Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 8 maja 2018

Wissembourg

Powoli zaczyna mi brakować pomysłów na jednodniowe wycieczki a niestety zanosi się na to, że bedzie to rok właśnie takich wypadów. Mam w końcu dwa dni pod rząd wolne i chociaż właściwie przynajmniej jeden z nich powinien być tzw. gospodarczy postanawiam wykorzystać oba na motocyklową turystykę. Trzeba w końcu zobaczyć coś innego niż lotnisko i samoloty. W sumie można by było gdzieś po drodze zanocować i wydłużyć zasięg, dochodzę jednak do wniosku, że w ten sposób dwa dni za szybko miną. Tak więc dwa jednodniowe wypady. Na pierwszy ogień idzie alzacki Wissembourg.


Korzystając ponownie z Kurviger.de planuję trasę, wbijam ją do mojego nowego navi i ruszam w drogę. Po niecałym roku od zakupu odmeldował się konwerter w moim Navitelu a szkoda bo zdążyliśmy się zaprzyjaznić. Jestem teraz dumnym posiadaczem najnowszego produktu Tom Toma : Rider 550. Już po kilku kilometrach zauważam ważną różnicę. Tom Tom sto razy lepiej prowadzi po wszelkiego rodzaju rondach i ślimakach. Z Navitelem to była trochę zgadywanka no ale za takiego Ridera 550 można cztery Navitele kupić więc musi być lepszy. Przynajmniej teoretycznie....
Kurviger.de jak zwykle przygotował znakomitą trasę i w doskonałym nastroju docieram do lokalnej Mississippi zwanej tu Renem.


Szybka przeprawa promowa i już jestem w Palatynacie. Jedną z głownych atrakcji w okolicy jest Zamek Bertwartstein. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1152 roku. Podczas burzy w 1591 roku, pożar spowodowany uderzeniem pioruna zamienił go w zupełną ruinę która wielokrotnie zmieniała włściciela. W 1893 roku nabył ją Theodor von Baginski i w ciągu dwóch lat odbudował. Niezbyt zgodnie z orginałem. Nowy właściciel mieszkał w zamku do swojej śmierci w roku 1929. Do dziś zamek jest w prywatnych rękach i służy za mieszkanie.


Część zamku jest dostępna dla zwiedzających no ale ja mam jeszcze daleką drogę przed sobą. Obowiązkowy pstryk i ruszam w dalszą drogę. Po kilku kilometrach docieram do położonego nad rzeką Lauter Wissembourga. Jest to francuska wersja niemieckiego Weissenburg co oznacza Biały Zamek.


Miasto rozwinęło się wokół założonego w VII wieku klasztoru. W latach 1719-1725 mieszkał tu Stanisław Leszczyński po tym jak został zmuszony do opuszczenia Księstwa Dwóch Mostów.



Wissembourg, jak większość miast w Alzacji, przypomina mój ulubiony Colmar. Nie ma jednak tego czegoś...Może jednak nie jestem obiektywny. Colmar darzę wielkim sentymentem.






Otfried von Weissenburg. Mnich, uczony i poeta. Bardzo ważna postać.





 
Jak zwykle, na każdym kroku kuszą łakocie.


Zobaczyłem co było do zobaczenia, no zapewne nie wszystko ale dzień ma tylko 24 godziny, pora się zbierać. Po drodze odwiedzam jeszcze, oczywiście należące do Związku Najpiękniejszych , Hunspach. Wioska słynie z doskonale zachowanych domów z pruskiego muru. Wygłada to bardzo malowniczo chociaż w Polsce mówiło się na coś takiego : bieda-mur.








Nawet skrzynka na listy jest dopasowana do całokształtu.


Ponownie przekraczam Ren i na horyzoncie ukazuje się Czarny Las.


No a skoro Schwarzwald to obowiązkowo Mummelsee. Pora coś przekąsić. I co mnie zawsze tu zadziwia. Jest pełno turystów, do tego tradycyjnie cała zgraja motocyklistów a w barze tak na dobrą sprawę są do zjedzenia tylko kiełbaski a i to to bez większego wyboru. Ani Bratkartoffeln ani Spaetzle...a jest dopiero siedemnasta. Za dobrze się co niektórym powodzi.I kózek w zagrodzie też nie ma...Wciagam więc Bockwurst, robię kilka obligatoryjnych pstryków




i pora ruszać do domu. Po drodze trzeba jeszcze jakiś plan na jutro wymyślić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz