Kiddo

Kiddo
w drodze....

piątek, 26 maja 2017

Parc animalier de Sainte-Croix - dzien drugi


Dzien zaczynam od hotelowego śniadania. No to takie francuskie sniadanie...Francuzi sniadań nie jedzą więc oferta raczej uboga. Kawa, croissants, pain au chocolat plus bagietki i ser. Jak dla mnie wystarczy. Jest jeszcze coś co wygląda jak jedzenie dla królików, plus jakieś owoce i jogurty ale to zostawiam dla tree-huggers. Poprawiam jeszcze jedną kawa i mogę ruszać w drogę. Główny cel wycieczki to

Mam do pokonania jakieś 130 kilometrów i najpierw trzeba się przebić przez Wogezy.


Jest też i przełęcz. Brakuje jej co prawda z 2000 metrów do tej planowanej ale jednak zawsze coś.


Radzę sobie całkiem sprawnie ale w Baccarat skręcam nie tam gdzie trzeba i po chwili zdaję sobie sprawę, że niezupełnie jadę w zamierzonym kierunku...Jest okazja wypróbować moją nowo nabytą torebkę na telefon. Do tej pory posługiwałem się tylko mapą i kompasem więc to bedzie moje pierwsze doświadczenie z nawigacją. Odpalam Here, montuję całe to ustrojstwo na kierownicy i w drogę. No i robi się zabawnie bo nawigacja prowadzi mnie po jakiś polnych drogach bez żadnej kategorii odśnieżania ale w sumie całkiem sprawnie docieram na miejsce. Normalnie musiałbym się z pięć razy po drodze zatrzymać aby się z mapą skonsultować więc dochodzę do wniosku, że nie taki diabeł straszny i jeżeli trzeba gdzieś na szybkiego i bez kombinowania dojechać to jest to super wynalazek.
Park de Sainte - Croix otworzył swoje podwoje 10 Czerwca 1980 roku. Zajmuje powierzchnie 120 hektarów i w zeszłym roku odwiedziło go 315.000 osób. Na miejscu można wynająć chatke i zanocować co jest o tyle mądre, że można z takiej chatki obserwować zwierzątka o świcie i o zmierzchu przy wodopoju. Ja jednak dotarłem tu w południe a o tej porze zwierzątka mają siestę. Bizony zalegają


Lisek zalega


miśku zalega


i kotek zalega.


Osiołek w filozoficznej zadumie


inne raczej bezmyślne...



mała świnka zawsze głodna


Sowy, które wszystko mają w głębokim poważaniu




Tego Pana trzeba było długo wypatrywać



" A to co ? "


Jest też jeden wilk, który najwyrazniej cierpi na bezsenność.




Cała familia tego pana też zalega



miśku przewraca się z boku na bok


za to u boćków pora na małe co nie co.






Najfajniejszy jest wybieg dla kózek. Małe i duże, można je pogłaskać albo wziąć specjalną szczotkę i wyszczotkować.



Jak to maluchy, jedne dokazują


inne zalegają



a jeszcze dla innych jest pora karmienia.


Cztery godziny minęły nie wiadomo kiedy. Kilometrów na piechotę narobiłem bez liku. Zmęczony docieram do parkowej restauracji coś popić i pojeść no i trzeba się zawijać. To na pewno nie będzie moja ostatnia wizyta w Parc animalier de Sainte - Croix. Wracam do Colmar delektując się francuskim krajobrazem i jestem już w urlopowym nastroju. Jeszcze tylko miesiąc...
W drodze powrotnej obowiązkowo trzeba się zatrzymać w Kaysersberg.






Widzę, że papierosków mam już mało więc zachodzę do kiosku nabyć zapas. Tak to tu wygląda...


No i co tu wybrać ? Raka płuc czy krtani ? Przed wyjazdem do Sainte - Croix trochę oglądałem z rana francuską telewizję. Był jakiś reportaż z festiwalu w Cannes. W trakcie wywiadu jakiś aktor palił papierosa i ten papieros był wycenzurowany. Zamiast rączki z ćmikiem była mgiełka...To obłęd jakiś...Komuna jeb... Dobrze, że chociaż ser i kiełbaski można kupić, chociaż pewno też już nie długo bo jakiś cymbał dojdzie do wniosku, że są szkodliwe dla zdrowia. 






Wracam do Colmar i po szybkim prysznicu ruszam do Jupiler Cafe na Leffe Ruby i na steka. Czekając na kelnerkę pstrykam ciekawostki z katedry.





A ten koleś chciał się na śępa załać a to przecież wróbel...


Nabrawszy sił ruszam na ostatnią rundę po Colmar.
























I tak się kończy pierwsza w tym roku wizyta w Colmar. Następnego ranka po kolejnym francuskim hotelowym śniadaniu ruszam w kierunku Renu. Jest tam wspaniała droga


która prowadzi do przeprawy promowej w Rhinau.


Marudzę jeszcze trochę starając się urwać jak najwięcej z Francji ale w końcu nie ma rady, trzeba jechać do domu. Fabryka wzywa. Żegnaj Francjo, widzimy się za miesiąc.


Dalej to już Schwarzwald



Jeszcze tylko Zamek nad Wodą w Glatt


i na zakończenie wycieczki tradycyjnie


Spędziłem wspaniałe trzy dni, pogoda była jak na zamówienie i co prawda nie były to alpejskie przełęcze ale parafrazując klasykę : bunkrów nie było ale też było zaj....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz