Kiddo

Kiddo
w drodze....

czwartek, 10 lipca 2014

Faza III - Pays de la Loire 3


Dotarłem w końcu do Gien.





W miedzyczasie deszcz odpuszcza i mogę się pokręcić po miasteczku.





Chateau niestety zamknięte dla zwiedzających


więc jako, że nie mogę sie dopatrzeć w Gien, które wygląda z daleka o wiele ciekawiej niż z bliska , niczego sexy ruszam do celu mej dzisiejszej podróży Auxerre. Po drodze jeszcze oczywiście trochę deszczu na szczęście z przerwami.


Docieram dosyć pózno więc po rozbiciu obozowiska w hotelu jadę do centrum zobaczyć czy jest co oglądać. Tak nawiasem to już mi te hotele na nerwy działają. Na kempingu miałem cały kram pod ręką a tu muszę wszystko wnosić, wynosić... Muszę przyznać, że nie poświęcałem Auxerre wiele uwagi w przygotowywaniu wyprawy a tu miłe zaskoczenie. Postanawiam zostać tu następnego dnia i na luzie i bez pośpiechu poszwędać się po ulicach. Na zakończenie dnia zasiadam w barze na kawie i towarzyszę Francuzom w ich porażce w meczu z Niemcami.
Następnego rana, bez pośpiechu ruszam rozejrzeć sie po Auxerre. Niestety nieuchronnie zbliża się koniec wielkiej przygody , która mogłaby trwać o parę dni dlużej gdyby nie pogoda więc to ostatnia chwila na nacieszenie się Francją. Szwędam się po ulicach bez większego planu ale taki też był plan....







Eglise Saint Eusebe - ciekawy kosciół bo niespodziewanie bardzo jasny w środku.





I katedra Saint Etiene





Jeszcze wizyta w Eglise Saint Pierre


i dalej uliczkami w stronę deptaku na nabrzeżu








I tak to mija mi cały dzień....na błąkaniu się bez celu po uliczkach tego urokliwego miasteczka. Powstaje problem którędy wracać do domu. Właściwie są tylko dwie opcje : tak jak wjechałem do Francji przez Belfort albo przez Strasbourg. Żal się z Francją rozstawać więc Belfort byłby lepszy bo ciut bliżej więc nie trzeba będzie się spieszyć i bedzie można więcej zobaczyć. Z drugiej strony wciąż pada a poza tym ze Strasbourga mam do domu tylko 160 Km a z Belfort jakieś 350. No i last but not least w Strasbourgu jest FNAC gdzie być może dostane DVD których szukam....Mam jeszcze wystarczająco dużo wolnego i można by było jeszcze Francje pozwiedzać...gdyby nie pogoda. Trudno. Wybór pada na Strasbourg i następnego ranka ruszam w drogę. Do pokonania przedostatni odcinek trasy. Najdłuższy bo ponad 400km. Jadę raczej rekreacyjnie. Mam w końcu do dyspozycji cały dzień. Droga na szczęście urozmaicona. Trochę lokalnej przez wioski potem autostradopodobna  potem znow przez wioski i miasteczka.


Gdzieś po drodze chowam się pod dachem na małą przerwę i założenie przeciwdeszczowego kubraczka i spodni.


Pózniej dłuższy odcinek autostradopodobny gdzie niestety parkingi są rzadkością ale jak już się pojawiają to takie konkretne . Na takim się właśnie zatrzymuje bo raz , że pada cały czas a dwa, że w końcu nic mnie nie goni. Przy okazji mogę podziwiać Harley'a z przyczepką....No comment.


Zaparkowałem obok grupy anglików na niezle obładowanych GS1200. Nagle słyszę straszny rumor. Odwracam się a to jeden z tych GS'ów przewrócił sie na drugiego. Ruszam z pomocą przy okazji podniesiony na duchu nie jestem jedyny któremu się motor przewraca. Wjeżdżam do Alzacji. W oddali Wogezy więc i Strasbourg niedaleko. Alzacja to już właściwie Niemcy. Zarówno pod względem architektury jak i stylu jazdy....


W Strasbourgu byłem w zeszłym roku więc jakieś większe zwiedzanie nie jest planowane. Zresztą muszę przyznać, że miasto tym razem działa mi na nerwy. Może dlatego , że tak mało francuskie. Nawet petit kawa jest paskudna....Rano ruszam do centrum ale ponieważ nie ma jeszcze 10 i FNAC zamknięty jest okazja pstryknąć pare fotek.






Nawet karuzela dopiero budzi się do życia. Bardzo mi się te old school karuzele podobają....


 Jeszcze tylko kilka DVD's i CD's we FNAC chociaż to czego szukałem bedę musiał doch online zamówić i w drogę. Po paru minutach przejeżdżam Ren i cóż ...żegnaj Francjo.


...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz