Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 3 kwietnia 2016

Otwarcie sezonu



Oszołomy nie umieją przepowiedzieć pogody na następny dzień a opowiadają bajki o globalnym ociepleniu i o tym jaki bedzie klimat za 30 lat. I znajdują się tacy, którzy w takie bzdury wierzą. Od tygodnia zapowiadano piękną pogodę na weekend. Słońce i 20 stopni. No w Hiszpanii chyba... Sobota przywitała chmurami a do 20 stopni było bardzo ale to bardzo daleko....Niedziela wygląda lepiej chociaż słońce chowa się za warstwą chmur. Coś tam jednak się przebija i jest w miarę ciepło wiec pora na pierwszą wycieczkę w tym sezonie.
Parę dni temu odebrałem Kiddo z warsztatu. Przegląd, nowe opony, kilka innych drobiazgów i 800 Jurków poszło do pieca. No ale teraz powinna iść jak burza. Powinna.... Już po paru metrach Trampek się buntuje. Nie wchodzi na obroty, nie chce jechać...Jakoś docieram do warsztatu, który w Niedzielę jest oczywiście zamknięty więc nie pozostaje mi nic innego jak zostawić Kiddo i zadzwonić do Hilmara żeby mnie zawiózł back do garażu. Mój przyjaciel zjawia się po chwili ale w tzw. międzyczasie Trampek się budzi do życia. Zatankowałem go do pełna na zimę i najwyrażniej sie jakiś brud w gażniku zebrał. Rozmawiam chwilę z Hilmarem, dziękuję mu, że przyjechał - jednak co przyjaciel to przyjaciel i ruszam w drogę. Pogoda pomimo szumnych zapowiedzi jest taka sobie więc mój ulubiony Schwarzwald raczej nie wchodzi w grę. Zaczynam jak w zeszłym roku od Blaubeuren. Na początek odwiedzam znajome miśki.


I obowiązkowo piękną Lau. Jej historię już opisywałem więc tylko zdjęcie.


No i obowiązkowo młyn wodny.


Woda w Blautopf jak zwykle krystalicznie czysta.


Opuszczam Blaubeuren i zaczynam się szwędać bez celu i planu po Schwaebisch Alb. Jakimś cudem docieram do znajomego miejsca.


Błądząc raz w lewo raz w prawo docieram do Sigmaringen. Oczywiście nie mogę sobie odmówić zrobienia fotki. Ciekawe czy Izka jest w domu...Pewno już wróciła po Wielkanocy do Londynu...Łabędz wybrał sobie mało ustronne miejsce na gniazdo...


Ruszam powoli w kierunku domu ale mam w planie jeszcze Lautertal. Gdzieś po drodze kończy się paliwo więc przekręcam na rezerwę. Mam jeszcze w zapasie 1,5l karnisterek więc bez paniki. Docieram do przystani kajakowej nad rzeką Lauter. To jedno z ulubionych miejsc spotkań wszelkiej maści motocyklistów no i jest oczywiście pełno a co za tym idzie trzeba dłuuuugo na kawę czekać.No ale nic mnie nie goni.


Po dłuższym popasie ruszam w drogę ale już po kilkuset metrach Kiddo dostaje konwulsji i w końcu pada. 40km na rezerwie ? Trochę mało....Wlewam 1,5l z karnisterka i chociaż do najbliższego miasta jest tylko kilka kilometrów zaczynam się z lekka niepokoić. No i nie bez powodu bo już na wjeżdzie do Muensingen Trampek znów dostaje konwulsji. Na szczęście jakimś cudem docieram do stacji benzynowej. Tankuję do pełna i dalej już bez przygód docieram do domu. Pogoda była taka sobie ale w sumie udana wycieczka. Pierwsze 300km w 2016 roku zaliczone.

1 komentarz:

  1. Filter panie, filter :). Paliwo nie spływa z baku.

    OdpowiedzUsuń