Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 2 grudnia 2018

Greta van Zeppelin czyli kilka słów na zakończenie sezonu

Pierwszy Grudzień. Pogoda jak wiosną. Słońce i jakieś dziesięć stopni. W sumie można by się jeszcze gdzieś wybrać ale ponieważ następne dni zapowiadają się już mało wiosennie odstawiam moja Kiddo do warsztatu na przegląd i tym samym oficjalnie uznaję mój sezon motocyklowy 2018 za zamknięty.
Wypada jakieś podsumowanie skreślić. Odpalam najnowszy nabytek czyli Greta van Fleet i zaczynam zbierać wspomnienia. A tak nawiasem...Greta van Fleet zwana też Greta van Zeppelin...Wielki hype. Ktoś napisał : Led Zeppelin naszych czasów. No właśnie...Jakie czasy taki Led Zeppelin...Płyta w sumie całkiem niezła chociaż ...Począwszy od dzwięku, przez kompozycje, cuichy i ruchy na scenie to absolutna zżynka z LZ bo trudno to już nazywać inspiracją. Młodzież jest zafascynowana...Leśne dziadki, jak ja, mają wyższe standarty..ale w sumie dobrze, że taki zespół się pojawił. Może coś z nich będzie...

Wróćmy do sezonu 2018...Jak dla mnie zaczął się 14 Kwietnia. Gdzie niegdzie leżały jeszcze góry śniegu 


Potem kilka wypraw w rzadko odwiedzanym kierunku : Bodensee.





a potem to już północna Alzacja. W sumie jak się temu przyjrzeć to był to rok wycieczek właśnie w tym kierunku.




Linia Maginot. Temat przewodni.


ale były też i zwierzątka


muzea


architektura



i dla odmiany Linia Maginot


No a potem to już główne wydarzenie sezonu czyli ITT. Kiedy pisałem relację ze zlotu nie byłem zachwycony. Z czasem nabrałem dystansu i muszę przyznać, że jak dla mnie, impreza była wyjątkowo udana. Trasa, którą zaplanowałem  na ITT była znakomita, droga powrotna też, wspaniałe towarzystwo
chociaż sama Holandia mało przyjazna dla motocyklistów...



Gdybym jednak musiał sypać z Polski setki kilometrów autostradą ...Niestety nikt się nie zaoferował z organizacją nastepnego zlotu więc wygląda na to, że impreza umrze śmiercią naturalną a szkoda bo kiedy teraz spotkam Janko, Leo, Marasa, Daniela, Krzyśka, Wujka i całą resztę ?
W drodze powrotnej zahaczyłem o urokliwe Monschau


gdzie dołączyła do nas Basia i od tamtej pory towarzyszy mnie i Kiddo w naszych podróżach. ( to ta w kasku )


Po powrocie z ITT pozostała ponownie  północna Alzacja...




Po dziewieciu latach w Germanwings podjąłem nową pracę jako Ramp Agent. Niestety w nowej firmie nie mam już tyle urlopu do dyspozycji więc tylko szybki wypad w Alpy i do tego jeszcze przerwany prawie w środku...





Wylądowałem w szpitalu nie zdając sobie nawet sprawy z tego jak bardzo jestem chory. Lekarz stwierdził, że jeszcze dwie, trzy godziny a bym stracił przytomność...Pobyt w szpitalu był w sumie bardzo przyjemny ale zanim doszedłem do siebie minął ponad miesiąc co oczywiście odbiło się na kilometrach. 12.000 w sezonie to nie jest jakiś wielki wynik. W zeszłym roku zrobiłem 16.000...Kiedy już jako tako się poczułem  nalżało ponownie odwiedzić Francję. Colmar


i oczywiście, niespodzianka, niespodzianka, północna Alzacja


Czarny Las


i okoliczne wioski



i jeszcze raz Francja



Bregenz. Zawsze chciałem zobaczyć scenę opery. W tym roku tak wyglądała


a potem to już różnie bywało


Strasbourg



rzadko odwiedzane rejony Badenii


obowiązkowy Blautopf


i oczywiście Alzacja


Jesień, ciekawsza od wiosny bo chociaż niesie za sobą ponurą zimę to ma więcej kolorów





Obowiązkowa jesienna wizyta w Colmar




ponownie Blautopf


jeszcze ostatnie słoneczne dni



i już koniec. I to by było na tyle. Dwanaście tysięcy kilometrów. W sumie całkiem niezle chociaż bez rewelacji. Rok jedniodniowych wypadów. Zabrakło wielkiej przygody. takiego wypadu jak w poprzednich latach na dwa, trzy tygodnie. Umowę w pracy mam do Marca i mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł aby mi ją przedłużyć. Jeszcze jedno lato zmarnowane...? Mowy nie ma.
Plany na przyszły rok ? Po raz pierwszy, w mojej krótkiej karierze motocyklisty, nie ma żadnych. Wyglada na to, że po trzydziestu latach wrócę do Polski...Skończą się zapewne wycieczki do Francji. Z Gdańska to jednak trochę za daleko na szybkie wypady. Pozostanie Polska ( pierwszy cel: Polanica Zdrój ) i zachwalany przez wielu wschód.
No i tradycyjnie na zakończenie największe podziękowania dla mojej Kiddo. Bez niej wszystkie te przygody nie miały by miejsca. Niezawodna jak szwajcarski zegarek, można na niej polegać jak na Zawiszy...Co tu dużo opowiadać skoro wszyscy wiedzą. Żadne tam beemki, kateemki czy inne wynalazki. Honda Transalp XL600V 


The Best Bike Ever Made

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz