Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 25 kwietnia 2015

Dolina Dunaju czyli naprawianie pomyłek

W planie była Alzacja ale ponieważ z moich pięciu wolnych dni tylko dwa mają być słoneczne, reszta to chmury i deszcz postanawiam zobaczyć to co ostatnio przegapiłem. Plan na dzisiaj :Dolina Dunaju.

Jak zwykle gdy mam wolne i gdzieś się wybieram, pobudka już o siódmej tak aby najpóźniej o dziewiątej być w drodze. Faktycznie, zgodnie z prognozą, jest piękna pogoda. Trochę zimnawo.....no ale to dopiero Kwiecień. Szybko przebijam się przez Nuertingen i miasto outletów Metzingen, mijam Zamek Lichtenstein 
i tu się zaczyna właściwa wycieczka.


Drogą 313 zmierzam do Sigmaringen. Jak poprzednim razem tak i dziś jedzie się znakomicie. Super droga, ładne widoki i prawie żadnego ruchu. Robię krótki spacer po mieście


poparty espresso u Włocha.


Drogowskaz pokazuje na zachód i zachęca : Obere Donautal. No i tak to wygląda. Na początek Dietfurt i ruiny zamku.


Zaczynają się tunele.


W oczekiwaniu na zmianę świateł podziwiam kapliczkę w skale.


Powoli zagłębiam się w Dolinę Dunaju.





Na szytach po lewej i prawej co chwila ruiny zamków. Ten na wprost to Zamek Werenwag. Wybudowany około roku 1100 jak większość zamków ma za sobą nie tylko ciekawą historię i pożar - w 1891ale jeszcze 16 Listopada 1911 został uszkodzony w wyniku trzęsienia ziemi. Na zamku mieszka książe Maximilian Joachim zu Fuerstenberg, który nie ma życzenia zadawać się z pospólstwem i zamek nie jest udostępniony do zwiedzania. Trudno mu się dziwić. Kto by chciał, żeby mu sie plebs bo chałupie kręcił.


W zamian za to jadę obejrzeć zamek Wildenstein w którym dla równowagi urządzono schronisko młodzieżowe. Zamek ma ciekawą budowę i położenie a jego obronna część na skale jest prawie w niezmienionym stanie od 1554 roku.


Na dziedzińcu można wypić kawę z czego skwapliwie korzystam. Niestety jestem jedynym gościem. Widać sezon na turystów się jeszcze nie zaczął.


Wracam na dół do doliny i co chwila takie obrazki:


Ktoś to nazwał szwabskim kanionem Colorado i coś w tym jest. Zwłaszcza zbiornik na wodę dla lokomotyw przypomina mi Stany. W Arizonie co prawda nie byłem ale podobne obrazki widziałem w innych częściach US of A.


Męczy mnie ten Zamek Werenwag. Musi być niezły widok z tego tarasu. Cysorz to ma klawe życie...Trzeba by jakoś sie tam dostać...przynajmniej w okolice co by najjaśniejszemu panu się nie pchać przed oczy...


No więc pcham się na góre, w lewo w prawo...droga do zamku musi być jakoś ukryta ...W zamian za to docieram do połżonego na 786 metrach Eichfelsen. No docieram to przesada...zakaz ruchu wszelkich pojazdów a tu jeszcze 800 metrów. Jak zwykle w takich przypadkach polska anarchia zmaga się z trzydziestoma latami w Niemczech. Jechać dalej pomimo zakazu czy iść na piechotę ? Gorąco i 800 metrów brzmi mało zachęcająco...ale jak złapię gumę to ADAC przez ten zakaz nie wjedzie i będę musiał pchać te dwieście kilo...posiadanie enduro w tym kraju mija się z celem.  No nic, lata w Niemczech robią swoje. Zostawiam Kiddo i ruszam dalej pieszo.


O dziwo te 800 metrów pokonuję w miarę szybko a moja ofiara zostaje nagrodzona wspaniałym widokiem




Po drugiej stronie widać zamek Wildenstein w którym byłem przed chwilą


Ponownie zjeżdżam na dół i ruszam do Beuron gdzie znajduje się Arcyopactwo Św.Marcina - klasztor benedyktynów założony w 1863 roku. Na parkingu wita figura pielgrzyma. Kiedyś nie było Transalpów...


Można obejżeć wspaniały barokowy kościół przyklasztorny



ale sam klasztor nie jest dostępny dla publiczności i można go tylko podziwiać z daleka.


Tu właściwie kończy się moja dzisiejsza przygoda z Doliną Dunaju. Odbijam na północ na Albstadt. Powoli trzeba się kierować w stronę domu...


Po drodze zatrzymuję się w Tuebingen. Dawno mnie tu nie było więc można wykonać mały spacer. Tuebingen to zdecydowanie najładniejsze miasto w okolicy niestety zamieszkane przez wszelkiej maści Gutmenschen, zielonych zjadaczy muesli, przyjaciół tzw.palestyńczyków itd. Krótko mówiąc genetyczne błędy na błędach. No i ograniczenie do 30. No i jak na uniwersyteckie miasto przystało mnóstwo rowerzystów....




Pora ruszać do domu. Jedenaście godzin w drodze więc na dziś wystarczy. Nawet nie wiem kiedy minęły. Tak udanej wycieczki nie miałem od ostatniej wizyty w Alzacji. Na nią też przyjdzie pora...





W

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz