Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 14 lipca 2015

Var - Dzień drugi

Tego dnia postanawiam wybrać się na odległe o jakieś 90 kilometrów wybrzeże Morza Śródziemnego. Trochę błądząc ale przy okazji zwiedzając




a trochę podziwiając widoki



docieram do Cogolin.


Mieści się w nim manufaktura  pana Courrieu w której od 1802 roku produkuje się fajki. Można popatrzeć na to jak powstają a przy okazji nabyć czego też nie omieszkałem uczynić. Piękna fajka z wrzośca z wkładem z pianki morskiej. Co ciekawe, że chociaż Francja słynie z produkcji fajek  a Saint Claude w Jurze jest fajkową stolicą to nigdzie nie można dostać do nich tytoniu a jak już to podlejsze gatunki. Na szczęście mam jeszcze parę płatków Navy Flake...Niestety z tego wszystkiego zapomniałem zrobić zdjęcia .
Zjeżdżam w kierunku wybrzeża i Saint Tropez ale nie wjeżdżam do miasta tylko tuż przed nim odbijam na Ramatuelle.




Miasteczko jest położone na wzgórzach i jest z niego piękny widok.


No a skoro to już tak blisko to jadę na plażę. Dzień jest bardzo upalny więc kąpiel w morzu dobrze zrobi. Miała być krótka a dwie godziny w wodzie zeszły. Przy okazji można podziwiać wspaniałe jachty zacumowane na zatoce. Od razu widać,że Saint Tropez jest za rogiem.



Odswieżony kapielą postanawiam wracać inną drogą niż przyjechałem. Trzeba zobaczyć o co chodzi z tym Saint Tropez. Niestety pomysł okazał się wyjątkowo głupi. Jest bardzo gorąco a na wjeżdzie do miasta korek nieprawdopodobny. Jestem od niego co prawda nie więcej niż kilometr ale odpuszczam i jadę w drugą stronę w kierunku położonego po przeciwnej stronie zatoki Sainte - Maxime. Jest tylko jedna droga i jeden pas. Spodziewałem się, że będzie tłoczno ale nie aż tak. To jakieś 14 - 15 kilometrów. Samochód za samochodem i wszystko stoi. Nie ma rady. Na przeciwny pas i gazu. Jak się przeciwny zakorkował to pomiędzy. Francuzi widać przyzwyczajeni bo uprzejmie zjeżdżają na bok robiąc miejsce. Trzeba tylko bardzo uważać. Jeżeli się chociaż na chwilę stanie na swoim pasie to przed podjęciem dalszej walki koniecznie spojrzeć w lusterko bo takich mądrych jest więcej i nawet nie wiadomo skąd się pojawiają. Na całe szczęście nie miałem bocznych kufrów jako, że cały kram został na kempingu. Inaczej pewnie do dzisiaj bym stał w tym korku. W końcu docieram, w sumie całkiem sprawnie, do Sainte - Maxime. Miasto ma bardzo ładną promenadę ale ja już nie mam ochoty na jej podziwianie zmęczony upałem i wymagającą koncentracji jazdą.



Cały szczęśliwy uciekam w góry gdzie jest chłodno i nie ma ruchu.



Odwiedzam Aups gdzie się zatrzymuję na dłuższy popas


a w drodze powrotnej do bazy zaglądam do uroczego Aiguines.








Przy okazji napotykam kotka


który najpierw nieśmiało


a potem już z pełnym zaufaniem łaskawie zezwolił na pieszczoty.


Kotek jak to kotek. Po chwili mu się znudziło i sobie poszedł więc i ja udałem się kontynuować zwiedzanie. Obowiązkowo pralnia :


Zjeżdżam w dół do bazy



Gdzie zasiadam nad jeziorem i delektując się pięknym widokiem zachodzącego słońca odpalam na dobranoc moją swieżo nabytą fajkę.


 Jutro opuszczam to piękne miejsce i przenoszę HQ do departamentu Vaucluse, do odległego o nieco ponad 100 kilometrów leżącego w górach Luberon Apt.


...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz