Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 30 września 2014

Alsace redux - dzień trzeci


Najwyższa pora zobaczyć co się dzieje za górką. Dzisiaj droga znów będzie prowadzić przez Col de la Schlucht ale tym razem nie będę skręcał ani w prawo ani w lewo tylko pojadę prosto. Miesiąc temu, w drodze do Wielkiego Balona widziałem w dole jeziora. Trzeba się bliżej sprawie przyjżeć.
A więc znów w góry...




Dalej do przełeczy droga prowadzi już przez las. Świecące słońce wydobywa pierwsze jesienne barwy. Zamieniam okulary przeciwsłoneczne na czyste,żeby nacieszyć oczy tym przedstawieniem. Niestety mój S3 to jednak nie lustrzanka.




Miałem zamiar zatrzymać się na krótki popas na przełęczy ale to miejsce, które w niedzielę pełne było życia dzisiaj jest zupełnie wymarłe. Wczoraj parking był pełen motocykli a w kawiarni nie było wolnych stolików. Dzisiaj jestem sam a z kawy nici bo kawiarnia zamknięta...


No nic, kawy się gdzieś indziej napiję. Ruszam oglądać jeziora.


Pierwsze na mojej drodze to Lac de Retournemer.





a za chwilę, o wiele większe bo dwukilometrowe, Lac de Longemer. No i tu już na wstępie po hamulcach. Przystań, łodki, rowery wodne, bar i stoliki na pomoście. Jak widać nie jestem jedyny, który nie chce przyjąć do wiadomości, że lato się skończyło. Oczywiście nie mogę odpuścić kawy na pomoście.



no i jeszcze krótki spacer.






Żegnam się z tym miejscem do przyszłego roku chociaż jestem pewny, że w Maju albo w Czerwcu szanse na miejsce przy stoliku na pomoście sa raczej marne...Dalej droga prowadzi wzdłuż jeziora a potem skręcam na północ na  Anould. Zaliczyłem drugą stronę gór można więc się zacząć przebijać z powrotem.



Docieram do Col du Bonhomme. Wczoraj przecinałem z południa na północ, dzisiaj z zachodu na wschód.
Przez chwilę się zastanawiam czy nie odbić w lewo i nie powtorzyć kawałka wczorajszej trasy dochodzę jednak do wniosku, że trzeba poznać nową trasę. Jadę więc prosto w kierunku Kaysersberg. Zwiedzałem to miasteczko miesiąc temu ale co szkodzi przyjżeć mu się ponownie. Tym razem na parkingu jest miejsca do woli. Na którymś z drzew ptaki mają najwyrazniej plenum bo hałas okrótny. Przez chwile obserwuję kotkę, która podobnie jak ja jest zainteresowana tematem i najwyrazniej pragnie zaznajomić się z którymś z uczestników. Problem tylko w tym, że plenum odbywa się po drugiej stronie w miarę ruchliwej ulicy...O dziwo, jak na płeć żeńską, rozsądek zwycięża. A może to zwykłe lenistwo ? Nawiązujemy przelotną znajomość. Kotka towarzyszy mi dłuższą chwilę w moim spacerze no ale potem, jak to baba, gdzieś znika. A zreszta , może po prostu też szła w tą stronę ? Whatever...


Dalej muszę już zwiedzać sam.







i jeszcze jedna przelotna znajomość


Wracam do Colmar, żeby jeszcze zakupy we FNAC zrobić. Zawsze są jakieś płyty do kupienia....tym razem Stacey Kent, Buddy Guy i Peggy Lee. No i The Best Movie Ever : Mulholland Drive. Ruszam jeszcze na spacer po mieście.





Troche popaduje ale pomimo wieczorowej pory jest wciąż grubo ponad dwadzieścia stopni. Koniec końców ląduję jak zwykle w Jupiler Cafe gdzie zamawiam Tarte flambee, czyli alzacką pizzę no i oczywiście małe ( antybiotyk ) Leffe.


I tak sobie siedzę, trochę patrzę na ludzi, trochę przeglądam zdjęcia w telefonie i cieszę się,że jakaś siła wykopała mnie z łożka w Sobotę i że wybrałem się na tą wycieczkę.Wyrwany ząb co prawda trochę pobolewał ale w sumie nie przeszkadzał. Jak sie za bardzo wychylił to go zaraz zack tabletką i był spokój . Pogodę miałem za to wspaniałą, poznałem nowe trasy i nowe miejsca. Już wiem, że jak tylko sezon się zacznie to przy pierwszej okazji zawitam tu znowu. Moze tylko tym razem z lustrzanką. Co prawda zupełnie nie praktyczna na wyprawy motocyklowe ale S3 pomimo, że robi całkiem fajne zdjęcia to  jednak nie wystarcza. Ciesząc sie już z góry na następny raz zamawiam jeszcze jedno ( fuck antybiotyk ) tym razem definitywnie ostatnie w tym roku


Potem jeszcze krótki spacer po wieczornym, deszczowym Colmar


i to by było na tyle....to be cont.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz