Kiddo

Kiddo
w drodze....

czwartek, 26 maja 2016

ITT 2016 część pierwsza

Taki M. na przykład....wozi ze sobą olbrzymi namiot, który ma przedsionek większy od części mieszkalnej. Po co? No, żeby było gdzie motor na noc zaparkować...Nie może jednak z tego przenośnego garażu skorzystać bo niejaki Herr Flik wstawia tam swój namiot. Ponieważ jednak namiot, który wozi ze sobą M. jest naprawdę duży, ów wyżej zapodany Herr Flik organizuje jakieś warzywo doniczkowe co nadaje całości niewątpliwie domowego ciepła.


Jak widać, nie jest jednak do końca usatysfakcjonowany...Niestety, mocno ograniczony czas nie pozwolił na erupcję wulkanu kreatywności.
Być może komuś postronnemu takie akrobacje dekoracyjne mogą się wydać przynajmniej dziwne ale jeżeli wziąć pod uwagę, że na przykład taki J. w czasie jazdy motocyklem słucha północnokoreańskich pieśni na cześć Kim Ir Sena ( czy jak się tam ten ichni Fuehrer nazywa ) bo jak twierdzi to go uspokaja, to wszystko do siebie zaczyna pasować jak części w jigsaw puzzle. Przejechałem w sumie 2300 kilometrów z czego 400 w ulewnym deszczu aby spędzić w takim towarzystwie dwa dni. Relacja z mojego ITT 2016.

Po wielu miesiącach oczekiwania, przgotowywania trasy i alpejskich kombinacjach aby dostać wolne nareszcie mogę ruszć w drogę. Ze Stuttgartu do Csopak na Węgrzech, gdzie w tym roku odbywa się ITT, mam ponad 900 km i dwa dni na ich pokonanie. Budzę się o jakiejś zupełnie nieludzkiej porze 05.30 czy coś koło tego. O tej porze to tylko Django Reinhardt...Odpalam więc CD i robię pierwszą kawę. Mam sporo czasu na prysznic i jakieś drobne śniadanie. Pogoda, jak mawaiał Wicherek, nie zachęca do spacerów więc bez pośpiechu. W końcu, krótko po ósmej ruszam w drogę. Pierwsze 360 kilometrów bez rewelacji. Autostrada Nr.8 znana w Niemczech głównie z codziennych wypadków a co za tym idzie oczywiście korków. Mam jednak szczęście i bez problemów docieram do granicy z Austrią po drodze nabywając jeszcze winetę. Jadę raczej rekreacyjnie. Tak 110 - 120. Od granicy zaczynają się już ciekawe widoki.



Po jakimś czasie dojeżdżam do bramek na autostradzie. WTF ? Przecież mam winetę ? Płacę 8 Euro nie bardzo wiedząc za co ale sprawa się wkrótce wyjaśnia. Tunel, ponad 8 kilometrów. Za chwilę następny, tym razem ponad 10...Plus takiego tunelu to to, że ciepło...W końcu zjeżdżam z autostrady bo zaplanowałem odwiedzić zamek Hohenwerfen. Tym, którzy widzieli '' Tylko dla Orłów " powinien się wydać znajomy. Tylko kolejki linowej tu nie ma i nigdy nie było.

  
Na zamku jest muzeum sokolnictwa i odbywają się pokazy. Te rozpoczynają się jednak dopiero o piętnastej więc trochę zalegam na ławeczce, trochę zwiedzam a głównie podziwiam widoki.


Zaczynają się pokazy :











Wspaniałe widowisko. Naprawdę " Tylko dla Orłów " . Powoli zbieram się w dalszą drogę. Do Selzthal, gdzie zaplanowałem nocleg, jest już tylko niecałe 100 kilometrów a jest dopiero po szesnastej więc mogę nadal jechać rekreacyjnie po drodze podziwiając widoki.



Gdzieś po drodze moja Kiddo ma urodziny. Przekracza 90.000 kilometrów. Wszystkigo Najlepszego.
Docieram do Selzthal gdzie bez problemu odnajduję hotel. Najwyrazniej jestem jedynym gościem bo właścicielka wita mnie w drzwiach wręczając klucz. Trochę się ogarniam no i trzeba w końcu coś zjeść. Oczywiście sznycel po wiedeńsku. Co ciekawe wolno palić.


 Potem jeszcze krótki spacer ale poza starą ciuchcią nic tu nie ma,


Wstałem w środku nocy, przejechałem 515 kilometrów więc mogę ten dzień zakończyć. Idziemy spać.



to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz