Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 14 kwietnia 2015

Pomyłka za pomyłką



Ponieważ miałem ostatnio okazję zamienić parę słów z młodą damą o wielu imionach :
Philippa Marie Carolina Isabelle von Hohenzollern plan następnej wycieczki gotowy :
trzeba zobaczyć jak mieszka Księżniczka. No a że koleżanka obiecała super pogodę, znów zrywam się przed siódmą. Tym razem bez pomocy Super Galaxy chociaż ten znów parkuje za płotem. Śniadanie, kawa, prysznic i w drogę.

Przebijam się przez okoliczne wiochy i poranne korki. Jakoś w miarę sprawnie to idzie dopóki nie przegapiam drogi, którą planowałem jechać i pakuję się na krajową do Reutlingen. Jedzie się ok jak na freeway ale przejazd przez miasto to czarna rozpacz. Na szczęście jakoś szybko to poszło. Docieram do Zamku Lichtenstein no i dalej to już sama przyjemność.



 Jazda dzisiaj Bundesstrasse 313 to czysta radość. Piękna trasa, ,równie piękna pogoda i właściwie żadnego ruchu. Już się cieszę na zapas bo za miesiąc będę tędy jechał nad Jezioro Bodeńskie.


Docieram do Sigmaringen i siedziby Hohenzollernów.


Zaczynam od krótkiego spaceru po mieście a właściwie miasteczku. 15.000 mieszkańców to raczej niewiele jeżeli wziąć pod uwagę, że w Gdańsku w jednym bloku mieszkało swego czasu 10.000



W końcu udaję się na zamek. Niestety w środku nie wolno fotografować, pan przewodnik groźnie patrzy na aparaty...nie będę ryzykował. Może gdybym Izkę zagadał....no ale poleciała do Londynu. Zresztą nikt z rodziny von Hohenzollern już na zamku nie mieszka.
Tylko część jest udostępniona do zwiedzania ale i to robi wrażenie. Niestety musicie mi wierzyć na słowo...




Kończy się wizyta na Zamku Sigmaringen. Jeszcze krótki spacer


poparty currywurst


ostatni rzut oka na dom Izki


i dalej w drogę. Niestety znów gdzieś skręcam nie tak jak trzeba i jadę w przeciwną stronę niż planowałem. Żebym się chociaż jakoś z sensem pomylił to mógłbym pojechać do Konstanz...ale co tam . Pogoda jest rewelacyjna, droga dobra i bak pełen.


Po zatoczeniu wielkiego koła przelatuję znów przez Sigmaringen i wracam na kurs. W planie druga siedziba rodziny von Hohenzollern. Wkrótce jednak znów skręcam nie tak jak trzeba
i zamiast jechać dalej na północ o wiele za wcześnie odbijam na zachód i zamiast na 32 ląduję na krajowej 463. Droga super tylko jakaś cysterna się wlecze a za nią sznur samochodów. Wyprzedzić tego wszystkiego nie idzie więc nie pozostaje nic innego jak cieszyć się widokami.


W końcu w bólach docieram do Zamku Hohenzollern. Ponieważ od parkingu do zamku trzeba się pchać pod stromą górę  pół godziny a jest 25 stopni to jakoś się nie palę ...jeździ busik ale oczywiście właśnie odjeżdża....Zwiedzałem już kiedyś więc odpuszczam.


Znów jadę nie tam gdzie trzeba...potem jeszcze raz....ale już nawet mnie to nie denerwuje
 i nie dziwi. Pogoda jest rewelacyjna a droga nie najgorsza. Trzeba się cieszyć tym co jest.


W końcu po 9 godzinach docieram do domu. Podsumowanie : jakiś wyjątkowo nie fartowny ten dzisiejszy wypad. Mogło być o wiele lepiej. Nie przygotowałem się do tematu
 i przegapiłem parę fajnych tras ( z których kilka odkryłem dopiero po powrocie do domu przeglądając mapę ) za to męczyłem się bez sensu na zapchanej krajówce. Z drugiej strony te trasy bedą o wiele lepsze jak już się wszystko zazieleni więc nic straconego. Poznałem nowe rejony warte dokładniejszego zbadania i niech sprawa dojrzewa. Przyjdzie lato i wrócimy do tematu. Póki co jutro znowu do fabryki....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz