem fanem jakiegokolwiek sportu no ale to, to zupełnie inna historia. Francja, finał, trzeba obejrzec razem z Francuzami. No niestety nie było powodów do radości....


... to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz