Kiddo

Kiddo
w drodze....

poniedziałek, 21 maja 2018

Deszcz

Szósta rano, lotnisko w Stuttgarcie. Leje jak z cebra. Za dziesięć minut ma odlecieć samolot do Dubrovnika. Wszystko idzie gładko, pasażerowie już na pokładzie, bagaże załadowane...No właśnie, bagaże. Ma być 63 a jest 64. Pytam głównego ładowacza : " słuchaj, może się pomyliłeś ?" Ten jednak idzie w zaparte. 64 i basta. Dzwonię do panienki z bramki. Są trzy bagaże stand-by, które zostają. No ale ja na pozycji mam tylko dwa więc już wiem w czym problem. Trzeci stand-by jest bez stendbajowej banderoli. Panienka podaje mi numer bagażu, chłopcy szukają, szukają i nic. Trudno, idę do cockpitu i melduję kapitanowi, że mamy o jeden bagaż za dużo. Ten jednak wielkiego wyboru nie ma. Od czasu zamachu w Lockerbie, bagaż bez pasażera nie ma prawa lecieć. Nie pozostaje nic innego jak identyfikacja bagażu przez pasażerów. Wykładamy więc bagaże na wagoniki, ( niby to nie moja robota ale loaderów jest tylko dwóch więc nie mam wyboru ), niestety nie wszystkie się mieszczą więc część stoi na płycie lotniska. Wciąż leje jak z cebra. Pasażerowie dwójkami wysiadają z samolotu i wskazują swoje bagaże. Oczywiście nie są szczęśliwi, że ich torby i walizki stoją w ulewnym deszczu...W końcu ostatni pasażer wskazuje swój bagaż. Zostaje jedna, samotna walizka. Sprawdzamy nazwisko na banderoli no i oczywiście pasażera nie ma na pokładzie. Jak przypuszczałem, stand-by bez odpowiedniej banderoli. Całe szczęście, że to był Dash 8/400 a nie Airbus 320...Koniec końców samolot odlatuje z godzinnym opóznieniem a ja i moich dwóch loaderów jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. A to był dopiero początek....Tak zaczął się mój dzień w pracy, który trwał 10 godzin i 45 minut. Dłużej nie wolno nam pracować....Jest mi jednak wszystko obojętne. Jutro mam wolne...Miała być Francja, muzeum i zakupy ale Francuzi mają święto więc jadę spędzić czas w towarzystwie zwierzątek.

Zapowiadają jakieś deszcze i burze w ciągu dnia ale jest mi wszystko jedno. Pakuję moje francuskie heavy duty przeciwdeszczówki i ruszam w drogę. Muszę się oderwać od tego chaosu, zmienić dekoracje i przewietrzyć umysł.
Budzę się o szóstej z automatu i już o ósmej jestem w drodze. Póki co dzień zapowiada się obiecująco.



Szczerze mówiąc mam dosyć samolotów i wszelkiego latającego ustrojstwa ale taki szybowiec, to chyba jeszcze lepsze jak motor...


"Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem" a lotnisko we Wrzeszczu jeszcze działało, Pani Szybownik chciała mnie zabrać ze sobą na lot ale ja, nie wiedzieć czemu, bałem się, że tata na mnie nie poczeka...miałem może z pięć, sześć lat...


Docieram nad Ren. Tu też co poniektórzy szykują się do lotu.



Oczywiście nie może się obyć bez obligatoryjnej fotki.


Przy przeprawie promowej cała masa motocykli. Nie takie fajne jak mój Transalp ale też cool.



Po drugiej stronie Wielkiej Rzeki las, las i jeszcze raz las. Oczywiście tylko dla pedałów tzn. rowerzystów...Zatrzymuję się na papierosa i delektując się okolicznościami przyrody dochodzę do wniosku, że to jednak dobrze, że nie wolno po lesie motorem jezdzić. Warczy, brumi, zwierzątka straszy. Rowerkiem to sama przyjemność...Eh, chyba się starzeję...


Docieram do parku ze zwierzątkami. Trochę jak Tripsdrill i Parc Animalier Sainte Croix ale nie z takim rozmachem. Więcej spacerowania jak zwierzątek ale to doskonałe miejsce na spędzenie dnia, zwłaszcza z dziećmi.



Wilki, jak zwykle o tej porze, zalegają.



Koniki, kucyki, sarenki, kózki. Można pogłaskać, nakarmić.


Dzieci mają dużo radości.


Upał daje się we znaki. Całe towarzystwo zalega w cieniu.


Wracam oczywiście przez Mummelsee i już z daleka widzę, że nie będzie wesoło...Ulewa i pioruny. Jednak nie zniechęca mnie to i zatrzymuję się na obowiązkową kiełbaskę rezygnując jednak z pstryków.
Na chwilę przestaje padać więc krótka przerwa na papierosa nad Nagoldtalsperre.


 
Radość nie trwa jednak długo, znów zaczyna się ulewa. Moje przeciwdeszczówki sprawdzają się jednak znakomicie i bez większych problemów docieram do domu. Jutro znowu do fabryki ale tym razem na popołudnie i tylko sześć godzin. Wochenende wolne więc w Sobotę zakupy we Francji a w Niedzielę pora rozpocząć przygotowania do ITT 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz