Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 23 lipca 2017

Francuska ósemka w odsłonach kilku - 3 - Cevennes

Nie mam zamiaru po raz kolejny przebijać się przez korki w Avignon więc postanawiam, że tym razem z Luberon do Cevennes pojadę trochę inaczej. Przez Cavaillon, Saint-Remy-de-Provence i Nimes. Do Cavaillon wydawało się to całkiem dobrym pomysłem. Dalej już niestety nie. Saint-Remy-de-Prowance jest urocze jak prawie każde miasto czy miasteczko w Prowansji ale cała reszta pomiedzy Cavaillon i Nimes to już katastrofa. Płasko, nie ma na czym oka zawiesić, jeżeli już to jakieś fabryki, hale czy inne zakłady przemysłowe. I do tego jeszcze lejący się z nieba żar. Powoli zaczynam żałować, że się wogóle do tego Cevennes wybrałem. W końcu byłem już dwa razy. Za Nimes jest już jednak lepiej a od Ganges zupełnie dobrze. Zatrzymuję się w pierwszym lepszym miasteczku na kawę i menthe  a l'eau. Jakoś powoli dochodzę do siebie.




Już podczas moich poprzednich wizyt zauważyłem, że w Cevennes inni ludzie mieszkają. Podobnie jest i tutaj. Jacyś podstarzali hippisi, rockersi po sześćdziesiątce ale tacy po których widać, że już nie raz świat w kratkę oglądali. Dyplomatycznie mówiąc, raczej nie sprawiają wrażenia zamożnych i ocieżałych od wiedzy. Przyglądają mi się trochę ale nie za długo. Najwyrazniej jestem jakimś urozmaiceniem codzienności ale nie na tyle ciekawym aby temu poświęcać więcej uwagi.
Po dłuższym postoju ruszam w dalszą drogę. Trochę w lewo, trochę w prawo po mniej lub bardziej zawijanych zawijasach docieram na


Tą drogą przyjechałem ,


że w towarzystwie rowerzystów to już chyba nie muszę wspominać. Taki roztacza się tu widok



Oczywiście wieje więc kilka pstryków i się zwijam. Nic tu po mnie. Czas mam dobry, do Florac w którym jak zwykle ma zamiar założyć główny obóz w sumie niedaleko więc można się poszwędać. Oczywiście po drodze obowiązkowe  roboty drogowe. Tym razem jednak nie ma asfaltu. Ani starego ani nowego. Wszystko zerwane i tylko gruz został. Nie wygląda to zachęcająco zwłaszcza, że przed zakretem i nie wiadomo jak długo się to ciągnie. Pamietam, że w tym roku na ITT któryś z uczestników rozharatał sobie oponę na o wiele mniej szkodliwym szuterku na drodze dojazdowej na półwysep. Zatrzymuję się na papierosa i zastanawiam się co dalej. Mija mnie jakiś koleś na Ducati ale po chwili wraca. Oj, niedobrze. Nie pasuje mi jednak objazd bo za wcześnie we Florac wyląduję więc pcham się na te kamule. Jak się okazuje nie jest tak zle bo to tylko jakieś sto metrów, które pokonuję bez żadnych szkód.
Docieram do doliny rzeki Tarn.



Po drodze do Florac jeszcze obowiązkowo pstryk Castelbouc.


Znajomy kemping, Jest ładnie położony nad rzeczką


a i do miasta blisko wiec po rozbiciu obozowiska ruszam zobaczyć czy może we Florac coś się zmieniło w ciągu roku. Podobnie jak w Apt niewiele a tak naprawdę to nic.






Kotki dalej urzędują w Kocim Zaułku. Pojawiło się kolejne pokolenie.



Samo Florac jest bardzo zapuszczone a szkoda bo to w sumie ładne miasteczko, w samym sercu Cevennes i powinno być pełne turystów. To takie błędne koło. Zapuszczone bo nie ma turystów a turystów nie ma bo zapuszczone. Zawsze jednak da się pstryknąć coś ładnego.




Trochę jeszcze spaceruję pstrykając to i owo



i idę coś zjeść do zaprzyjaznionej knajpy ale do tego tematu wrócę pózniej.
Następnego dnia oczywiście jadę objechać okolicę. Zaczynam od Sainte-Enimie



i jadę dalej doliną Tarn.


Wioska a właściwie osada. Można zejść na dół, przejść przez rzeczkę i wdrapać się na górę. Można też kolejką linową.





Meyrueis




Trochę mam dość zawijasów posypanych kamyczkami więc następnego dnia wybieram inną trasę. Okazuje się jednak, że tu jest podobnie. Są i zawijasy, chociaż już nie tyle, są i kamyczki. Na początek
Le Pont-de-Montvert.


a potem inne różne różności.




Wyobrazcie sobie, jedziecie pod górę i w takim zakręcie trzeba wyprzedzić rowerzystów a oczywiście w tym samym momencie w zakręt wchodzi ciężarówka albo kamper. Skalpować.


Tylko dwóch ? Chyba się od peletonu oderwali.


Mijam Lac de Villefort



i docieram do La Garde-Guerin. Osada należy oczywiście do Związku Najpiękniejszych.



Z Chateau została niestety tylko wieża.



Z La Garde-Guerin kieruję się na Mende, mijając po drodze Chateau de Castanet, gdzie robię sobie dłuższą przerwę na małe co nieco,


oraz inne, mniej lub bardziej ciekawe zabudowania.


Pomysł jazdy do Mende okazuje sie mało szczęśliwy. Samo miasto, w którym też zresztą już byłem, jest nawet i ciekawe ale upał i roboty drogowe a co za tym idzie korki szybko zniechęcają do tematu. Z radością wyrywam się z tego chaosu. Za Mende to już sama przyjemność. Ruch żaden, przyjemnie pokręcone drogi no i żadnych rowerzystów.


Przez La Malene


i Ispagnac, gdzie robię sobie postój na kawę i Menthe a l'eau


wracam do Florac gdzie wieczorem, tradycyjnie udaję się do zaprzyjaznionej knajpki na kolację.


Ci nieliczni turyści, którzy docierają do Florac raczej tu nie zaglądają. To takie miejsce dla miejscowych, którzy wpadają tu po pracy a nie są to raczej maklerzy giełdowi czy inne dyrektory. Takie towarzystwo, czesto gęsto jeszcze w roboczych drelichach, z regóły odstrasza turystów. Zwłaszcza, że pod wieczór może się zdarzyć, że ten lub inny bywalec przesadzi z konsumpcją pifa i zaczyna być głośno. Turystów może odstrasza ale nie tak dzielnego podróżnika jak ja. Stołowałem się tu każdego dnia podczas mojego pobytu w zeszłym roku i w tym nie jest inaczej. Nie jest to lokal na romantyczną kolację we dwoje i jakiejś wymarzonej księżniczki z bajki, gdybym taką spotkał, to bym tu nie zabrał ale przyjaciela albo żonę, taką z wieloletnim stażem bo to jak przyjaciel, ( o ile macie taką żonę, ja miałem. Właściwie to myślałem, że mam ale to temat na osobną historię ) to tak. Bez żadnego ą/ę, dobre jedzenie i odpowiednie porcje. Gdybyście kiedyś wylądowali we Florac to polecam.
Po sytej kolacji, poprawionej kilkoma pastis, wracam na kemping. Jutro trzeba ruszać dalej. Vercors
i Cevennes  zwiedzałem już w zeszłym roku, w Prowansji a zwłaszcza w Luberon też już byłem parę razy. Pora zobaczyć coś nowego. Jutro Park Gór Ardeche, który w zeszłym roku przeskoczyliśmy z Hilmarem w poprzek więc trzeba poświęcic mu więcej uwagi a potem do Die, przez które też tylko zawsze przejeżdżam. Żegnaj Florac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz