Mam do pokonania jakieś 130 kilometrów i najpierw trzeba się przebić przez Wogezy.
Jest też i przełęcz. Brakuje jej co prawda z 2000 metrów do tej planowanej ale jednak zawsze coś.
Radzę sobie całkiem sprawnie ale w Baccarat skręcam nie tam gdzie trzeba i po chwili zdaję sobie sprawę, że niezupełnie jadę w zamierzonym kierunku...Jest okazja wypróbować moją nowo nabytą torebkę na telefon. Do tej pory posługiwałem się tylko mapą i kompasem więc to bedzie moje pierwsze doświadczenie z nawigacją. Odpalam Here, montuję całe to ustrojstwo na kierownicy i w drogę. No i robi się zabawnie bo nawigacja prowadzi mnie po jakiś polnych drogach bez żadnej kategorii odśnieżania ale w sumie całkiem sprawnie docieram na miejsce. Normalnie musiałbym się z pięć razy po drodze zatrzymać aby się z mapą skonsultować więc dochodzę do wniosku, że nie taki diabeł straszny i jeżeli trzeba gdzieś na szybkiego i bez kombinowania dojechać to jest to super wynalazek.
Park de Sainte - Croix otworzył swoje podwoje 10 Czerwca 1980 roku. Zajmuje powierzchnie 120 hektarów i w zeszłym roku odwiedziło go 315.000 osób. Na miejscu można wynająć chatke i zanocować co jest o tyle mądre, że można z takiej chatki obserwować zwierzątka o świcie i o zmierzchu przy wodopoju. Ja jednak dotarłem tu w południe a o tej porze zwierzątka mają siestę. Bizony zalegają
Lisek zalega
miśku zalega
i kotek zalega.
Osiołek w filozoficznej zadumie
inne raczej bezmyślne...
mała świnka zawsze głodna
Sowy, które wszystko mają w głębokim poważaniu
Tego Pana trzeba było długo wypatrywać
" A to co ? "
Jest też jeden wilk, który najwyrazniej cierpi na bezsenność.
Cała familia tego pana też zalega
miśku przewraca się z boku na bok
za to u boćków pora na małe co nie co.
Najfajniejszy jest wybieg dla kózek. Małe i duże, można je pogłaskać albo wziąć specjalną szczotkę i wyszczotkować.
Jak to maluchy, jedne dokazują
inne zalegają
a jeszcze dla innych jest pora karmienia.
Cztery godziny minęły nie wiadomo kiedy. Kilometrów na piechotę narobiłem bez liku. Zmęczony docieram do parkowej restauracji coś popić i pojeść no i trzeba się zawijać. To na pewno nie będzie moja ostatnia wizyta w Parc animalier de Sainte - Croix. Wracam do Colmar delektując się francuskim krajobrazem i jestem już w urlopowym nastroju. Jeszcze tylko miesiąc...
W drodze powrotnej obowiązkowo trzeba się zatrzymać w Kaysersberg.
Widzę, że papierosków mam już mało więc zachodzę do kiosku nabyć zapas. Tak to tu wygląda...
No i co tu wybrać ? Raka płuc czy krtani ? Przed wyjazdem do Sainte - Croix trochę oglądałem z rana francuską telewizję. Był jakiś reportaż z festiwalu w Cannes. W trakcie wywiadu jakiś aktor palił papierosa i ten papieros był wycenzurowany. Zamiast rączki z ćmikiem była mgiełka...To obłęd jakiś...Komuna jeb... Dobrze, że chociaż ser i kiełbaski można kupić, chociaż pewno też już nie długo bo jakiś cymbał dojdzie do wniosku, że są szkodliwe dla zdrowia.
Wracam do Colmar i po szybkim prysznicu ruszam do Jupiler Cafe na Leffe Ruby i na steka. Czekając na kelnerkę pstrykam ciekawostki z katedry.
A ten koleś chciał się na śępa załać a to przecież wróbel...
Nabrawszy sił ruszam na ostatnią rundę po Colmar.
I tak się kończy pierwsza w tym roku wizyta w Colmar. Następnego ranka po kolejnym francuskim hotelowym śniadaniu ruszam w kierunku Renu. Jest tam wspaniała droga
która prowadzi do przeprawy promowej w Rhinau.
Marudzę jeszcze trochę starając się urwać jak najwięcej z Francji ale w końcu nie ma rady, trzeba jechać do domu. Fabryka wzywa. Żegnaj Francjo, widzimy się za miesiąc.
Dalej to już Schwarzwald
i na zakończenie wycieczki tradycyjnie
Spędziłem wspaniałe trzy dni, pogoda była jak na zamówienie i co prawda nie były to alpejskie przełęcze ale parafrazując klasykę : bunkrów nie było ale też było zaj....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz