Pojawiają się co prawda chmury ale upał jest nie do zniesienia
Oczywiście jak jakiś Col de la itd. to i oczywiście rowerzyści.
Po drodze, zatrzymuję się w jakiejś górskiej mieścinie aby wreszcie coś zjeść. Pasztet mam więc tylko bagietka potrzebna.
Dojeżdżam do Le Cheylard i zastanawiam się co dalej. Do Lamastre w którym zamierzałem się zatrzymać zostało zaledwie kilka kilometrów a tu pora jeszcze bardzo wczesna. Postanawiam więc ruszać do Die, które i tak było następne na liście. Z Le Cheylard do Privas jest wspaniała droga. Zakręt za zakrętem ale takie przyjemne a nie jakieś górskie wygibasy. Jedzie się doskonale ale już za Privas zaczyna się mordęga. Route Natinale 93 jedzie się w sumie całkiem przyjemnie. Jak to we Francji nie ma za wielkiego ruchu a zwłaszcza ciężarówek ale upał jest nie do zniesienia. Zatrzymuję się na chwilę w Pontaix na obowiązkowy pstryk
ale upał skutecznie zniechęca mnie do dalszych eksploracji. Stąd już do Die niedaleko. Tak to mniej więcej wyglądało
Wykończony, docieram na kemping w Die i już wiem, że jutro żadnej dalszej jazdy nie będzie. Pora odpocząć a przy okazji zwiedzić miasto, które do tej pory traktowałem po macoszemu. W recepcji rezerwuję więc od razu dwie noce. Symaptyczna pani, już na wstępie mnie informuje, że kemping jest bardzo ekologiczny i że należy sortować śmieci. Jasne, cały kraj wygląda jak do rozbiórki ale sortujemy śmieci. Zresztą to przekręt wszechczasów. Kiedyś się wszystko razem wrzucało do śmietnika a potem to wszystko było sortowane. No ale komuś trzeba było za to sortowanie płacić a po co jak można prościej. Teraz ludzie sami muszą sortować (oczywiście pod grozbą kary ) i jeszcze za to płacić. Nawet komuniści takiego przewału nie wymyślili.
Rozbijam namiot, biorę baaardzo długi prysznic, trochę się ogarniam i ruszam na zwiedzanie. zaczynam od placu przy katedrze Notre-Dame
a potem szwędam się uliczkami starego miasta. Bardzo starego miasta.
Potem pstrykam inne różne różności.
Jest Sobota więc na ulicy rozkłada się jakiś zespół.
Niektórych porywają do tańca.
Przez dłuższą chwilę pani była równie wielką atrakcją. Pózniej jednak usiadła do stolika jako, że podano jej kolację. No a jak już się posiliła to chwyciła za kapelusz i zaczęła zbierać pieniążki dla zespołu i jestem przekonany, że zebrała o wiele więcej niż gdyby chłopcy sami to robili.
Inni delektowali się przedstawieniem w zamyśleniu
Jednak naprawdę bardzo charyzmatyczny frontman
bez trudu potrafił wzbudzić uśmiech.
Występ trwa bardzo długo
ale jak wszystko, też dobiega końca. Pora wracać na kemping.
Następnego dnia trochę się obijam. Jadę z rana po bagietki, śniadanie, kawa. Potem odpalam tablet i oddaję się lekturze. W końcu pora na espresso i Menthe a l'eau więc wybieram się do miasta.
Na placu przy katedrze odbywa się targ,
zasiadam więc w kawiarni i delektuję się miejscowym folklorem. Początkującym podróżnikom zwracam uwagę, że należy zwracać uwagę na miejscowe zwyczaje. Tu na przykład widać, że we Francji, niedzielny poranek bez bagietek jest nie do pomyślenia. ( Zdjecie zrobione wyłącznie w celach edukacyjnych.)
Od biedy można jeszcze pstryknąć jakieś murale
widok z kempingu
czy panoramę miasta.
Na zakończenie jeszcze wizyta w katedrze Notre-Dame gdzie właśnie jest koncert muzyki organowej
i na tym się kończy wizyta w Die z której jestem bardzo zadowolony. Gdybyście byli w okolicy, warto się tu na jeden dzień zatrzymać. Jutro wreszcie coś zupełnie dla mnie nowego : Alpy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz