Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 22 grudnia 2019

Podsumowanie sezonu 2019

Najwyższa pora w jakiś sposób podsumować ten  bogaty w wydarzenia sezon. Ponad szesnaście tysięcy nakręconych kilometrów, to chyba nie tak zle jak na wciąż początkujacego motocyklistę. Wszystko zaczęło się dwudziestego pierwszego Marca, tradycyjną wycieczką do Blaubeuren.


Potem były jeszcze drobne wypady a że pogoda wyjątkowo dopisywała, wybrałem się na dwa dni do Allgau. Tym sposobem, pierwszego Kwietnia miałem już nakrecone cztery tysiace kilometrów.



No i tu wszystko powoli zaczęło się walić. Na początek dostałem, podobnie jak inni koledzy, wymówienie ze służbowego mieszkania. Znalezienie nowego lokum nie jest w mojej wiosce ( i w jej okolicach) takie łatwe. Tu na ogłoszenie odpowiada nie jedna, dwie osoby ale kilkadziesiąt. W konsekwencji odbywa się regularny casting. No i koszta są takie, że moja praca, która nie była aż taka zła, całkowicie traciła sens. Oczywiście byłem sam sobie winien, bo trzeba było wcześniej się zająć tym tematem no ale ponieważ służbowe kosztowało mniej niż połowę zwykłego z wynajmu, jakoś dziwnie nigdy mi się do tego nie paliło...Pojawiła się idea powrotu do Polski. No cóż, zachwycony tym pomysłem nie byłem ale ponieważ sytuacja mieszkaniowa jest jaka jest a na lepiej płatną pracę jakoś widoków nie było, nie bardzo miałem wybór.  W Maju zmarła moja mama, przyleciałem do Gdańska i kiedy już, przy wielkiej pomocy mojej córki ogarnąłem sprawy, rozejrzałem się po swoim mieszkaniu...Coś z nim trzeba zrobić...Duże okna, za nimi zielono i to nie jakieś drzewka tylko las..I tak sobie pomyślałem :po co mam się na starość mordować, wynajmować mieszkanie gdzie ani gwozdzia wbić nie można ani kotka czy pieska mieć i jeszcze na to pół pensji wydać? Klamka zapadła. Trzeba się po trzydziestu jeden latach, pożegnać z krajem poetów i filozofów. Zresztą i tak mi się znudziło.


Oczywiście o wiele ważniejsze było pożegnanie z Francją. Na początek szybka wycieczka do Vercors. Pierwszy przystanek to moje ulubione Quingey. Nie pytajcie dlaczego ulubione. Tak na prawdę, to dziura zabita dechami w której nic nie ma...


Vercors to już inna historia.



 Wróciłem na wioskę, trochę popracowałem, trochę pokręciłem się po okolicy i ponownie ruszyłem żegnać się z Francją.





Były i Alpy i Cevennes i dolina rzeki Lot. I różne dziwne miejsca.


Oczywiście nie mogłem się nie pożegnać z Alzacją


Czarnym Lasem


no i ponownie z Alzacją


i wspaniałym Colmar.


Na zakończenie jeszcze ponowna wycieczka do Allgau. Jeżeli koniecznie chcecie odwiedzić Niemcy to właśnie ten region polecam najbardziej. Wspaniałe krajobrazy, doskonałe jedzenie, przyjazni ludzie i żadnych wielkomiejskich problemów.




Ostatnia wycieczka , podobnie jak pierwsza, to tradycyjnie Blaubeuren


no a potem to już droga do domu. Z mieszanymi uczuciami...Na szczęście miałem okazję ponownie odwiedzić Polanicę. Colmar to to nie jest ale też darzę wielkim sentymentem.


Po przejechaniu całego kraju, docieram do Gdańska...Pierwsze wrażenia nie są zbyt zachęcające. Drogi, przynajmniej te boczne, skłądają sie głównie z dziur i w sumie nie wiem po co ludzie w Polsce się jakimś offroadem podniecają. Zawieszenie w mojej Kiddo nie oberwało tyle na tych 80.000, które na niej zrobiłem co tu na przelocie przez Polskę. Widoki i krajobrazy całkiem ładne ale niestety ogólne wrażenie psuje wszechogarniający syf i bajzel.
Kręcę się troche po moim rodzinnym mieście...Niby fajnie ale właściwie wszystko drożej niż w Niemczech. Zwłaszcza artykuły pierwszej potrzeby czyli winyle i CD. Widać od razu, że moja kolekcja nie będzie sie już rozwijała w dotychczasowym tempie...
Oczywiście nie mogło się obyć bez wycieczki zapoznawczej po okolicy.


Humor się troche poprawia. Latem będzie gdzie jezdzić...Po kilku dniach, razem z synkiem ruszamy do Stuttgartu po dobytek. No za dużo to tego nie było...Teraz trzeba się zająć odnowieniem mieszkania. No i ogarnąć kilka podstawowych spraw. Na przykład klinikę dla motocykla. Z lektury internetów wynika, że wszelkie warsztaty, łącznie z serwisem Hondy, można sobie odpuścić i że jest tylko jedna opcja : Prochu.  Prochu, zwany Wojtkiem, sprawnie ogarnia cały temat ( udzielając mi solidnej nagany za małą ilość oleju ) i jestem gotowy na nowy sezon i nowe przygody. No cóż, 57 lat i nowy rozdział. Były takie szyldy



a teraz będą takie


Niby też ładnie ale mimo wszystko jakoś smutno. Będzie mi brakowało Czarnego Lasu, Alzacji...No nic to. Nie pozostaje nic innego jak zapaść w zimowy sen


i czekać na Wiosnę.


No i tradycyjnie, na zakończenie. Bez niej te wszystkie przygody nie byłyby możliwe. Panie i Panowie. Nie żadne tam beemki, kateemki czy inne wynalazki tylko Honda Transalp XL600V.                          Rok produkcji 1991, przejechane 146.185 kilometrów and still alive and kicking.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz