Chociaż to ten sam kraj związkowy to jednak mimo wszystko trochę daleko więc na początek wybieram Wangen. Leży co prawda na skraju Allgau ale to i tak 170 kilometrów. No a że mamy w końcu dopiero Marzec z rana jest trochę chłodnawo co czasowo mocno ogranicza jednodniowe wycieczki. Podobno jednak jest w Wangen interesujące stare miasto...
Dzień zaczynam o 07.30. Otwieram okno...uuh. Słońce świeci ale powietrze jeszcze mocno zimowe. Odpalam więc mój ostatni nabytek ( mono i na winylu )
Jazda idzie bardzo opornie bo to co rusz albo korek albo objazdy. Po dwóch godzinach ledwo sto kilometrów nakręciłem. Na szczęście zawsze jest coś do pstryknięcia.
Jakieś to wszystko znajome...chyba jednak już tu kiedyś byłem.
Oczywiście, jak zawsze w przypadku wędrówki motocyklowej, nowe znajomości, nowe przyjaznie.
No a potem trochę w lewo, trochę w prawo i za którymś z kolei zakrętem ukazuje się taki widok
Wygląda na to, że warto było te 170 kilometrów przejechać. Po chwili docieram do Wangen i idę zwiedzać jego sławne stare miasto. Takie tam impresje...
Herrenstrasse. Główna atrakcja Wangen ze względu na architekturę. Niestety dzwigi i rusztowania psują nastrój
Ratusz
Brama Świętego Marcina. Jej obecny wygląd ( podobnie jak Bramy Ravensburskiej ) pochodzi z 1608 roku.
Godło Fidelisbaeck. Mająca ponad 500 lat piekarnia połączona z wyszynkiem.
To ten domek z zieloną fasadą
Fontanna Antoniego przy Świńskim Targu. Kiedy robiłem to zdjęcie, miła pani w BMW się zatrzymała aby mi się w kadr nie wkleić...Poczekała aż sobie popstrykam, uśmiechnęła się i pojechała. Ciekawe czy w Polsce też tak jest...?
Ośla Fontanna. Odwołuje się do bajki Ezopa. Ojciec z synem szli na targ. Z osiołkiem. Wszyscy się z nich śmiali, że idą a nie jadą na osiołku. Kiedy na osiołku jechał syn, przechodnie byli oburzeni, że on jedzie a stary ojciec idzie pieszo. Kiedy się zamienili były pretensje do ojca, że sam sobie jedzie wygodnie a dziecko musi iść pieszo. Wsiedli więc na osiołka obydwoje no ale wówczas zarzucano im, że męczą zwierzątko...W końcu tatuś z synkiem zanieśli osiołka na targ...i go sprzedali.
Zachowane częściowo fragmenty murów obronnych.
Brama Ravensburska i Ritterhaus ( po prawej )
Wielkanoc już tuż tuż.
W sumie tak naprawdę to jednak nie ma co oglądać...Mocno przereklamowane całe to Wangen. Ponieważ robi się już pózno a do domu daleko odpalam moją Kiddo i ruszam w drogę powrotną. Trochę dookoła. Zdjęć już nie robię bo chcę zdążyć dojechać za dnia no i po 17 robi się już mało przyjemnie. ( jakieś tam obowiązkowe pstryki muszą jednak być )
Wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca docieram do domu. Bardzo udana wycieczka no i sezon można uznać za otwarty. A samo Allgau ? Trudno coś powiedzieć. Wyglądało w sumie obiecująco ale trzeba by się dalej zapuścić więc wrócimy do tematu latem gdy już będzie cieplutko i będzie można ruszyć w drogę o siódmej rano...Jutro póki co żadnych eksperymentów. Francja. Stęskniłem się za Leffe Ruby...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz