Opuszczam więc Domme i zjeżdżam na dół do Cenac-et-Saint-Julien gdzie pani już się pojawiła w recepcji. Kemping jest prawie pusty, kosztuje coś 10euro za dzień i ma wszystko co potrzeba. Oprócz wi-fi. Jest za to rewelacyjnie położony. Na samym brzegu Dordogne.
Rozbijam namiot, trochę się ogarniam i ruszam do pobliskiego Sarlat-la-Caneda. Ma pięknie zachowane , pochodzące z XIV wieku stare miasto.
Na każdym kroku kawiarnia albo restauracja.
Jednym z przysmaków pochodzących z Perigord jest foie gras. Jest to pasztet z wątróbek kaczych lub gęsich. Trzeba ptaszki najpierw podtuczyć. Nie chcecie wiedzieć jak. W Polsce i w większości państw EU ta metoda zakazana.
Podjadłem, popilem, pozwiedzałem pora wracać na kemping. Postanawiam pojechać trochę do okoła i przy okazji coś zobaczyć.
Najpierw Beynac-et-Cazenac.
Robi się powoli wieczór ale nadal jest bardzo ciepło. Nie bardzo chce mi się pchać pod górę.
Ruszam dalej do pobliskiego ( to jest miłe w Perigord Noir, że wszystko jest blisko siebie ) La Roque-Gageac. Oczywiście obydwie wioski należą do Les Plus Beaux Villages de France.
Wracam na kemping i z fajką w ręku rozsiadam się na rzeką podziwiając zmieniające się barwy podczas zachodu słońca. I tak minął kolejny dzień. Mało kilometrów ale wrażeń mnóstwo.
...to be cont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz