Kiddo

Kiddo
w drodze....

czwartek, 24 lipca 2014

Bez planu


Właściwie miałem jechać nad Titisee. Dwa dni wolne , można by się było przejechać...200Km w jedną 200Km w drugą...nocleg na kempingu...Brzmiało zachęcająco zwłaszcza, że pogoda też dopisała ale jak przyszło co do czego to jakoś nie miałem ochoty  na dwa dni poza domem...Trzeba się trochę nacieszyć wolnym, najlepiej  robiąc to co najbardziej lubię i najlepiej potrafię czyli nic.
Z drugiej strony pogoda ładna, trzeba korzystać. Zebrałem się jakoś dziwnie wcześnie tak  że już o 10 byłem w drodze. Kierunek Schwarzwald ale nadal bez jakiegoś konkretnego celu. Dopiero po drodze, krótko przed Nagold, wpadam na myśl, że właściwie można by było odwiedzić te miejsca przez które zawsze tylko przelatuje. Więc najpierw na północ do Hirsau obejrzeć ruiny klasztoru.




Powyżej Calw nie ma już nic ciekawego więc znów do Nagold w którym się w końcu zatrzymuje bo zawsze go tylko przejeżdżałem w drodze dokądś.


Następny w  kolejce był Horb am Neckar. Za wiele jednak z tego nie wyszło bo jakieś roboty, objazdy więc Horb nastepnym razem. Przez te objazdy trochę się pogubiłem ale za to odkryłem super trasę.




Przejeżdżam rzekę Glatt


i następny przystanek to Alpirsbach.




Pokręciłem się trochę po uliczkach...no za wiele to ich tam nie ma...Sąsiedni Schiltach jest jednak ciekawszy. Ruszam dalej do Wolfach który objechałem ostatnio jadąc do Francji. Tym razem skręcam do miasta , które jest już okupowane przez bikerów , główmie z Holandii.




Następne miasto które ostatnio tylko tunelem objechałem to Hornbach. Widziałem jakieś ruiny zamku wysoko na górze wiec zapowiada się ciekawie. Zostawiam Wolfach zapchany bikerami i ruszam w drogę.


W Hornbach zaczynam od kawy i ciastka a potem zaczynam szukac drogi do zamku. Jest droga , nawet się nazywa Schlossstrasse. Jadę , jadę coraz wyżej i wyżej i w końcu przy jakimś gospodarstwie droga sie urywa. Coś musiałem gdzieś przegapić...ale za to widok mam zacny.



No cóż , nawrotka. Po chwili skręcam w jakąś drogę  ale ta też prowadzi do nikąd. Widziałem na górze obok zamku hotel więc chyba nie wnoszą wszystkiego na plecach...W końcu trafiam na właściwy szlak. Z dołu zamek zapowiadał się ciekawiej...niestety niewiele z niego zostało.


widok trochę to wynagradza




Pora się zbierać. Droga wzywa...


Został jeszcze ostatni punkt programu na dziś : Freudenstadt. Miasto które się szczyci największym rynkiem a przez które już ze dwadzieścia razy przejeżdżałem...Po drodze miałem sie zatrzymać przy zaporze Kleine Kinzig ale zaczyna padać...Trudno, dołożę jeszcze zapore Nagold i będzie temat na następną wycieczkę. Przy okazji przejadę jeszcze raz świeżo odkrytą, dzięki objazdom, drogą. Plus jakieś wariacje...
Freudenstadt wita lekkim deszczem i brakiem miejsca do zaparkowania. Coś tam jednak znajduję i ruszam na 'miasto'.




Troche popaduje, zegarek mówi 18 a tu jeszcze 90Km przede mną .... No ale w domu czeka Madame Kaas. Niestety tylko na DVD...Za to mam wszystkie siedem. Przedwczoraj  dotarły z Francji trzy brakujące więc wieczór uratowany... a jutro znów do fabryki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz