Kiddo

Kiddo
w drodze....

czwartek, 14 lipca 2016

La Vallee du Lot

Następnym regionem Francji, który mam zamiar zbadać podczas tegorocznej wyprawy to dolina rzeki Lot. Żeby wszystko zobaczyć i zwiedzić trzeba by było poświęcić jej osobną wyprawę więc tym razem tylko część. Od Cahors do Espalion. Nawet na tym odcinku trudno wszystko zobaczyć i zwiedzić. Opuszczam więc paskudny ale gościnny Florac i ruszam w drogę.




Nakładam trochę kilometrów i przez Saint Affrique


docieram do Albi. Nie jest to najkrótsza droga z Florac do Cahors ale w Albi chcę koniecznie zobaczyć muzeum poświęcone Henri de Toulouse-Lautrec, który się właśnie w tym mieście urodził. Fascynująca postać. Taki Keith Richards XIX wieku. Mogę tylko polecić książkę Pierre La Mure " Moulin Rouge".


Zwiedzam więc muzeum a następnie kręcę się trochę po mieście.




Czas ucieka szybko więc trzeba się zbierać. No i lejący się z nieba żar też nie zachęca do spacerów.


 Przez Cordes sur Ciel


i Villefranche-de- Rouergue




Docieram do Cahors. Obowiązkowy pstryk to ufortyfikowany most z XIV wieku nad rzeką Lot, który stał się symbolem miasta : Pont Valentre.


Nastepny dzień poświęcony jest dolinie rzeki Lot. Najpierw Saint-Cirq-Lapopie.


Potem to już tylko jechać i cieszyć sie widokami.






Przez Estaing


docieram do Espalion gdzie odbijam na północ opuszczając rzekę Lot. Mijam Laguiole, które dało nazwę rodzajowi składanego noża produkowanemu zarówno tu jak i w " nożowej stolicy" jaką jest Thiers. Oczywiście ja też chcę taki nóż. W Laguiole są warsztaty gdzie można podziwiać jak są wytwarzane no i oczywiście od razu nabyć. No ale przez to, że to wszystko ręczna robota ceny też są odpowiednie. Tak od 120 Euro w górę. Taka nożowa arystokracja. Dochodzę do wniosku, że jednak pozostanę przy moim prostackim Opinel. Tani i o wiele praktyczniejszy przez to, że ma w przeciwieństwie do Laguiole grubą rękojeść i szeroką klingę więc łatwiej chlebek posmarować. Obowiązkowy pstryk

  
i lecę dalej. Docieram do Saint Flour gdzie miałem się zatrzymać na nocleg ale jakoś mi się tu nie podoba a że nie jest aż tak pózno, postanawiam jechać dalej do odległego o jakieś 50 kilometrów Langeac.
50 kilometrów przez ziemię niczyją. Żywego ducha...



Fajna droga z pasującymi zakrętami ale oczywiście i tu wszechobecny żwir. Oprócz tego trzeba uważać bo ta pustka bywa zdradliwa. Zaczynam jechać coraz szybciej, coraz bardziej kładę się w zakrętach...jeden, drugi. W końcu za którymś razem z naprzeciwka wyskakuje dostawczak...a droga wąska. To mi przypomina, że jednak moje umiejętności są raczej ograniczone i trzeba trochę odpuścić.
W końcu docieram do Langeac. Staję koło Super U zatankować i zrobić jakieś zakupy a tu zaraz po chwili pojawia się koleś na mocno dobitej AT. Koleżka jest miejscowy więc zaraz zaczyna mi polecać godne uwagi trasy w okolicy. Miałem właściwie jechać dalej ale nie pali się. Postanawiam wykorzystać mój Joker Day, który trzymam w zapasie na takie okazje. Szybki spacer po Langeac...




jak mówią, nothing to write home about. Na jutro w planie dolina rzeki Allier.

... to be cont

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz