Kiddo

Kiddo
w drodze....

niedziela, 25 października 2015

Lautertal


Kto by przypuszczał...w sobotę ma być 16 stopni i słońce. Jedyny problem, że jak zwykle w takim wypadku, nie mam wolnego. Na szczęście udaje mi się przekonać kolegów, że poradzą sobie beze mnie i  że jest to bardzo ważne abym miał wolne tego dnia , bo jest to zapewne ostatnia okazja do wycieczki w tym roku. Tak więc z najlepszymi życzeniami mogę się cieszyć na jeszcze jeden wypad.  Ostatnim razem przejeżdżałem przez Lautertal i tym razem postanawiam zbadać dokładniej tę okolicę. Dla odmiany coś innego niż Schwarzwald.
Wstaję w miarę rano tzn. koło 9. Nie ma się co za bardzo zrywać. Nie da się ukryć, że lato już minęło i z rana jest ciut zimno. Te obiecane 16 stopni jeżeli się pojawią to i tak dopiero około 14. Nie spiesząc się jem śniadanie a potem ruszam do garażu po motor. Krótko przed jedenastą jestem w drodze.


Jest piękny jesienny dzień, świeci słońce ale powietrze raczej chłodne. Po kilkunastu kilometrach poddaję się i zakladam mój firmowy windbreaker. No teraz to już mogę jechać. Worki foliowe na nogi założyłem już przezornie w domu.
W dolinie rzeki Lauter jest wiele ruin dawnych twierdz i zamków. O ile pamiętam około dwudziestu. Niewiele zostało do zwiedzania ale dodają uroku i tak wspaniałemu krajobrazowi.


Jadę dalej Lautertal ciesząc się pięknym dniem, śłońcem i okolicznościami przyrody.





Jedyny problem to to, że nie tylko ja mam wolne...w weekend Lautertal zalewa szarańcza na dwóch kółkach. Jest to ten rodzaj, który myli zwykłą Landstrasse z torem wyścigowym. Skutek tego jest taki, że niektóre drogi są w weekend zamknięte dla dwóch kółek. W sumie się nie dziwię. W końcu kto by chciał przez cały weekend słuchać bzykaczy i syren karetek...Wszędzie są tablice ostrzegające : motocykliści zwolnijcie albo Lautertal bedzie zamknięty dla was w weekendy. Większośc jednak nic sobie z nich nie robi.


To bardzo ładna trasa. Szkoda tylko, że tak krótka.


Dojeżdżam do jej końca. Dalej Lautertal można badać tylko na rowerze. Nie dla mnie...Podziwiam kolejne ruiny


zatrzymuję się przy jakiś dziwnych konikach. Mało rozmowne i nie ruszają się z miejsca...


Opuszczam Lautertal i przez Schwaebische Alb


docieram do Zwiefalten. Tu główną atrakcją jest klasztor. Założony w 1089 roku swoją obecną,  barokową formę, uzyskał w połowie XVIII wieku. W 1802 roku klasztor został rozwiązany i obecnie na jego terenie znajduje sie szpital psychiatryczny i Muzeum Psychiatrii. 


W międzyczasie zrobiło się już ciepło. Pozbywam się więc mojego windbreakera i idę zwiedzać.


Trzeba przyznać, że robi wrażenie.


Wypijam jeszcze kawę w kawiarni opanowanej przez bikerów i opuszczam Zwiefalten. Zagłebiam się w Dobeltal.



Po drodze odwiedzam ruiny zamku Hornstein. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1244 roku.


Od zamku Hornstein już tylko rzut kuflem do Sigmaringen. Oczywiście obowiązkowa fotka zamku. Ciekawe co też robi Izka ?



Przez chwilę zastanawiam się co dalej. Można by było przejechać się Donautal ale byłem tam niedawno postanawiam więc ruszyć na północ w stronę domu. W końcu to nie lato. Wkrótce zrobi się chłodniej i zajdzie słońce. Jednak po paru kilometrach mijam drogowskaz: Zwiefalten. Natychmiast zawracam i skręcam na wschód. Chcę aby ten dzień trwał jak najdłużej...  W ten sposób znów jadę w kierunku Lautertal...W Bichishausen jest przystań nad rzeką. Ulubione miejsce spotkań motocyklistów.


Wypijam szybką kawę i zbieram się w drogę. Do zrobienia pozostało jeszcze parę kilometrów. Mijam zamek Teck


i tak dobiega końca moja wycieczka. Ciekawe czy uda mi się w tym roku zaliczyć jeszcze jedną ? Na zakończenie tego niezwykle udanego dnia specjalność zakładu czyli Spaghetti gorgonzola rasowane garnelami


Ci co znają wiedzą co stracili...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz