Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 9 listopada 2019

Powrót

"Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień." Te słowa zna zapewne każdy z was. Mnie mięło tylko trzydzieści jeden ale też jak jeden dzień. Trochę było kombinowania z tym powrotem do Polski. Po długich konsultacjach z człowiekiem odpowiedzialnym za organizację całej imprezy czyli z synkiem, postanawiam najpierw pojechać motocyklem a potem wypożyczyć auto i wrócić po cały kram. Pogoda nie jest zbyt zachęcająca do motocyklowych wypraw ale przecież śnieg jeszcze nie pada...Czekam na jakieś słoneczne okienko a w międzyczasie domykam ostatnie sprawy. Kiedy opuszczałem Polskę miałem ze sobą jedynie plecak, teraz jest tego trochę więcej. Niewiele więcej, to prawda ale do plecaka się już nie zmieści. No i te wszystkie papierkowe, urzędowe sprawy. Jak się pózniej okaże, nie wszystko zostało doprowadzone do końca...
Trafia się w końcu jakiś w miarę ciepły i suchy dzień. Zostawiam za sobą ( bez żalu) wspaniały widok z okna i ostatnie trzydzieści jeden lat. Pora ruszać w drogę.


Niestety jak zwykle dałem się nabrać na propagandę sukcesu. Słońce świeci tylko przez pierwsze kilka kilometrów. Potem już tylko jesienna szarówka połączona z deszczem. Trasa jest znakomita i w sumie niezle się jedzie, latem byłaby jednak o wiele bardziej interesująca. Trochę zmarznięty docieram do pierwszego punktu etapowego czyli położonego w kraju pilzneńskim Klatovy. Oczywiście, niespodzianka niespodzianka, nad głową pojawia się błękitne niebo...Hotel jest z restauracją a ja  dobrze zgłodniałem ale ponieważ jest już pózne popołudnie i słońce zaraz zacznie zachodzić zaczynam od zwiedzania. Na początek rynek i znajdujący sie przy nim ratusz i ponad osiemdziesięciometrowa Czarna Wieża.


Jedną z atrakcji miasta jest założona w 1776 apteka "U białego jednorożca". Działała do 1966 roku, kiedy to zamieniono ją w muzeum.


Kręcę się jeszcze troche po rynku


a potem po bocznych uliczkach.




Francja to to nie jest, to nawet nie Czeski Krumlov ale ma swój urok. W końcu jednak pożądnie zgłodniałem, wracam więc do hotelu gdzie serwują dobrą pizzę i jeszcze lepsze pifo.
Następny dzień jest równie zachęcający do motocyklowych wojaży jak i poprzedni, no ale już nie mam wyboru. Do Hradec Kralove docieram bocznymi drogami i chociaż pogoda jest marna jedzie się całkiem fajnie. Za Hradec Kralove już fajnie nie jest. Do Kudowy Zdrój poruszam się praktycznie w permanentnym korku. Potem to się jakoś luzuje a po chwili docieram do mojej ulubionej Polanicy Zdrój.


Melduję się w "Pensjonacie przy Deptaku". Nocowałem tu wracając z ITT więc temat sprawdzony. Przesympatyczna obsługa, własny parking no i w samym centrum. Wszystkim szczerze polecam. Trochę się ogarniam i ruszam odświeżyć wspomnienia.


Polanica niestety nie jest dla mnie tak łaskawa jak Klatovy i słońce się nie pojawia.




Oczywiście nie może się obyć bez wizyty u niedzwiadka, który mieszka tu od 1910 roku. Już jako dziecko, ile razy byłem w Polanicy, zawsze go odwiedzałem.


Nie tylko polarny niedzwiedz jest godny obiektywu.



Na kolację udaję się do restauracji "Polskie smaki". Na wejściu jednak najpierw się upewniam czy nadal serwują placek z gulaszem, zwany u nas na wybrzeżu plackiem po cygańsku. Zapewne niedługo zmienią nazwę na "placek po romsku" albo " placek według przepisu ludności mobilnej" czy co tam jeszcze strażnicy poprawności politycznej wymyślą...Tak czy owak, placek jest nadal serwowany i okazał się jeszcze lepszy niż go pamiętałem. Jak będziecie w Polanicy, musicie koniecznie odwiedzić "Polskie smaki". Obsługa jest znakomita, podobnie jak jedzenie. Jadłem co prawda to samo co poprzednio ale było tak dobre, że i reszta nie może być inna.


Najedzony, napojony mogę ruszać na wieczorną rundę.




Pora się zbierać bo jutro dalej w drogę. Wracam do mojego " Pensjonatu przy deptaku". Niestety, rezerwując pokój nie pomyślałem o śniadaniu. Nie ma możliwości dokupienia bo dziewczyny same wszystko przygotowywują i muszą znać liczbę chętnych odpowiednio wcześniej. Nie stanowi to jednak jakiegoś większego problemu bo kawałek dalej jest "Żabka". Dwa hot-dogi i Oshee robia za śniadanie. Życie jednak jest piękne...Piękna nie jest za to pogoda. "Chmurno, durno, nieprzyjemnie" i jeszcze na dodatek pada. No i tak będzie już do Gdańska.
Zajeżdżam jeszcze do koleżanki, która wybudowała dom na odludziu ale ma jeszcze mieszkanie w Gdańsku a co ważniejsze i garaż. Ten jest prawie pod moim domem a że Ewa jest tak miła i mi go udostępnia muszę tylko odebrać klucz. Tylko dojechać do Ewy jest trochę problematyczne bo dom stoi o jakieś osiemset metrów od asfaltowej drogi...Na całe szczęście mam Transalpa bo choperkiem czy innym ścigaczem to raczej mowy nie ma. Ewa porusza się Suzuki Jimny. Myślę, że ewentualnie jakiś pojazd gąsienicowy też by się sprawdził...Oczywiście trzeba było trochę pogadać a przy okazji załapałem się na znakomitą zupę. Do domu zostało tylko 27 kilometrów...Jak się pózniej okazało, ten odcinek zajął mi prawie dwie godziny. Pojawiają się pierwsze wątpliwosci....
Do domu docieram we Czwartek a już w Poniedziałek, w towarzystwie synka, ruszam do Stuttgartu po dobytek. Cała akcja zajmuje nam pieć dni i w końcu mogę powiedzieć, że wróciłem.
Kilka dni pózniej, pomimo marnej pogody, wybieram sie na wycieczkę zapoznawczą.


 Sam wyjazd z miasta zajmuje mi godzinę a do tego jest szaro, buro i ponuro. No i ciepło inaczej...Zaczynam mieć poważne wątpliwości czy to był dobry pomysł z tym powrotem...



2 komentarze:

  1. Każda zmiana jest dobrą zmianą, a na pewno przygodą :) Witaj w domu :*:)

    OdpowiedzUsuń
  2. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń