Nareszcie po sześciu dniach wszelkich możliwych DLY , CXX i AOG mam w jeden dzień wolny.Co więcej po dwóch tygodniach wiatru,deszczu i zimna, pogoda ma być wreszcie jak przystało na Maj. Co prawda prognozy różnią się od siebie, w zależności od tego gdzie sprawdzam ale wszyscy są przynajmniej zgodni co do tego, że nie będzie padać. Ładna pogoda połączona z wolnym dniem to rzadkość wiec trzeba koniecznie skorzystać z okazji i ruszyć w drogę. No i już na samym początku niesamowity sukces. Udaje mi się wstać o 07.00. Biorac pod uwagę, że normalnie wstaję około 10.30 - 11.00 to prawie środek nocy. Aż się poklepałem po plecach. Kawa,prysznic coś na ząb i ruszam do garażu po Kiddo. W garażu zdejmuję polarek ,( który założyłem nie wiem po co- tak na wszelki wypadek ) bo chociaż jest dosyć wcześnie to Słońce już mocno grzeje. Potem jeszcze tylko zatankować i o 08.50 jestem już w drodze, nadal bardzo dumny z siebie. Zaraz za pierwszą górką : Waldenbuch. Nazwa nikomu nic nie mówi ale czekoladę "Ritter Sport" wszyscy znają a tu właśnie mieści się wytwórnia i małe muzeum.
Mijam Herrenberg no i już
jest fajnie.
Dalej Nagold gdzie odbijam na południe w kierunku Horb.
No i za tym Horb odbijam znów na zachód ale coś za wcześnie..
Zawracać nie zawracać...no nic , kierunek się mniej więcej zgadza, droga jest ok jakoś trafię. Póki co delektuję się krajobrazem .
Po paru kilometrach robię krótką przerwę na papierosa i przy okazji sprawdzam na mapie gdzie jestem. Potem juz bez problemów docieram do pierwszego punktu programu : Schiltach.
To miasteczko ma status uzdrowiska ale mam wrażenie, że coś nie bardzo im to chyba wychodzi i kuracjusze powymierali bo uliczki raczej puste. No ale jest jeszcze dosyć wcześnie....Szwędam sie troche po mieście ...
a potem posilam się miejscowym specjałem : precel zapiekany z szynką
i serem. Żegnam się z Schiltach z którym się zobaczę dokładnie za miesiąc w drodze do La Rochelle i z nowym zapasem sił ruszam dalej. Wpadam na Droge Zegarów. Schwarzwald słynął niegdyś z ich produkcji. Przejeżdżam przez Schramberg gdzie mieści się wytwórnia zegarków marki Junghans , swego czasu największa fabryka zegarków na świecie. To Junghans pierwszy wprowadził na rynek zegarki sterowane radiem.Dalej St.Georg ale póki co zaczyna padać. Niepotrzebnie wpadam w panikę i się zatrzymuję żeby założyć gumowane spodnie . Oczywiście od razu przestaje padać.....Potem juz szybko krótki odcinek krajową 33 do głównego celu podróży : Triberg.
No tu już zegary na każdym kroku. Najwięcej takich
Jednak główną atrakcją Triberg jest wodospad. Reklamowany jako najwyższy -ma 160 m -w Niemczech. Jak to z reklamą....nie zbyt się to zgadza z prawdą ale turystów przyciąga. Na szczęscie jest poniedziałek więc nie tylko szaleńców na ścigaczch nie ma na drodze a i wodospad można obejżeć bez przepychania się.
Robię sobie godzinny spacer po lesie i opuszczam Triberg. Wyjazd jest przez tunel
zaraz po którym po prawej .....
Największy na Świecie zagar z kukułką . Mało go nie przegapiłem. Wiedziałem,że jest zaraz za tunelem ale nie przypuszczałem, że zaraz zaraz....ostro po hamulcach, Kiddo troche się nastroszyła...dobrze że nic za mną nie jechało....Następny punkt programu :Bad Peterstal. Też kurort. W sumie nic specjalnego ale jazda przez Schwarzwald to sama radość.
Docieram w końcu do Bad Peterstal ale tu też, jak w Schiltach, pusto na ulicach.
Po krótkim postoju wbijam się na zaprzyjaźnioną B28 i ruszam powoli w góry. Pora się skierować w stronę domu bo coś chmury takie dziwne w oddali...W końcu docieram na płaskowyż i robię mała przerwę.....
No i Kiddo może sie pogrzać na słoneczku.
Potem to już Freudenstadt i znów Nagold gdzie koło się zamyka. I tak dzień zleciał w towarzystwie najlepszego bike ever made. No a jutro znów do pracy....ale tym razem tylko trzy dni a potem trzy dni wolnego :-)
320 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz