Już dawno nosiłem się z zamiarem ponownego odwiedzenia austriackiego Bregenz. Ciekawy jestem jak wygląda tegoroczna scenografia w operze na wodzie. Specjaliści od chmurek i deszczu, chociaż wiedzą, że nadciąga klimatyczna apokalipsa i są w stanie przewidzieć jaki będzie klimat za sto lat, jakoś dziwnie nie są w stanie przewidzieć pogody na najbliższe dwa dni. Jeszcze wczoraj była mowa o końcu świata i ulewach a dziś...słonecznie. Trzeba korzystać. Zrywam się o szóstej rano, kawa, śniadanie i już o ósmej jestem w drodze. Podobnie jak wczoraj o tej porze jest raczej chłodnawo. No i tak jak wczoraj drogi prawie puste. Zatrzymuję się na chwilę rozprostować nogi i rozchuchać paluszki a przy okazji obserwuję zmagania kilku zapaleńców z balonem.
Najwyrazniej nie mogą się jednak zdecydować czy go składają czy rozkładają a ja nie mam całego dnia...Mijam Zwiefalten, którego klasztor pstrykałem już tyle razy, że tym razem coś takiego dla odmiany
i dalej przez Bad Waldsee
do Allgau. Oczywiście i tym razem nie obyło się bez urozmaiceń. W którejś z kolei wiosce barierki w poprzek drogi. Zamknięte, budowa. Wczoraj jechałem pod prąd to co to dla mnie budowa ? Zresztą działają mi już na nerwy. Budowy, objazdy, drogi zamknięte dla motocykli w Niedziele i święta...Dzisiaj i tak nikt nie pracuje więc mijam jedną barierke, drugą....ćwoki specjalnie zaparkowali dwa buldożery zderzak w zderzak w poprzek drogi no i nijak nie idzie przejechać. Chcąc nie chcąc muszę zawrócić i szukać objazdu.
Trochę już liznąłem tego regionu na wiosnę. Wspaniałe do jazdy motocyklem. Zresztą nie tylko. Rowerem też. Nic dziwnego, że pomimo w sumie wczesnej pory, spotykam cała masa pedałujących.
Mam nadzieję, że w Wrześniu będę miał dwa dni wolnego podrząd to przyjadę tu ponownie.
Zjeżdżam z tych pagórków nad Jezioro Bodeńskie ale przebicie się do Bregenz nie jest wcale łatwe. To tak jakby się wybrać w szczycie sezonu na Hel. Nie pozostaje nic innego jak sprawdzona metoda z St.Tropez. Na przeciwny pas i gaz. Całkiem sprawnie docieram na miejsce chociaż kilku kierowców wyraziło swoją dezaprobatę...Nic dziwnego. Zapewne do tej pory stoją w tym korku. Ja natomiast mogę się delektować atmosferą promenady.
Oczywiście nie może zabraknąć muzyków wszelkiej maści. To akurat klezmerska kapela.
No i główna atrakcja dzisiejszej wycieczki. Scena na wodzie. Scenografia do opery Rigoletto.
Oczywiście w dzień to jeszcze nie jest to. Trzeba obejrzeć spektakl : https://www.youtube.com/watch?v=w3UfrfWpJxU
Na promenadzie można się rozłożyć na hamaku albo na poduszce i sobie poczytać. Akcja sponsorowana przez miasto. Wystawiono kilka regałów z książkami z których każdy może wybrać coś dla siebie. Część ludzi na tych hamakach i poduchach podsypia ale jest też sporo mam i babć czytających brzdącom.
Samo Bregenz poza monstrualnym korkiem nie ma wiele do zaproponowania więc wpadam na chwilę do sąsiedniego Lindau.
Stary ratusz
Wejście do portu. Latarnia i Bawarski Lew.
Tylna fasada starego ratusza.
Będę musiał się jeszcze kiedyś tu wybrać na serię zdjęć. Dzisiaj jest za pózno, za ciepło i za dużo ludzi.
Wyrwać się z tego chaosu jakim jest Jezioro Bodeńskie nie jest prosto. To jednak nie jest najlepszy pomysł aby tu przyjeżdżać latem i to jeszcze w Niedzielę. Tłumy ludzi, zakorkowane drogi. Nie wiem czemu ktoś miałby tu spędzać urlop...Kilka kilometrów dalej robi się już luzniej.
Nie mogę sobie odmówić i robię krótki postój na zdjęcie. Zamek Lichtenstein.
Niebo w tym czasie zaciągnęło się chmurami, ja utknąłem w korku a ktoś odkręcił kran...
Na szczęście ulewa szybko ustała. Odstawiłem Kiddo do garażu, wróciłem do domu i znów zaczęło padać. No ale teraz to mi już wszystko jedno. Bardzo udane dwa dni. Pomimo zapowiadanej apokalipsy była piękna pogoda i prawie tysiąc kilometrów nakręciłem. No i jeszcze Leffe jest w lodówce. Tylko, że jutro znów do fabryki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz