Kiddo

Kiddo
w drodze....

środa, 13 lipca 2016

Cevennes część 1

W zeszłym roku przez Florac jedynie przejeżdżałem zatrzymując się tylko na szybką kawę. Teraz mam okazje i czas bliżej się przyjrzeć tematowi. Florac jest pięknie położone w samym sercu Cevennes i właściwie powinno być perłą regionu i magnesem dla turystów. Powinno...Miejscowi dzielą sie najwyrazniej na dwie grupy. Pierwsza to jacyś pseudo hippies, obowiązkowo w jezuskach, pachnący Patchouli i konsumujący zdrowe kanapki w barze ze zdrową szamką. Druga to lumpenproletariat i tradycyjna menelnia. Ponieważ nie trawię ludzi w jezuskach spożywających  zdrową żywność wyszukuję sobie bar dla normalnych i w nim bedę rezydentem przez najbliższe cztery wieczory. Co jest fajne we Francji to to , że właśnie w takich barach Chez Alex, Chez Christine itd. zawsze dają najlepszą szamkę i tanio. Jeżeli będziecie się kiedyś włóczyć po Francji to omijajcie wszelkie restauracje a poszukajcie takiego Chez.... dla miejscowych. No i po trzech wieczorach i kilkunastu Pastis traktują mnie jak swojego tak, że nawet szef mi drinka stawia.
Jak każde miasto tak i Florac ma ładne strony. Oczywiście jest i Chateau. To zostało wybudowane w XIII wieku a w XVII je przebudowano


Jest kilka uroczych miejsc







Zawsze też można pstryknąć jakąś fajną scenkę. Pani wołająca kotka do domu na kolację


albo inny kotek, ganiający za pieskiem domagając się wspólnej zabawy.


W rzeczywistości jednak Florac jest mocno podupadłe i zdecydowanie nie jest turystyczną metropolią, Szkoda.




Nastepnego dnia ruszam w pierwszą objazdówkę. Na początek Chateau de Castelbouc


i Gorges du Tarn




docieram do Sainte Enimie, gdzie robię sobie krótki spacer.






Takie śmieszne schodkowane domy budowano aby zaoszczędzic na podatku gruntowym.


Nastepny w kolejce jest Meyrueis. Nic specjalnego ale jak zawsze we Francji zawsze znajdzie się coś do pstryknięcia.





I dalej z powrotem na Florac przed którym jednak odbijam na południe




aby dotrzeć do Saint Jean du Gard. Cevennes stał się sławny dzięki autorowi " Wyspy Skarbów". Kiedy miał 28 lat wciąż był finansowo zależny od rodziców więc ta podróż miała dostarczyć materiału na ksiązkę a przy okazji uwolnić go od romansu, na który jego rodzina patrzyła krzywym okiem, z zamężną Amerykanką. Stevenson podróżował a właściwie wędrował przez dwanaście dni w towarzystwie osiołka, który dzwigał jego bambetle a z którym biedny nie mógł sobie do końca poradzić. Osiłek uparty był....Całe to przedsięwzięcie uchodzi za jeden z pierwszych przypadków turystycznej wędrówki jak i zastosowania spiwora, który był tak duży i ciężki, że konieczny był właśnie osiołek, Jego dwustukilometrowa wędrówka zakończyła się właśnie w Saint Jean du Gard i zaowocowała książką " Travels with a Donkey in the Cevennes"  Amerykanka wróciła do Kaliforni do męża a tradycja wędrówek z osiołkiem pozostała.


Dalej postanawiam pojechać do Anduze, potem do Ales gdzie wpadnę na Route National 106 i wrócę do Florac. Na początku jest fajnie


ale potem, im bliżej Ales tym gorzej. Ruch coraz większy a po tylu kilometrach samotności wyjątkowo działa to na nerwy. Zwłaszcza, że jest dosyć ciepło....W końcu wpadam na 106, która właśnie od Ales robi się ciekawa. W Saint Julien d'Arpaon miałem się zatrzymać aby pstryknąć Chateau ale widzę drogowskaz : Le Pont de Montvert 20Km. Jest krótko przed 18 więc czasu sporo. Jadę. Droga pnie się coraz bardziej w górę, do okoła robi sie coraz bardziej pusto. Żadnych zabudowań, żadnego ruchu....





Dochodzę do wniosku że to był jednak wyjątkowo głupi pomysł. Jak tu gumę złapię to bedzie pełna kicha. Odkopią mnie za sto lat jak dinozaura. No ale Transalp to nie BMW więc bez przygód docieram do cywilizacji.


Pózniej, już we Florac, nadal nie mam dosyć więc pcham się na górę pstryknąć parę fotek.





Wieczór spędzam w zaprzyjażnionej knajpie z doskonałym Pastis, jeszcze lepszym jedzeniem a przy okazji oglądam mecz Polska Portugalia. No niestety...nie dali chłopcy rady.


...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz