Kiddo

Kiddo
w drodze....

czwartek, 16 lipca 2015

Aix-en-Provence



Dziś droga prowadzi do założonego przez rzymskiego konsula Sextiusa Calvinusa w 123 roku p.n.e  Aix-en-Provence. To jedno z większych miast w Prowansji. Było zresztą kiedyś jej stolicą. Tu też urodził się i mieszkał Paul Cezanne. Obecnie jest to miasto głównie uniwersyteckie co widać na ulicach. Mnóstwo młodzierzy.



Dwaj kucharze.







Nałaziwszy się do syta, po krótkim popasie i kolejnej coli z lodem ruszam w drogę. Po wielu dniach spedzonych na odludziach i w małych wioskach nawet taki piękny Aix-en-Provence zaczyna na dłuższą metę irytować. Upał też raczej nie pomaga więc postanawiam wycofać się na z góry upatrzone pozycje i wrócić do Luberon. Tam w górach jakoś tak sprytnie te wioski pobudowali, że pomimo upału jest przyjemnie chłodno i przewiewnie a wyskie drzewa dają zbawienny cień. Po drodze zahaczam o Pertuis. Niby nic specjalnego ale jak w większości miasteczek Vaucluse, sympatycznie.




No i na koniec muszę oczywiście ponownie odwiedzić Cucuron. Mam zamiar zjeść tu jakąś kolację bo po paru dniach odżywiania się bagietkami plus co popadnie najwyższa pora na coś porządnego. No a oprócz tego posiedzieć i nacieszyć się tym miejscem. Docieram około 18 no a, że o tej porze przyzwoici Francuzi nie jedzą więc i restauracja, którą sobie upatrzyłem jest jeszcze zamknięta. Jako, że już nieco poznałem francuskie obyczaje wiem, że otworzą koło 20 więc zasiadam przy stoliku i odpalam fajkę. Pykam i delektuję się . Tytoniem i miejscem.



I w tak miły sposób mija mi ponad godzina. Do otwarcia restauracji jeszcze trochę czasu więc idę zwiedzać.






Zaczynam być już porządnie głodny kiedy wracam do restauracji. W międzyczasie jest już otwarta. a ja jestem pierwszym i póki co jedynym klientem. Ma to ten plus, że można sobie wybrać miejsce jakie się chce. Na początek pomidorki z mozzarellą.


Potem kurczaczek w bliżej niesprecyzowanym sosie plus pieczone ziemniaczki. Mięsko się samo w buzi rozpływało. Wszystko było bardzo smaczne więc gdybyście byli w Cucuron to polecam. Place de l'Etang a restauracja nazywa się Le Boudoir de Leon.


Niestety muszę powoli się zbierać bo mam jeszcze parę kilometrów do przejechania i to drogą przez wąwóz w górach. Wole po ciemku nie jechać. Zresztą....Cucuron zapewne wejdzie, obok Cape Town, Paryża i Barcelony,na  moją listę miejsc do których wracam wielokrotnie. Więc jeszcze tylko ostatnie spojrzenie..i au revoir Cucuron bo na pewno się jeszcze zobaczymy.


...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz