Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 30 września 2014

Alsace redux - dzień pierwszy


Już na początku Sierpnia zaklepałem sobie wolne ostatnie cztery dni Września. Plan był gotowy : Alzacja redux. Pogoda była paskudna przez cały miesiac więc nastrój raczej marny...codziennie sprawdzałem prognozę pogody dla Colmar i w końcu wielka radość : od Soboty 27.09 - do 30.09 słońce i 24 stopnie. Od razu przestałem sprawdzać prognozę pogody...To było w Poniedziałek...a we Wtorek zameldował się ząb. Miałem cichą nadzieję, że go przetrzymam jednak ząb wygrał...
 W końcu wybrałem sie w Piątek rano do wyrwizęba z nadzieją, że zapisze mi penicylinę i wszystko rozejdzie się po kościach. No niestety, równowaga musi być zachowana w przyrodzie i skoro już mam takie szczęście, że w moje cztery wolne dni bedzie wyjątkowo słońce no to gdzieś musi tego szczęścia ubyć....Na dokładkę Pan Ząbek stwierdził, że mowy nie ma aby to tak zostawić przez weekend. No dobra ale ja chce jutro do Francji jechać...'' o nie ma sprawy , do jutra będzie o.k "  aha już gdzieś słyszałem tą piosenkę...Ostatnim razem wdało się zakażenie i na to o.k z miesiąc czekałem. Tak czy owak wielkiego wyboru nie było i po paru minutach pozbyłem się zęba...W Sobotę obudziłem się koło 8. Chwile trwa zanim sensory przekazują informacje...boli. Pogoda za oknem jakoś też bez rewelacji. Łykam dwa prochy, zalegam na łóżku słuchając muzyki i zastanawiam się co robić. Sprawa jest jasna, nie chce mi się jechać...mam dziurę, że Mack z naczepą by się zmieścił, nie mogę za bardzo jeść a przez antybiotyk nawet się Leffe napić. Z drugiej strony może jutro przestanie boleć a jak nie pojade to bedę się całą zimę wściekał. W końcu zbieram się koło 11. Pogoda robi się niby troche lepsza ale to znów tylko maskirowka bo pomimo słońca jest przejmująco zimno. Jadę właściwie na siłę i tak naprawdę do Wolfach czyli pzez jakieś 160 kilometrów cały czas zastanawiam się czy nie odwołać hotelu i nie wrócić do domu...Jednak im bliżej do Freiburga robi się coraz cieplej i zaczynam się cieszyć znajomymi widokami





Za Freiburgiem odbijam w kierunku Breisach gdzie mam przekroczyć Ren ale jakoś na wszystkich drogowskazach Colmar jest przekreślone. Nie mam ochoty sprawdzać dlaczego i odbijam na północ. Nałożę trochę drogi ale pogoda jest wspaniała i Landschaft też...



Ren przekraczam na wysokości Marckolsheim i znów na południe do Neuf Brisach. Kosztowało mnie to w sumie jakieś 40Km ale przecież nigdzie mi się nie spieszy. Tym razem zatrzymuję się na chwilę na centralnym placu tego miasta twierdzy.


Po krótkim popasie ruszam dalej i wkrótce docieram do Colmar. Zakładam HQ w znajomym hotelu Ibis i ruszam na miasto zobaczyć co sie zmieniło w ciągu miesiąca. Na poczatek wspaniała karuzela na Champ de Mars.





No i czas odwiedzić stare kąty











Niestety, tym razem wspaniałe salami nie będzie jedzone...mogę tylko popatrzeć


Za to nie mogę sobie odmówić małego Leffe


na zakończenie tego dnia, który co prawda zaczął się raczej paskudnie ale koniec końców okazał sie bardzo udany.


.....to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz