Zrywam się jak zwykle w przypadku takich wypraw o bladym świcie tzn. o 7. Niby to tylko jakieś 260 kilometrów ale trzeba się przebić przez Schwarzwald a to zajmie mi jak nic z sześć godzin. Pogoda jak na zamówienie. Słońce i czyste niebo. Jednak im bliżej do Freudenstadt zamiast coraz cieplej robi się coraz zimniej. Ruszyłem tylko w koszulce pod kurtką bez podpinki, chyba żeby licha nie wywołać. W końcu muszę się jednak poddać. Podpinka, polarek i worki foliowe na stópki. No teraz to już inna rozmowa. Widoki za to jak zwykle przednie.
Dojeżdżam do Freiburga no i tu trzeba pozbyć się paru warstw cebulki bo po tej stronie gór jest jak na Sierpień przystało. Przejeżdżam Ren i juz Francja.
Pierwszy przystanek : Neuf - Brisach.
Budowę tego miasta - twierdzy rozpoczęto w 1698 roku. Jednak żeby docenić walory jego architektury trzeba oglądać to miasto z lotu ptaka. Niestety moja Kiddo chociaż to The best bike ever made to jednak latać nie potrafi....Z mojego poziomu to po prostu ładne koszary. Robię rundę honorową wokół głównego placu , który jest imponujących rozmiarów i ruszam dalej do głównego celu mojej podróży : Colmar. Docieram krótko po 15 więc mogę spokojnie zabrać sie za zwiedzanie miasta
ruszam w kierunku la Petite Venise czyli Małej Wenecji
Pora się zameldować w hotelu. Ibis Budget w Colmar jest idealny do moich celów. Hotel jest położony niecałe 5 minut od centrum . Duże dwuosobowe łóżko plus antresola - tak naprawde to pokój trzyosobowy. Konfiguracja jak w F1 ale z prysznicem i toaletą , które w F1 są na korztarzu . No i parking podziemny . Pełen luksus. Zostawiam Kiddo w garażu, rozbijam obozowisko, biorę prysznic i ruszam znów do miasta.
Maison Pfister , wybudowany w 1537 roku- chyba najbardziej znany budynek w Colmar
cała masa malowniczych zakątków
Trzeba wreszcie dać nóżkom odpocząć. Zasiadam więc w brasserii i zamawiam
No i udało się wrócić do snu.......to be cont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz