Kiddo

Kiddo
w drodze....

środa, 18 czerwca 2014

D – Day minus One




Kiedy rok temu , w wieku 51 lat zrobiłem prawo jazdy na motor, jak każdy neofita zaraz zacząłem planować  ’’konkretną’’  wyprawę. Miała być Barcelona ale ponieważ byłem tam już wiele razy mój kolega , wielki frankofil, zaproponował abym pojechał do La Rochelle. Pooglądałem zdjęcia tego miasta  w internecie i spodobało mi się więc stanęło na Francji. W drodze powrotnej bedę mógł zaliczyć zamki nad Loarą. Póżniej się jeszcze okazało, że mam nie dwa a  cztery tygodnie urlopu więc doszła do tego Bretania jako, że zawsze chciałem zobaczyć Mt.Saint Michel. No a jak się jeszcze dowiedziałem , że w Saumur jest największe muzeum czołgów , plan był gotowy. Tak to - mniej więcej -  wygląda : 






Trzeba było się uzbroić w namiot, spiwór i matkę-samodmuszkę jako , że hotel mam zarezerwowany tylko po pierwszym odcinku i w La Rochelle . Przyda się po 1200 km ale reszta na kempingach. Raz, że taniej dwa,że nie bedę uwiązany rezerwacjami.
I tak po długich miesiącach oczekiwania i planowania  ” nadejszła wielkopomna chwila’’ i jutro wyruszam.
Póki co dzień zaczynam od kawy-  oczywiście w odpowiednim kubku – courtesy of Kózka. 




Muszę jeszcze odstawić "'Super Bobika"' do warsztatu. Nie będzie mnie przez trzy tygodnie, niech chłopcy w międzyczasie go przejżą .Biedny jest katowany przez cały rok więc jemu też się należy trochę serca. Potem przyprowadzam z garażu Kiddo i zaczynam się powoli pakować. Wygląda na to, że kufry bedą w połowie puste bo oprócz paru T-shirtów, jednej pary spodni i pepegów niewiele zabieram. Żadnych kocherów, puszek itp. W końcu nie jadę do Etiopii. ( No... mam taki mały Dings do gotowania kawy i kowbojski kubek...). Oprócz zapasowych bezpieczników nie zabieram też ze soba żadnych części. I tak niewiele potrafię zrobić przy motocyklu a w razie czego mam ADAC Premium. Jadę sam więc ten kawałek plastiku dodaje mi trochę odwagi. Mam za to nadzieję , że wracał bedę z pełnymi  kuframi bo mam plan zajechać do Cognac i kupić ten szlachetny trunek prosto u Martella. No i DVD’s  Madame Kaas po które przejechałem rok temu w ulewach deszczu 300 km do Strasbourga i z powrotem a których oczywiście nie dostałem. Jasna sprawa, że jedno i drugie mogę dostać na miejscu no ale to nie to samo. Pakuję jeszcze kilka map i kompas ( ten to tak bardziej żeby było cool ale kto wie...). Jako człowiek, było nie
było ,starszego rocznika ( old school brzmi lepiej )  nie mam przekonania do Navi. Parafrazujac słowa Pawlaka : powymyslali te durackie urządzenia bo map czytać nie umieli. Zresztą jadę do Francji a nie na Syberię. Powinni mieć tam znaki drogowe. Chociaż... z drugiej strony... wiadomo, że francuskie czołgi mają dwanaście biegów wstecznych i jeden do przodu więc i ze znakami może być różnie....Tak na wszelki wypadek mam MapFactor w telefonie J ale obiecuję sobie z niego nie korzystać.



 Moja ” Kiddo” jest już ready to go.


Mam nadzieję, że pogoda jutro dopisze bo muszę się przebić przez Schwarzwald a chociaż go uwielbiam w deszczu bo jest wówczas jeszcze piękniejszy to jedzie się jednak do bani. Od Poniedziałku mam zarezerwowany hotel w La Rochelle więc mam pięć dni na dotarcie. Potem się zobaczy. Zostanie mi jeszcze trzy tygodnie wolnego i nigdzie nie muszę podbijać karty . Plan jest, zobaczymy co z tego wyniknie.

...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz