Kiddo

Kiddo
w drodze....

środa, 11 września 2019

Sentymentalna wycieczka albo okrągła rocznica.Szósta.

Dokładnie sześć lat temu, 10 Września 2013 ze świeżym jeszcze prawem jazdy i dopiero co kupioną Kiddo, wybrałem się na pierwszą samodzielną wyprawę. Do Starsbourga. To tylko 160 kilometrów i dzisiaj jeżdżę tam na płytowe zakupy ale wtedy było to wielkie przeżycie. Oczywiście zarezerwowałem sobie hotel no bo raz, że daleko a dwa, że chciałem mieć czas aby bez pośpiechu zobaczyć miasto. Oczywiście od samego rana padało. Dzisiaj pewno nawet bym nie zwrócił uwagi ale wtedy to był poważny problem. Jakoś po trzydziestu kilometrach przestało więc pomyślałem, że jak do Freudenstadt, które jest mniej więcej w połowie drogi nie zacznie znowu to będę jechał dalej a jak nie to wrócę. Oczywiście jak tylko minąłem półmetek lunęło na całego. Na szczęście trafił się taki drewniany domek ze stolikiem, ławeczką a co najważniejsze z daszkiem. Rozebrałem się do bielizny, pozakładałem co miałem i jakoś w tych strugach deszczu dotarłem do celu. W Strasbourgu, kiedy ruszyłem na zwiedzanie, świeciło już słońce. 



Żeby było weselej, nastepnego dnia w chwili gdy opuszczałem hotelowy parking, ponownie lunęło. Wiecie kiedy przestało ? Koło domku....
Dzisiaj na szczęście nie pada ale jest tylko trzynaście stopni i długo klepię siebie po plecach za to że założyłem termiczną bieliznę. A już miałem z niej zrezygnować bo zapowiadali dwadzieścia cztery stopnie. I gdzie one są ? W Hiszpanii chyba...


Oczywiście nie mogę sobie odmówić krótkiego postoju przy zaprzyjaznionym domku. Ile razy tędy przejeżdżam zawsze się tu zatrzymuję. No a dziś to już obowiązkowo. W końcu rocznicowa wycieczka.


Strasbourg jaki jest, każdy wie. Nie ma o czym pisać do domu. Nie ma tego uroku co Colmar chociaż trudno porównywać te dwa miasta. Tak naprawdę Colmar przy Strasbourgu to wioska ale "śledzia można tam kupić i czarne. (...) to lepsze niż szynka. Ja wolę." ( Kto pierwszy rozpozna skąd ten cytat, wygrywa ciasteczko.) Oczywiście na początek karuzela.


Wzniesiona w latach 1176-1439 Katedra Najświętszej Marii Panny. Ze swoją liczącą 142 metry wieżą była do 1874 roku najwyższym budynkiem świata.


Jak łatwo sie domyśleć, symbolem Alzacji jest bociek.


Zapomniałem nabyć w drodze zakupu laleczki w tradycyjnym stroju. Może jeszcze dotrę do Colmar przed udaniem się na emigrację...





Kręcę się trochę po mieście aż w końcu przychodzi pora udać się do FNAC na winylowe zakupy. Po drodze ponownie mijam katedrę.









Oczywiście na każdym kroku kuszą łakocie.


We FNAC natomiast wielkie rozczarowanie. Cały dział płytowy jest w fazie przebudowy więc dzisiaj nic nie będzie z planowanych zakupów. Trochę zawiedziony wracam do mojej Kiddo. Trzeba trochę pojezdzić aby odreagować.


Ostatni pstryk na pożegnanie


i można ruszać w drogę.


Do Czarnego Lasu nie jest daleko. Muszę się przez niego przebić w drodze do domu. Niby się cieszę na powrót do Gdańska ale Schwarzwaldu będzie mi bardzo brakowało.


Chmury mnie gonią...


Nie może się obyć bez wizyty nad Mummelsee


i małego co nieco w postaci klusek z boczkiem i kiszoną kapustą.


Na zakończenie też tradycyjnie. Tutaj kończy się prawie każda wyprawa. Kawa i ciasteczko.


I tak to co sześć lat i osiemdziesiąt tysięcy kilometrów temu było wielkim wyzwaniem, wyprawą w nieznane i przygodą dzisiaj jest wyjazdem po zakupy. Trochę szkoda ale przecież te pierwsze emocje pozostana niezapomniane. Żadnych płyt dzisiaj co prawda nie kupiłem no ale w końcu nie o to chodziło...

1 komentarz:

  1. Piękne miejsca zwiedziłeś. Tu też na pewno jakieś odnajdziesz :)

    OdpowiedzUsuń