Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 11 sierpnia 2019

Sankt Martin

Właściwie to miałem się już pakować...Plan był taki, że wracam we Wrześniu do Wielkiego Imperium Lechickiego, trochę się ogarnę, zaaklimatyzuję i jeszcze zdążę kilka rund po okolicy zaliczyć. Niestety...jak to zwykle z planami bywa, ten też nie wytrzymał zderzenia z rzeczywistością. Będę musiał jeszcze przepracować do końca Pazdziernika. Tak więc zamiast pakowania, pożegnań ciąg dalszy. Problem jest jedynie taki, że już zupełnie nie mam pomysłów na jednodniowe wypady. W sukurs przychodzi prognoza pogody. Nadciąga koniec świata i jedynie w sąsiednim Pfalz można będzie przeżyć Sobotę. Kiedyś, zupełnie przypadkiem, obejrzałem w telewizji reportaż z tego regionu. Sankt Martin to podobno jedna z najpiękniejszych wiosek w Niemczech. Jest okazja aby to zweryfikować. Tak to mniej więcej wyglądało :


Ponieważ już od dłuższego czasu mam wieczorne zmiany, które jeszcze mają to do siebie, że nigdy nie kończą się o czasie, zanim się zebrałem w drogę było już po ósmej. No i w sumie nie ma się już co zrywać skoro świt. Do dziesiątej jest raczej chłodnawo...jedyny plus, że w Sobotę ruch na drogach jest niewielki.
Chyba tu już byłem w tym roku...



Pomimo wczesnej godziny, bezduszny Tata wyciągnął dziecko na rowerową wycieczkę. Po co ludzie wymyślili komputery, gry, fejsbuki itd. ?


Nad Renem pogoda nie wygląda obiecująco. Na dodatek, tradycyjnie nie mam ze sobą żadnych drobnych a tu za prom trzeba zapłacić.


Nie pozostaje mi nic innego jak wrócić do ostatniej wioski i poszukać jakiegoś automatu z pieniążkami. Wracam nad rzekę w samą porę. "Piotruś Pan" właśnie się zbliża.


Potem trochę kluczę w lewo i w prawo aż docieram do tego osławionego Sankt Martin.





Pierwsze wzmianki o Sankt Martin pojawiły się w 1149 roku chociaż te tereny były zasiedlone już w czasach Imperium Rzymskiego. Przyjmuje się, że istniała tutaj wioska już w VII wieku. Jak łatwo się domyślić ze zdjęć, mieszkańcy zajmują się głównie produkcją wina.





Stary Zameczek. Siedziba rodu Hund von Saulheim. Dawna siedziba bo ostatni męski potomek zmarł w 1750 roku.









No dobra, zobaczyłem co było do zobaczenia, pokręciłem się po uliczkach...Eguisheim to to nie jest ale jak na Niemcy może być. Za kilka dni pojadę się żegnać z Alzacją to wam pokażę, po raz kolejny, piękną wioskę. Jeszcze pstryk na pożegnanie


i można ruszać dalej. Następne sześćdziesiąt kilometrów tak wyglądało :


Innymi słowy : Stumilowy Las.


Przekraczam granicę i ląduję we francuskim Lembach. Tereny zjeżdżone na wszystkie strony w zeszłym roku, który był pod znakiem północnej Alzacji. Co mnie zawsze fascynuje, że w każdym francuskim miasteczku, w każdej wiosce stoi pomnik poświęcony poległym w obu wojnach mieszkańcom.



Miałem zahaczyć o Wissembourg ale ponieważ byłem tam kilka dni temu więc postanawiam ponownie odwiedzić Hunspach. Też opstrykane niezliczoną ilość razy ale jednak zawsze warte odwiedzin.





Te wypukłe szybki są po to aby nikt w okna nie zaglądał.



No a skoro jestem już tych okolicach to oczywiście wpadam na drobne zakupy ( Leffe Ruby) do zaprzyjaznionego E.Leclerc. Potem pozostaje już się tylko przebić przez Czarny Las. Oczywiście nie może się obejść bez przygód.  Pomykam sobie dziarsko lasem a tu raptem na drodze, którą sobie zaplanowałem, zakaz wjazdu. Komuś coś się uwidziało i raptem zrobili jednokierunkową. Oczywiście nie w tym kierunku, który potrzebuję...Sprawa wygląda tak: objazd będzie mnie kosztował kilkanaście kilometrów a ja już jestem od dziesięciu godzin w drodze a do domu mam jeszcze ze sto kilometrów. Z drugiej strony...Sobota, ruch żaden, las...no i wydaje mi się, że pod znakiem zakazu wjazdu było napisane : nie dotyczy Hondy Transalp. Pozbywam się niemieckich naleciałości i jadę jakieś cztery kilometry pod prąd. W końcu muszę się mentalnie przygotować na powrót do Imperium. Na szczęście po drodze tylko jeden samochód nadjeżdża z przeciwka...
Zgłodniałem z tego wszystkiego. Zatrzymuję się na kiełbaskę w zaprzyjaznionym imbisie, prowadzonym zresztą przez rodaka. Też od 31 lat w Niemczech. Dłuższą chwilę gadamy sobie o tym i owym. O życiu, o powrotach...


jeszcze pstryk na pożegnanie


i pora ruszać do domu. Otworzyć Leffe i zobaczyć na co pogoda jutro pozwoli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz