Kiedy rok temu ,
w wieku 51 lat zrobiłem prawo jazdy na motor, jak każdy neofita zaraz zacząłem
planować ’’konkretną’’ wyprawę. Miała być Barcelona ale ponieważ
byłem tam już wiele razy mój kolega , wielki frankofil, zaproponował abym pojechał
do La Rochelle. Pooglądałem zdjęcia tego miasta
w internecie i spodobało mi się więc stanęło na Francji. W drodze
powrotnej bedę mógł zaliczyć zamki nad Loarą. Póżniej się jeszcze okazało, że
mam nie dwa a cztery tygodnie urlopu więc doszła do tego Bretania jako,
że zawsze chciałem zobaczyć Mt.Saint Michel. No a jak się jeszcze dowiedziałem
, że w Saumur jest największe muzeum czołgów , plan był gotowy. Tak to - mniej więcej - wygląda :
Trzeba było się uzbroić w namiot, spiwór i matkę-samodmuszkę jako , że hotel mam zarezerwowany tylko po pierwszym odcinku i w La Rochelle . Przyda się po 1200 km ale reszta na kempingach. Raz, że taniej dwa,że nie bedę uwiązany rezerwacjami.
Trzeba było się uzbroić w namiot, spiwór i matkę-samodmuszkę jako , że hotel mam zarezerwowany tylko po pierwszym odcinku i w La Rochelle . Przyda się po 1200 km ale reszta na kempingach. Raz, że taniej dwa,że nie bedę uwiązany rezerwacjami.
I tak po długich
miesiącach oczekiwania i planowania ”
nadejszła wielkopomna chwila’’ i jutro wyruszam.
Póki co dzień zaczynam od
kawy- oczywiście w odpowiednim kubku –
courtesy of Kózka.
Muszę jeszcze odstawić "'Super Bobika"' do warsztatu. Nie będzie mnie przez trzy tygodnie, niech chłopcy w międzyczasie go przejżą .Biedny jest katowany przez cały rok więc jemu też się należy trochę serca. Potem przyprowadzam z garażu Kiddo i zaczynam się powoli pakować. Wygląda na to, że kufry
bedą w połowie puste bo oprócz paru T-shirtów, jednej pary spodni i pepegów
niewiele zabieram. Żadnych kocherów, puszek itp. W końcu nie jadę do Etiopii. (
No... mam taki mały Dings do gotowania kawy i kowbojski kubek...). Oprócz
zapasowych bezpieczników nie zabieram też ze soba żadnych części. I tak
niewiele potrafię zrobić przy motocyklu a w razie czego mam ADAC Premium. Jadę
sam więc ten kawałek plastiku dodaje mi trochę odwagi. Mam za to nadzieję , że
wracał bedę z pełnymi kuframi bo mam
plan zajechać do Cognac i kupić ten szlachetny trunek prosto u Martella. No i
DVD’s Madame Kaas po które przejechałem
rok temu w ulewach deszczu 300 km do Strasbourga i z powrotem a których
oczywiście nie dostałem. Jasna sprawa, że jedno i drugie mogę dostać na miejscu
no ale to nie to samo. Pakuję jeszcze kilka map i kompas ( ten to tak bardziej
żeby było cool ale kto wie...). Jako człowiek, było nie
było ,starszego
rocznika ( old school brzmi lepiej ) nie
mam przekonania do Navi. Parafrazujac słowa Pawlaka : powymyslali te durackie
urządzenia bo map czytać nie umieli. Zresztą jadę do Francji a nie na Syberię.
Powinni mieć tam znaki drogowe. Chociaż... z drugiej strony... wiadomo, że
francuskie czołgi mają dwanaście biegów wstecznych i jeden do przodu więc i ze
znakami może być różnie....Tak na wszelki wypadek mam MapFactor w telefonie J ale obiecuję sobie z niego nie korzystać.
Moja ” Kiddo” jest już ready to go.
Mam
nadzieję, że pogoda jutro dopisze bo muszę się przebić przez Schwarzwald a
chociaż go uwielbiam w deszczu bo jest wówczas jeszcze piękniejszy to jedzie
się jednak do bani. Od Poniedziałku mam zarezerwowany hotel w La Rochelle więc
mam pięć dni na dotarcie. Potem się zobaczy. Zostanie mi jeszcze trzy tygodnie
wolnego i nigdzie nie muszę podbijać karty . Plan jest, zobaczymy co z tego
wyniknie.
...to be cont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz