Miało być pięknie i słonecznie....
Zjeżdżam na drugą stronę gór do Lac de Longemer.
Potem to już tradycyjnie, raz w lewo, raz w prawo.
Mijam Lac de Kruth-Wildenstein. Tak naprawdę to nie jest jezioro tylko zbiornik retencyjny i o wiele bardziej malowniczo prezentuje się z góry. Drapię się więc do Route des Cretes. Pierwotnie droga ta przeznaczona była dla wojska i prowadzi właściwie z nikąd do nikąd.
Kręcę się jeszcze trochę po Wogezach podziwiając widoki.
Trochę przy tym wszystkim zmarzłem. Oczekiwałem ciepłego dnia więc nie zabrałem ze sobą żadnych rezerw cieplarnianych. Postanawiam zjechać z gór i sprawdzić jak wyglada pogoda na Route de Vins.
Zaczynam od wizyty w Kaysersberg.
Kilka słów objaśnienia. Ten mały dzyndzelek na dnie butelki się kręcił co powodowało, że płatki złota wciąż się unosiły.
Korkowy Jeżyk.
Nie mogę sobie również odmówić wizyty w Riquewihr.
Pora wracać do Colmar. Trzeba będzie trochę się ogarnąć i ruszyć na miasto póki jeszcze śłońce świeci. No i przy okazji wstąpić do FNAC nabyć jakieś winyle. Tym razem prognoza pogody o dziwo się sprawdziła. Wszyscy delektują się pieknym, jesiennym dniem.
No i karuzela działa. Ku radości dzieci. No i mojej.
Na zakończenie, raczej już ostani w tym roku, spacer po Colmar.
Gdyby ktoś chciał jechać z mamutem albo z kotkiem pod namiot...
Czekoladowa pani. Z czekolady.
No i na zakończenie oczywiście Jupiler Cafe. Faux filet sauce poivre vert i Leffe Ruby.
" Minął Sierpień, minął Wrzesień znów Pazdziernik
i ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal.
Nie żałuje letnich dzionków, róz, poziomek i skowronków
lecz jednego, jedynego jest mi żal
Addio faux-filet i Ruby
Addio ulubione..."
No a następnego ranka ktoś ukradł słońce a przecież nie tak się umawialiśmy. Prognoza pogody. Dwa słoneczne dni...W Hiszpanii chyba. Znów trochę w lewo, trochę w prawo i docieram do przeprawy promowej w Rhinau. Jest 10.25...Bez komentarza.
Przebijam się przez Czarny Las powtarzając pełen program z przed dwóch dni. Przeciwdeszczówki, worki foliowe, foliowe rękawiczki itd. Dopiero krótko przed domem, w Holzgerlingen, robi się na tyle ciepło, że mogę pozbyć się tego całego kramu. Jest piętnasta i siedemnaście stopni. Nawet słońce się nieśmiało przebija zza chmur. Przy okazji pstrykam kolejną sowę
kredki
i jesienną martwą naturę.
Trochę mnie oszukali z tą prognozą pogody ale pomimo wszystko miałem dużo radości z jazdy. Jak zwykle nie mogę sobie darować, że tak pózno zacząłem karierę motocyklisty. Jeszcze tylko tradycyjna kawa i ciasteczko na zakończenie.
No i wygląda na to, że niedługo trzeba będzie napisać podsumowanie sezonu. Jakoś nie mogę się z tym pogodzić...
No i tradycyjnie na zakończenie. Wszyscy co prawda to doskonale wiedzą ale może zabłąka się tu jakiś początkujący motocyklista więc tak na wszelki wypadek...Panie i Panowie, nie żadne tam beemki, kateemki czy inne wynalazki tylko Honda XL600V Transalp.
The best bike ever made.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz