Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 30 marca 2019

Pożegnania ciąg dalszy

Pożegnania z moją przybraną ojczyzną ciąg dalszy. Wybrałem się do doliny rzeki Neckar no i przy okazji zahaczyłem o Heidelberg. Nie lubię jezdzić na północ od Stuttgartu bo albo trzeba się przebijać przez miasto albo ominąć ten cały bałagan baaardzo szerokim łukiem. Wybrałem ( a właściwie to Kurviger.de wybrał dla mnie ) wariant pośredni. No i jakoś już po sześciedzięciu kilometrach, podczas których była i autostrada i wioski i jakieś tereny przemysłowe, zrobiło się zupełnie ciekawie. Oczywiście byłoby o wiele przyjemniej gdyby to już było lato i zamiast szarych badyli była zieleń. 

 

Pomimo tego, że pod koniec dnia zrobiło się raczej lodowato to wycieczka była całkiem udana. No może poza tym, że chociaż Heidelberg to studenckie miasto to ładnych dziewczyn więcej można spotkać w Gdańsku jadąc jeden przystanek tramwajem...No ale nie można mieć wszystkiego.


Dalej w planach była Alzacja i Colmar ale ponieważ byłem tam już niezliczoną ilość razy, wszystko po kilka razy opstrykane doszedłem do wniosku, że należy pociągnąć pożegnalną turę. Zresztą Colmar i tak zaliczę w Maju wracając z Alp. Ostatnia wizyta w Allgau pozostawiła niedostyt. Głownie dlatego, że była taka krótka...To trochę za daleko jak dla mnie na jednodniowy wypad więc tym razem postanawiam jednak gdzieś tam sobie po drodze zanocować. No a skoro tak to nie trzeba się z rana za bardzo stresować. Kawa, śniadanie, kawa i już o dziesiątej jestem w drodze. No dzisiaj to rozumiem. Piekny wiosenny dzień. Nie jest jeszcze zbyt ciepło ale zapowiada się obiecująco.



Trochę w lewo, trochę w prawo i docieram do Bad Waldsee. Ostatnio je ominąłem ale tym razem z chęcią sie zatrzymam chociaż na chwilę. Po drodze było jednak dosyć chłodno i nie obyło się bez mojej francuskiej przeciwdeszczówki, która znakomicie się sprawdza jako windbreaker. Trochę pospaceruję to się nóżki rozgrzeją. No a przy okazji coś popstrykam.




Miasto i okolica zdobyły ponurą sławę w czasach polowania na czarownice. Tylko w 1586 roku spalono 16 kobiet. W sumie cały ten witch-hunt, który trwał w Europie trzysta lat, psu na budę się zdał. Włożono w to miliony roboczogodzin, śledztwa, stosy, a czarownice i tak mają się dziś całkiem dobrze. Sam nawet znam takie...



Miasto w sumie takie sobie. Można się pokręcić, zawsze jest coś do pstryknięcia ale bez rewelacji.


Nawet taka zwykła pralnia ma swój szyld.



Trochę odtajałem i można ruszać dalej. Allgau słynie nie tylko z gór ale i z jezior.


No i jezdzi się tu znakomicie. Górki, pagórki no i prawie żadnego ruchu. Oczywiście o ile ktoś, tak jak ja pomyka bokami. Minusem tych boków jest to, że wszędzie pełno jakiegoś błota sypiacego się z opon traktorów.


No aż w końcu za którymś z kolei zakrętem:


i to jest to co lubią tygrysy.


Oczywiście nie można zapomnieć o jeziorach.


No ale nie dla jezior tu przyjechałem


Celem na dzisiaj jest Oberstdorf.



Najdalej na południe położona gmina w Niemczech jest turystyczną metropolią. Co roku odwiedza ją prawie pół miliona ludzi. Nie mam pojęcia po co i dlaczego ?


Co prawda jak wszędzie zawsze znajdzie się coś mniej lub bardziej godnego uwiecznienia na zdjęciu



ale po górskiej wiosce pozostała tylko legenda.



Tak więc zupełnie nie rozumiem tych zachwytów nad Oberstdorf. Pokręciłem się po wiosce i nadal nie wiem po co tu przyjeżdżać ? Chyba tylko ze względu na okolice. Jeżeli ktoś lubi wędrować lub jezdzić rowerem ( chociaż po co znów miałby to robić ? ) to tak ale sama wioska to takie centrum handlowe w pseudogóralskim stylu. No i wszystko ekologicznie. Zaparkować można przed wioską a na miejsce dowożą autobusy. Motocykli to oczywiście nie do końca dotyczy. W każdym razie nie mojego...



Myślałem sobie po drodze, że poszukam tu noclegu ale jakoś to  miejsce wyjątkowo działa mi na nerwy. Trzeba się zbierać.




Po kilkunastu kilometrach włóczęgi bocznymi drogami docieram do Sonthofen. To dla odmiany najbardziej na południe położone niemieckie miasto. I to właściwie wszystko co trzeba na ten temat wiedzieć. Znajduję bez problemu hotel. Jest połączony z restauracją, która najwyrazniej cieszy się wielkim powodzeniem bo wszystkie stoliki są zarezerwowane ale miła pani właścicielka coś tam dla mnie znajduje. Zamawiam stek z cebulką, lanymi kluskami i małym wiaderkiem sałaty. Do tego dwa pifa i można iść się uwalić na wyrko.
Następnego ranka jeszcze przed śniadaniem mogę się delektować widokiem z hotelowego okna.


No a po kawach i śniadaniu, dalej w drogę z misją pożegnalną.




Jest tak ciepło, że pod kurteczką wystarczy podkoszulek. Droga jest znakomita. Zakręt za zakrętem ale nie takie, żeby zaraz trzeba było do jedynki redukować.



Wspominałem już o jeziorach ?


Kolejne znane miasto w Allgau to Fussen. Rzymianie mieli tu już w 260 roku swoją warownię


 a pomiędzy XV i XVIII wiekiem miasto było słynne z produkcji lutni i skrzypiec.






No i trzy kilometry dalej docieram do głównej atrakcji dzisiejszego dnia a właściwie to do obowiązkowego punktu programu.  Zamek Neuschwanstein. Po prostu trzeba zobaczyć jak wieżę Eiffla.


Za plecami nastepny. Zamek Hochenschwangau.


Najbardziej znane i najlepsze zdjęcia Zamku Neuschwanstein robi się z mostu Królowej Marii. Nie wiedzieć jednak czemu nie można tam dojechać motocyklem...Jest tych zdjęć w sieci na tony więc moich już nie potrzeba. Mogę sobie odpuścić wspinaczkę wsród masy skośnookich i poświęcić swoją uwagę okolicznościom przyrody.


Jeszcze ostatnie spojrzenie


i trzeba ruszać do domu. Po kilku kilometrach jeszcze ostatnie spojrzenie.


Po drodze odwiedzam Kaufbeuren.





Podobnie jak Fussen ma ładnie zachowaną starą część miasta ale na kolana nie powala. Chyba starczy tych pożegnalnych wycieczek. Allgau jest znakomity do jazdy motocyklem, piękne widoki ale miasteczka, które tu uchodzą za perły, we Francji łapią się co najwyżej w kategorii nagród pocieszenia. Tam stare miasto jest stare a nie jak  w Niemczech stare co udaje nowe albo na odwrót.
W końcu ukazuje się Zamek Teck a to oznacza, że do domu pozostało niecałe dwadzieścia kilometrów.


Plan na jutro jest taki, żeby nic nie robić. Pogoda ma być co prawda nadal znakomita i będę miał wyrzuty sumienia ale jest trzydziesty Marca a ja mam już najechane dwa tysiące kilometrów. Można odpocząć. A w Poniedziałek skoczę jednak dla równowagi, chociaż na chwilę, do Francji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz