Plan juz był od
poprzedniej wycieczki : Schwarzwaldhochstrasse. Ostatnim razem przejechałem nią
tylko 20 km jako, że była Niedziela a w wolne dni na tej drodze jest wysyp ścigaczy. No i jak to ścigacze...grzeja
bez opamiętania a skutek jest taki , że całe odcinki są zamknięte dla
motocykli. No i gdzie ja tam z moją Kiddo. Tylko drogę blokuję więc nie było co
chłopakom psuć zabawy. Dzisiaj Czwartek więc powinno byc spokojnie. Po czterech tygodniach urlopu musiałem dwa dni pracować...DWA DNI !!! No ale na szczęście dziś mam wolne więc trzeba się ruszyć, żeby choć trochę uratować z urlopowego nastroju.
Znów udało
mi się wstać wcześnie rano. Nie jestem przyzwyczajony wiec jakoś mętnie...więc
na początek kawa. Ostatnie dni były dosyć zimne i mokre ale dzisiaj znów jest
ciepło i swieci słoneczko więc zapowiada się piękny, letni dzień. Program obowiązkowy
dzisiaj trochę dłuższy bo muszę dojechać aż do Freudenstadt – przez który zawsze tylko przelatuję....któregoś razu trzeba się będzie zatrzymać i rozejrzeć .... Freudenstadt ma największy
rynek w Niemczech – i dopiero za nim zaczyna się właściwa wycieczka. Najpierw jak zwykle trzeba się przebić przez okoliczne miasteczka. Jak na przykład Altensteig.
Pierwszy
postój : budka w lesie. Właśnie, miało
być o ‘budce’.... Są takie miejsca gdzie
się zawsze zatrzymuję obojetnie czy potrzeba czy nie i to właśnie jedno z nich.
Mam sentyment bo jadąc w zeszłym roku do Strasbourga – moja pierwsza
samodzielna wyprawa – razem całe 320 Km - co za przeżycie - zaraz za Freudenstadt zaczęło potwornie lać i właśnie tu się zatrzymałem żeby
pozakładać na siebie co się dało łacznie z workami foliowymi na nogi. Lało
zresztą do samego Strasbourga . W drodze powrotnej też...luneło jak tylko
wyjechałem z hotelowego parkingu. Znów zatrzymałem się przy budce ....i
dokładnie w tym samym miejscu gdzie dzień wcześniej zaczęło padać tym razem
przestało. Tak więc budka weszła do programu obowiązkowego. Następny przystanek
robię chwilę póżniej w Alexanderschanze. W 1734 Herzog Karl Alexander von
Wuettemberg nakazał wybudowanie w tym miejscu fortu do obrony granic
Wittembergii, który został nazwany jego imieniem. Dla mnie ważne jest ,że w tym
miejscu wpadam na drogę krajową Nr.500 czyli Schwarzwaldhochstrasse. Licznik pokazuje równe 100Km od domu...
Do Strasbourga tak blisko...aż korci żeby do Francji na petit kawę skoczyć....No ale....Strasbourg to nie Francja, kawę dają paskudną no i plan na dziś jest inny.
Ruszam więc zbadać tą uznawaną za jedną z najpiękniejszych dróg w Europie
Na postoju zagaduję panka ale jakoś nie był rozmowny...
więc jadę dalej
Nastepny przystanek :
Mummelsee
Robię spacer dookoła jeziora a potem posilam się miejscowym specjałem : Sauerkraut mit Spaetzle und Speck - czyli po naszemu kiszona kapusta, boczek i lane kluski. Szwabska kuchnia nie jest zbyt wykwintna...Jak cała niemiecka zresztą...
no i nawiązuje nową znajomość
Trzeba się powoli zbierać więc żegnam się z kózką i ruszam dalej
aż do Sand gdzie odbijam na wschód. Ta część
trasy pokrywa się z moją ostatnią wycieczką wiec ponownie przejeżdżam obok
Schwarzenbachtalsperre
aż docieram do krajowej 462 gdzie dla odmiany skręcam na
północ w kierunku Forbach. Znajduje się tam drewniany most o dlugości prawie 39
m . Został wybudowany w 1778 i przetrwał do 1954 kiedy konieczna już była jego
rozbórka. W 1955 zbudowano nowy na podstawie orginalnych planów tyle, że tym razem wykorzystano kanadyjski cedr jako ,że jest bardziej trwały. Most jest
zatem historyczny tyle, że nie tak całkiem... Jasna sprawa, że musiałem po nim
przejechać.
I znów w górę krętą drogą....
przez Bad Wildbad do Calw.
Potem tylko, jedną z moich ulubionych dróg, z Calw do Nagold ...
I znów obowiązkowe miejsce na postój. Tym razem bez żadnej historii. Po prostu zawsze tu staję bo ładnie jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz