Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 9 września 2018

Niedzielna wycieczka dookoła komina

Jak zwykle po pięciu dniach wstawania o czwartej rano, kiedy już mam wolny dzień też budzę się jeszcze przed świtem. 05.15. Od czego by tu zacząć ? W sumie to przecież środek nocy. To raczej pora na coś spokojnego...Stacey Kent, Monk, Coltrane albo może Bryan Ferry ? Przeglądam moje zasoby i w międzyczasie przypominam sobie słowa Lemmy'ego 


a jednocześnie wpada mi w oko płyta Enfant Terrible rock'n'rolla, Teda Nugenta. No i jazda.
Płyta ma też zacną okładkę


Oczywiście poprawni politycznie narobili szumu i musieli ją zmienić...No i teraz wygląda tak :

  
Ja się mogę cieszyć orginałem...
Po dwóch kawach, śniadaniu i kolejnej kawie można się powoli zbierać. Niestety nie da się ukryć, że to już jesień i za wcześnie nie ma co ruszać w drogę. Słońce bardzo powoli budzi się ze snu...Zakładam pod kurtkę polarek, spodnie przeciwdeszczowe żeby chroniły od wiatru i już o wpół do ósmej odpalam moją Kiddo. Można by było reaktywować bieliznę termiczną ale to taka pora roku, że z rana zimno i by się przydała ale w południe bym się gotował.  
Ponieważ dzisiaj jest Niedziela i ruch na drogach będzie niewielki jest okazja aby wybrać się w rejony bardzo rzadko przeze mnie odwiedzane. Północny wschód.


Byłem w tych okolicach może ze dwa razy ale w ciągu tygodnia. Wiocha za wiochą, ruch spory i się zraziłem. Może dzisiaj będzie lepiej zwłaszcza, że tym razem mądrzej zaplanowałem trasę. Niestety nie wziąłem pod uwagę, że to jednak Niemcy...Moja pięknia droga przez Las Szwabsko-Frankoński jest zamknięta dla ruchu w Niedziele i dni wolne od pracy. 


No i co teraz ? To przecież las, żadnych sensownych alternatyw nie ma. Dwadzieścia kilometrów mnie to kosztowało ale przy okazji odwiedziłem młyn.




Błądząc trochę w lewo, trochę w prawo docieram do Schwaebisch Gmuend gdzie przed ratuszem usypano tropikalną piaskownicę.



Sam ratusz zdobią Jednorożec i Imperialny Orzeł.


Jest też i gdzie przysiąść


Na płycie


Paul Rogers śpiewał :

"I was walkin'
  Now I'm travellin' in style
  I was walkin'
  Now I got me a ride"

i pewnie piesek też tak sobie podśpiewuje...


Kręcę się jeszcze trochę po uliczkach


pstrykając jak zwykle to i owo



i co tam się przed obiektyw nawinie







ale, że przez objazdy mam kiepski czas a właściwie jestem dopiero na początku wycieczki pora ruszać dalej. Gdzieś po kilku kilometrach znów roboty drogowe i objazd. Mam już tego serdecznie dosyć i moja polska anarchistyczna dusza bierze górę. Przecież w Niedzielę nikt tu nie pracuje...I faktycznie, remontowany odcinek drogi nie jest za bardzo rozkopany, żywego ducha wokół i po kilkuset metrach jest już po temacie. Można dalej cieszyć się jazdą i okolicznościami przyrody. Oczywiście nie mogę sobie odmówić po drodze kolejnego młyna.


Za chwilę jeszcze jeden. Meuschenmuehle.


Koło wodne ma ponad siedem metrów średnicy, największe w całym Szwabsko-Frankońskim Lesie. Młyn działał już w XIII wieku i chociaż produkcji mąki zaprzestano w 1970 roku jednak jego urządzenia, pochodzące z początku XX w. są w pełni sprawne.


Kolejny punkt programu. Schwaebisch Hall. Ciekawszy od Gmuend ale ponieważ jest położony na górkach zwiedzanie jest niestety połączone z wysiłkiem a przecież nie po to kupiłem motor żeby chodzić...
Ostatnio często rozmawiam z L. To by było coś dla niej bo L. to sportsmenka taka...rower, basen, siłownia. Ja już na samą myśl jestem zmęczony.






Centralne miejsce to oczywiście rynek.


Ponieważ od śniadania już minęło parę godzin pora na małe co nieco. Jakieś budki się porozstawiały więc daję się skusić na Currywurst. W 1949 roku Herta Heuwer polała grillowaną wieprzową kiełbaskę ketschupem i sosem Worcestershire, wszystko to razem posypała curry i zaczęła sprzedawać robotnikom odbudowywującym miasto. Wszystko to się działo w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg a w każdym razie taka jest legenda powstania tego przysmaku. No i tam go należy też spożywać. Cała tajemnica Currywurst to sos a ten w Schwaebisch Hall to był po prostu rozwodniony ketschup. Jak chcecie spróbować dobrego Currywursta to tylko w Curry 36 w Berlinie. Albo u mnie jak wrócę do Polski i sam taki Currywurst bar otworzę.









Dom pod Murzynkiem. Ciekawe kiedy zmienią nazwę ? To przecież politycznie niepoprawne.



Wiekszość mojej dzisiejszej wycieczki przebiega wzdłuż byłej granicy Imperium Rzymskiego.


Deutsche Limes Strasse jest trasą turystyczną wzdłuż której jest wiele interesujących miejsc związanych z Imperium. Kastele, warownie, zrekonstruowane i ruiny. Mnie się jednak ta nazwa nieodparcie kojarzy z tytułem jednej z moich ulubionych książek: " Limes Inferior"
Na zakończenie odwiedzam Zamek Maifels.


Zamek wybudowano w latach 1230 - 1250 i od końca XVIII wieku znajduje się nieprzerwanie w posiadaniu rodzinnym Herren von Gemmingen. Czasami nawet można wejść na podwórko...niestety nie dzisiaj. Pozostaje tylko widok z daleka.


Wszystkie punkty programu zaliczone. Całkiem udana wycieczka ale mimo wszystko nieprędko się znów wybiorę w te okolice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz