Kiddo

Kiddo
w drodze....

wtorek, 14 lipca 2015

Prowansja

Równo rok po mojej pierwszej wyprawie, zbieram się ponownie w drogę. Ponownie samotnie i znów do Francji. Tym razem w planie Prowansja i Perigord. Mam cztery tygodnie wolnego więc bez pośpiechu pierwszy dzień urlopu przeznaczam na ostatnie przygotowania. Ostatni przegląd, tankowanie i sprawdzenie ciśnienia w oponach. Niestety nastepnego dnia leje na okragło więc przekładam wyjazd o jeden dzień, robiąc to co się zwykle robi ostatniego dnia urlopu. Sprzątanie, pranie, prasowanie...Piątek, nie pada więc mogę ruszyć w drogę.

 Deszcz się zwinął za to jest 12 stopni. Zakładam na siebie termiczną bieliznę, kurtkę z podpinką i ruszam w drogę. Licznik pokazuje 79018. Ciekawe ile przybedzie..W Schwarzwald jest zwykle parę stopni mniej i tak jest też tym razem. Jest przejmująco zimno. Dopiero gdy zakładam na siebie kupioną w zeszłym roku moją heavy duty kurtkę przeciwdeszczową daje się jechać. Zdaję sobie sprawę z tego, że będę teraz woził ze sobą te wszystkie ciepłe bez sensu ale bez nich nie dałbym rady przejechać przez Schwarzwald. We Freiburg jak zwykle jest już cieplej więc mogę cały ten kram z siebie zdjąć, Przelatuje przez Belfort i kieruję się na Besancon. I tu już robi się ciekawie.


Po dziewięciu godzinach i 400 kilometrach docieram do Quingey gdzie zaplanowałem pierwszy postój. Wioska jest pięknie położona ale poza tym to niewiele.



Kemping jest bardzo sympatyczny. Położony nad rzeką i opanowany przez kaczki. Szwędają sie po całym terenie. Do mnie wpadły następnego dnia na śniadanie.

 
Bez pośpiechu zbieram się w dalszą drogę. Dzisiejszy etap jest nieco krótszy. Zaledwie 200 kilometrów.


Skromnie bo po pierwsze jestem na urlopie a po drugie planuje sie zatrzymać i zwiedzić Bourg-en-Bresse.




Zobaczyłem co było do zobaczenia i ruszam dalej.



Podziwiając piekne krajobrazy docieram do nastepnego przystanku na mojej drodze : Morestel. Tu widać, że wakacje się jeszcze nie rozpoczęły. Na kempingu jestem zupełnie sam. Sam Morestel to taka większa wioska chociaż we Francji coś takiego uchodzi za miasteczko. Sympatyczne ale nothing to write home about.






Nastepnego ranka ruszam w trzeci i ostatni etap mojej drogi do Prowansji. Przebijam się przez Grenoble gdzie trochę się gubię i tracę bez sensu czas. W końcu odnajduję właściwą drogę i wpadam na drogę krajową N85 czyli inaczej Route Napoleon. To właśnie tędy wracał po ucieczce z Elby aby rozpocząć ostatnie 100 dni.



Docieram do Sisteron a to już wrota Prowansji.



W tzw. międzyczasie robi się ciepło.


No i już widać, że to Prowansja



Gdzieś w tych pięknych okolicznościach przyrody moja Kiddo dobija do :


a ja razem z nią do departamentu Var i Lac de Sainte-Croix. Jest to jeden z pięciu sztucznych zbiorników wodnych na rzece Verdon. Tu rozbijam mój pierwszy obóz w Prowansji.




...to be cont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz