Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 31 marca 2019

Dookoła komina czyli starszego pana refleksje nad całokształtem.


A miało być tak pięknie...taki wspaniały plan miałem na dzisiaj...Zalegać w wyrku i oddawać się lekturze. Czyli bardzo aktywny dzień się zapowiadał. No ale jak już otworzyłem oczy, żal mi się zrobiło pieknego dnia. Zwłaszcza, że dostałem plan zajęć na Kwiecień i już widzę, że sobie nie pojeżdżę...No nic, poranna kawa a do tego z czarnej płyty mocno niedoceniany :

  
no i trzeba jakąś trasę na dzisiaj wymyśleć. Korzystam z tego, że jest Niedziela więc ruch na drogach będzie niewielki i postanawiam się wybrać w rejony w które nikt normalny się w tygodniu nie wypuszcza. Na zachód od Stuttgartu.

Dzień, chociaż nie tak ciepły jak wczoraj, jest wspaniały i wciąż wystarcza pod kurteczką ocieplana podkoszulka. Spróbowałem nawet przez chwilę jechać w letnich rękawicach no ale na nie jest jeszcze za wcześnie.



Raz w lewo raz w prawo, miejsca które już kiedyś tam odwiedzałem. Teraz jednak przez te szare badyle można chociaż zdjęcie zrobić. Jak się wszystko zazieleni to będzie po pstrykach.



Takie krajobrazy tutaj mamy. Mało spektakularne. Jedzie się natomiast znakomicie. Ruch faktycznie jest prawie żaden no a i jakieś górki i winkle się po drodze też pojawiają. We Francji takie puste drogi to norma no ale nic dziwnego. Kraj dwa razy większy a mieszkańców połowa. I do tego prawie wszyscy mieszkają w trzech miastach : Paryż, Lyon i Marsylia. W takim Cevennes udało mi się czterdzieści kilometrów przejechać i żywej duszy nie spotkać. Zadnego domu, żadnego samochodu...Będzie mi tej Francji brakowało po powrocie do Polski. Z Gdańska to jednak kawał drogi a tu mam ją za rogiem...


Sam powrót po 31 latach też nie napawa mnie entuzjazmem chociaż tak najbardziej zniechęca mnie do tematu sama przeprowadzka. Pakowanie, noszenie,wnoszenie, rozpakowywanie i ten cały bajzel z tym związany. No i ta pogoda nad Bałtykiem. Tam to na pewno w Marcu dwóch tysięcy nie nakręcę...Z drugiej strony nie widzę sensu w dalszym siedzeniu w Niemczech. Do końca roku muszę sobie poszukać mieszkania a to jest właściwie niewykonalne. Do tego ceny są takie, że po wszystkich opłatach zostanie mi w portfelu tyle, że będę musiał sobie nowe okulary sprawić aby coś w nim dojrzeć...Tyle samo albo i więcej będę miał w Polsce. Do tego rodzina, pierogi i Oshee, którego w Niemczech nie ma. W sumie same plusy. Tylko ta pogoda....No i skończy się Francja. No nic, będę jezdził na Kaszuby albo na Białoruś czy inną Ukrainę. 
Z tych filozowficznych rozważań, wyrywa mnie widok Pałacu Taxis, który niespodziewanie ukazuje się za którymś z kolei zakrętem.



Powstały w XIII wieku Zamek Trugenhofen został zamieniony przez kolejnych właścicieli w pałac. Od 1734 roku należy on do rodziny Thurn und Taxis ( ktoś zna "49 idzie pod młotek" Pynchona ? Rewelacja.) i jest zamkniety dla zwiedzjących. Trudno się im dziwić. Kto by chciał aby pospólstwo czy inna skośnooka stonka z aparatami mu się po obejściu kręciła ? 


Z zewnątrz można sobie popstrykać.




Kawałek dalej, właściwy cel dzisiejszej wycieczki, Zamek Katzenstein. Ten jest co prawda też w prywatnych rękach ale można zwiedzać. Jest też i restauracja, organizowane są pokazy, turnieje i można tu przenocować za normalne pieniądze.



Powoli trzeba się zbierać do domu. Miała to być w zamyśle krótka wycieczka a tu już póznawo się robi. Po drodze mijam klasztor Benedyktynów w Neresheim ale podobnie jak Zamek Katzenstein, już go zwiedzałem więc kontentuję się tylko szybkim pstrykiem. Gdyby ktoś był zainteresowany to tu jest relacja : http://kiddoontheroad.blogspot.com/2015/04/z-wizyta-w-bayern.html


Po drodze wypada sie chociaż na chwilę zatrzymać  w Schwaebisch Gmuend. Też już go zaliczyłem podczas trasy Limes Germanicus. Zawsze jednak znajdzie się coś ciekawego do pstryknięcia.



Niedziela, piękna pogoda...czego więcej potrzeba ?




Ratusz. Poprzedni, który mieścił się na tym miejscu, spłonął w 1793 roku. Ze starego pozostała tarcza zegara i dwa dzwony na wieży.









Ruszam w kierunku domu ale tu mnie szczęście opuszcza i z bardzo udanej wycieczki robi się objazdowy koszmar. Kurvige.de zaplanował mi wspaniałą trasę ale niestety nie przewidział, że piekna droga przez las będzie zamknieta dla ruchu w Niedziele i swięta...Znajduję jakąś alternatywę o co w lesie nie jest łatwo, jednak zaraz trafiam na kolejne przeszkody. Budowy, remonty...Na to konto odkrywam w środku lasu latarnię morską.


Z szybkiego wypadu zrobiło się ponad trzysta kilometrów ale dzień był bardzo udany. Jednak starczy już tego jeżdżenia po Niemczech. Jutro Strasbourg.

1 komentarz:

  1. W Polsce, w marcu nie wybierzesz się na wycieczkę 300 km. Chyba, że 300 m na pierogi 😉😀

    OdpowiedzUsuń