Kiddo

Kiddo
w drodze....

poniedziałek, 21 września 2015

Grubasek i Kózka czyli powtórka z Prowansji - część 3

Program obowiązkowy został zaliczony więc możemy trochę kombinować. Postanawiamy wybrać sie do Arles. Po drodze krótki postój w Saint-Remy-de-Provence.




Wejście do katedry St-Trophime d'Arles jest bogato zdobione. Po raz kolejny denerwuje brak lustrzanki.


La Cafe la Nuit  którą uwiecznił van Gogh. Trochę to oszukane bo kawiarnia była zlikwidowana i dopiero w latach dziewięćdziesiątych wszystko odnowiono tak aby odpowiadalo obrazowi "Terrasse du cafe le soir".


Kręcimy się bez celu po mieście




W końcu lądujemy w kawiarni przy Amfiteatrze. Tej samej z której wyglądał przez okno na pietrze Gregor w filmie "Ronin" a przynajmniej tak twierdził Hili. Ja byłem przekonany, że to było z drugiej strony Amfiteatru. Niestety po dluższej dyskusji i obejściu całej budowli musiałem mu przyznać rację co bardzo nadwyrężyło moje ego znawcy kina...


W drodze powrotnej zatrzymujemy się u handlarza antykami bo Hili uparcie szuka butelki na wodę pastis 51. Starej. Niestety kolejne niepowodzenie.


Dalej w poszukiwaniu flaszki udajemy się do L'Isle de la Sorgue.


Hili odwiedza wszystkich mozliwych handlarzy starzyzną a ja w tym czasie kręcę się po miasteczku.



U handlarzy starociami się nie udało za to barman w kawiarni sprzedał bez problemu. Nie tak starą jak chciał Hili ale zawsze. No i całe szczęście bo już miałem dosyć tych poszukiwań. Szczerze mówiąc to gdyby barman odmówił to bym mu chyba siłowo wytłumaczył...


Co ciekawe w tym miasteczku oficjalne godziny otwarcia nie mają nic wsólnego z rzeczywistością. Ma być otwarte do 19 a tu juz o wpół do siódmej wszystko zamknięte na głucho. Podobnie w tym parku. Oficjalnie otwarty do 21.00.. jest dopiero wpół a na bramie łańcuch i kłódka...a w środku kilku zdziwionych.


Na kolacje Pierre serwuje rewelacyjne Merguez. Oczywiście z frytkami. Są tak znakomite, że zamawiamy je na następną kolację z tym, że nie osiem a dziesięć.



Następnego dnia zaczynamy od miasta fontann czyli Aix-en-Provence.




Niestety fontanna na Place des Quatre-Dauphins jest właśnie w renowacji i cała zasłonięta. W przyszłym roku...Pocieszamy sie kawą i menthe a l'eau. Ten napój towarzyszył nam wszędzie.


Następny w kolejce to sklep Harley Davidson i Salon de Provence.Pomimo póżnej pory zwiedzamy Chateau de l'Emperi który posiada niezłą kolekcję militariów a potem samo miasto.




Na kolację powtórka z Merquez z tym, że nie dziesięć jak zamawialismy a dwanaście.  Zaden z nas nie protestował.


Już po kilku szklaneczkach pastis Pierre stawia przede mną plastikowy kubeczek....Patrze, patrzę....trzeba dać sobie spokój z tym pastis. Na szczeście skorpion jest jak najbardziej prawdziwy wiec juz całkiem uspokojony mówie : Pierre, autre pastis s'il vous plait.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz