Kiddo

Kiddo
w drodze....

sobota, 2 sierpnia 2014

Zapory wodne


Od kiedy wróciłem z Francji, a to już prawie trzy tygodnie, bez przerwy leje...Dzisiaj też ma padać ale dopiero po południu więc trzeba coś uratować z wolnego dnia. Plan już jest od poprzedniej wycieczki. Zapory wodne : Kleine Kinzig, który ostatnio przegapiłem i Nagoldtalsperre.
Zrywam się o 07.00 aby jak najwięcej dnia bez deszczu urwać. Coś za wcześnie ostatnio wstaję..no a wczoraj przyszedłem przez pomyłkę godzinę wcześniej do pracy...dopiero jak się zabrałem za drukowanie planu lotów coś mi zaczęło nie pasować. Jakieś dziwne numery...No tak to dopiero 13.45...F....No trudno. Nie pytaj co firma może zrobić dla Ciebie....itd.
Pierwsze 50 Km to jak zwykle program obowiązkowy :


a potem Herrenberg i Nagold. Odbijam na południe i przebijam się lokalnymi drogami, ( jak zwykle w fatalnym stanie : łaty, dziury albo jakby ktoś grabiami przejechał, skąd się wziął
ten mit o niemieckich drogach ? ) do pierwszego punktu programu : Mönchhof Sägemühle.


Tartak istnieje od  co najmniej 1435 roku i działa do dzisiaj chociaż obecny mechanizm jest z 1905. Jest też i restauracja... Niestety wszystko zamknięte na głucho więc mogę tylko podziwiać koło o średnicy 6 m.


i źródełko


Z lekka rozczarowany ruszam dalej. Przejeżdżam przez rzekę Glatt


i Alpirsbach , który odwiedziłem ostatnio. Znów skręcam w boczna drogę, tym razem w dobrym stanie, w kierunku zapory na Kleine Kinzig. Po drodze znak : klasztor Wittichen . Kilometr w lewo. Trzeba zbadać sprawę.


Niestety, wokół starego klasztoru a właściwie tego co z niego zostało zamiast spokoju i zadumy wre praca. Chyba się wszyscy z okolicznych chałup zebrali i koszą, grabią, pakują na przyczepy ciągnięte przez traktory. W Sobotę ? Nie, no nie mogę na to patrzeć...ruszam dalej.


Docieram w końcu do Kleine Kinzig. Jako , że to zbiornik wody pitnej nie można za blisko podjechać więc robię mały spacer i po paru minutach docieram nad wodę.



Wokół żywego ducha. Nawet rowerzystów nie ma. Można by było spacer zrobić ale niestety
zaczyna padać...no i do tej wieży na środku też można się dostać. Jest tunel pod woda i są organizowane wycieczki no ale kogo spytać ? Patrzę na te chmury i nie zapowiada się ciekawie a do domu ponad 100 Km no i jeszcze jedną zaporę mam do zaliczenia. Nad Kleine Kinzig na pewno jeszcze wrócę...Droga do Freudenstadt, którą jadę po raz drugi nadal fascynuje.


Przeskakuję szybciutko przez miasto o największym rynku, nic w nim nie ma interesującego co stwierdziłem ostatnio i pomykam do Nagoldtalsperre.



Tu jednak, w przeciwieństwie do Kleine Kinzig, spory tłum. No ale tu można się kąpać, łódką popływać. Oczywiście jest i restauracja a na parkingu mnóstwo motocykli. Teraz zły jestem bo trzeba było dłużej nad Kleine Kinzig zostać. Tu jest zupełnie do bani. Usprawiedliwiam się pogodą bo w międzyczasie znów zaczyna padać. Chowam się pod dach na mostku


Do domu jeszcze kawał drogi, pogoda mocno taka sobie, Nagoldtalsperre rozczarowało....wystarczy na dzisiaj. Po drodze znów mnie łapie deszcz ale jakoś nie mam ochoty zakładać moich francuskich ciuchów. Na szczęście po chwili przestaje padać. Bez większych przygód docieram do domu a tu już witają mnie pierwsze błyskawice. Patrzę na licznik : 250 Km więc w normie a wydawało się jakoś krótko. Wszystko przez tą pogodę.....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz