Kiddo

Kiddo
w drodze....

środa, 15 lipca 2015

Luberon - ciąg dalszy.

Następnego dnia po śniadaniu ( na kempingu można kupić z rana świeże bagietki i croissanty ) i obowiązkowej kawie ruszam zaliczyć program obowiązkowy a więc zobaczyć możliwie najwięcej okolicznych miasteczek i wiosek. Większość jest zrzeszona w związku Les Plus Beaux Villages de France czyli Najpiękniejsze wioski Francji, o czym z dumą zawiadamia odpowiednia tablica już na wjeżdzie.

 Aby należeć do tego związku wioska musi spełniać określone kryteria jak np. posiadać nie więcej niż 2000 mieszkańców i przynajmnie dwa Monument historique czyli zabytki uznane jako szczególnie ważne i cenne dla Francji. No z tym to akurat w Luberon nie ma żadnego problemu ale wiele wiosek, które mogłyby śmiało należeć do związku nigdy się o to nie starały, jak mój ulubiony  Cucuron, inne z niego wystąpiły. Może dlatego, że przynależność nie jest za darmo i trzeba opłacać roczną składkę - 3 Euro za każdego mieszkańca. Z drugiej strony wioski mogące sie pochwalić tytułem mają znacznie większy napływ turystów. Obecnie należy do niego 155 wiosek. Ruszam więc oglądać te cuda. Pierwsze w kolejności Roussillion znany ze swojej urody i ze złóż ochry.






 Na zmianę podziwiam miasto, widoki i smakołyki oferowane na odbywającym sie targu.



Trzeba ruszać bo się nijak nie wyrobię. Po drodze obligatoryjne sesje zdjęciowe na polach lawendy.


Docieram do Gordes. Pstrykam pierwsze zdjęcie i tak myślę, że to gdzieś tutaj musiał ustawić swoją kamere Ridley Scott. Obrazek również znany z filmu "Dobry rok"  tyle, że reżyser znów poprawił rzeczywistość. Tak naprawde nie przelatują tu żadne lądujące samoloty.


Pomimo upału ruszam na zwiedzanie miasta.






W końcu znajduję kawiarnię z małym tarasem z którego rozciąga się piekny widok. Dluższą chwilę delektuję się nim  i colą z lodem


Wracam do mojej Kiddo. Gordes odhaczony.


Następny punkt programu to założony w 1148 roku Abbaye de Senanque. Takie lub podobne zdjęcie znajdziecie w każdym przewodniku po Prowansji.


Dalej trochę zwiedzając



a trochę podziwiając widoki


docieram do Lacoste. Swoją sławę zawdzięcza nie firmie z krokodylkiem w tytule bo ta wzięła swoją nazwę od nazwiska założyciela a swojemu najbardziej znanemu mieszkańcowi : Donatien Alphonse Francois comte de Sade czyli markizowi de Sade który mieszkał na zamku górującym nad miasteczkiem : Chateau de Lacoste. Został on niestety w 1779 częściowo zburzony i splądrowany. No ale coś jednak ze współczesną modą ma wspólnego. Jego właścicielem jest teraz Pierre Cardin, który go częściowo odbudował.


Sama wioska jest urocza i przepięknie położona. Niestety jak wiekszość na zboczu czyli ponieważ jestem na górze to albo zejdę na dół i potem będę się pchał w tym upale pod górę albo zjadę na dół i to samo tylko odwrotnie...




Dochodzę więc do wniosku, że najlepiej jej piękno podziwiać z oddali.


Dalej droga prowadzi do odległego o zaledwie parę kilometrów Bonnieux.





Niedaleko od Bonnieux można podziwiać Pont Julien. Jest to most nad rzeką Cavalon zbudowany przez Rzymian z kamieni bez zaprawy murarskiej, w I wieku przed naszą erą. Został zamknięty dla ruchu w 2005 roku po 2000 lat użytkowania. Ostatni który po nim przejechał był pisarz Finnbar Mac Eoin. Jest nawet tabliczka na której jest napisane : Nie wiemy kto pierwszy przekroczył ten most ale Irlandczyk był ostatni. Most nadal jest dostepny dla rowerzystów i pieszych. Niestety mój S3 odmawia posłuszeństwa więc podpieram się zdjęciem z Wikipedii.


Zbieram się powoli w kierunku Apt. Po drodze gdzieś pomiędzy Lourmarin a Apt widzę taki obrazek

Na początku ich mijam ale po przejechaniu jakiegoś kilometra czy dwóch, zawracam. Dziadek z babcią i zapewne wnuczką grają w boules a przy okazji sprzedają czereśnie. Nie wiem dlaczego ale bedzie to jeden z najważniejszych obrazów zapamiętanych z tej wyprawy. Może dlatego, że sprawiali wrażenie szczęśliwych. W sumie tak niewiele potrzeba...szkoda, ze nie do wszystkich to dociera. Tak czy owak nawracam, nabywam czereśnie i pstrykam jeszcze jedną fotkę.


 Jest jeszcze trochę czasu do wieczora więc odbijam do położonego o kilka kilometrów od Apt Saignon.







Przy okazji mam przyjemność podziwiać Triumph'a kolesia, który najwyrażniej urwał się z planu kolejnej odsłony Mad Max'a



Wieczorem, na zakończenie dnia, zajadam  wspaniałe czereśnie


a pózniej, w trochę melancholijnym nastroju, odpalam fajkę i popijam pastis.



...to be cont.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz